Mrówkowiec - wrocławska Superjednostka!
Historia tego budynku jest trochę jak historia powojennego Wrocławia w pigułce. Miasto zniszczone w 68% praktycznie nie było remontowane przez pierwsze lata po wojnie. Bo "cały naród odbudowuje stolicę". a tymczasem to do Wrocławia przyjechało wielu młodych samotnych ludzi. Ci, którzy stracili rodziny w czasie wojny, albo ci, których domy zniszczyła pożoga wojenna trafiali do Wrocławia. To nie byli tylko lwowiacy (ze Lwowa pochodziło ledwie 8% mieszkańców miasta), ale też krakusy i warszawiacy. Wielu było jednak mieszkańców wsi - co 2 mieszkaniec Wrocławia przed wojną mieszkał na wsi.
Innymi słowy - to było młode, prężne miasto, w którym krzywa demograficzna rosła jak szalona. A budynków ubywało. Na początku lat 60. XX wieku dramatycznie brakowało mieszkań, a ludzi przybywało. W 1960 roku na własne lokum czekało we Wrocławiu 88 tysięcy ludzi. Mieszkali na przykład na Śródmieściu w kamienicach, gdzie w każdym z pokojów umiejscowiono kilkuosobową rodzinę. Trzeba było budować nie dość, że tanio, to jeszcze szybko i dużo. Rozwiązaniem była wielka płyta i budowa z prefabrykatów a domy projektowano jak z klocków lego. Był zestaw kilkuset elementów i na ich podstawie projektowano budynki. Nic dziwnego, że są łudząco podobne do siebie, nie tylko we Wrocławiu ale w całej Polsce.
Na tym tle wyróżnia się superjednostka Leszka Zdeka. Ten wrocławski wciąż żyjący architekt zaprojektował kilkanaście ważnych wrocławskich budynków. Jego autorstrwa są choćby akademiki na Wittiga. Ale najsłynniejsza jest ona... a może on - Mrówkowiec?
W każdym razie w planach Mrówkowiec nazywano wrocławską Superjednostką. Wtedy w 1966 roku był to największy budynek w kraju:
- ma 235 metrów
- a 11 kondygnacjach zmieściło się 9 klatek schodowych i 801 mieszkań
- projektowano go na 2300 osób, w szczytowych okresach mieszkało tam 3 tysiące
- dziś w tym "mrowisku" mieszka 2,5 tysiąca ludzi
Gdy powstał był jedną z atrakcji turystycznych stolicy Dolnego Śląska. Ludzie przyjeżdżali by zobaczyć architektoniczny cud powojennej Polski.
Wrocławski reżyser, Sylwester Chęciński w 1969 roku nakręcił kryminał "Tylko umarły odpowie", który możemy streścić w taki sposób: Kasjer nie pojawia się w pracy. Wkrótce jego zwłoki zostają znalezione w firmowym skarbcu. Co ciekawe dla naszej historii, oficer Milicji Obywatelskiej mieszka w Mrówkowcu - w filmie możemy zobaczyć wnętrza i budująca się okolicę.
Zanim budynek powstał teren oczyszczono z powojennych gruzów. Że w ogóle przed wojną cokolwiek w tym miejscu istniało świadczy... nawierzchnia ulicy Drukarskiej. To przedwojenna dobrze ułożona kostka. Towarzyszyła jej przedwojenna "dobrze ułożona" zabudowa. W tym czasie była to bardzo elegancka dzielnica. Mieszkania były duże, a metraż niektórych z nich dochodził do 300 metrów kwadratowych. Splendoru okolicy dodawał fakt bezpośredniego sąsiedztwa dzisiejszej ulicy Powstańców Śląskich. W tamtym czasie była to jedna z najbardziej reprezentacyjnych miejskich arterii.
Co ciekawe zniszczenia na ulicy Drukarskiej nie były tak duże, by nie było szansy na odratowanie tamtej zabudowy. Ale taniej i szybciej było budować od nowa, więc pod koniec lat 50. poniemieckie ruiny zostały wyburzone.
Inżynier Leszek Zdek miał kilka koncepcji zabudowy - był nawet plan by postawić 3 przesunięte względem siebie budynki. Ale Zdek był zdania, że lepiej postawić jeden, dzięki czemu za budynkiem uda się wygospodarować więcej miejsca na tereny zielone. Zdek zaprojektował też budynki administracji i kawiarnię ze sklepem naprzeciwko budynku. Wtedy projektowało się kompleksowo. Mimo braków mieszkań myślano nie tylko o tym jak ludzie będą spać, ale też, gdzie ich dzieci będą się uczyć, gdzie się bawić, gdzie stanie sklep, biblioteka, kawiarnia.
"Mrówkowiec" był nie tylko największym ale też najtańszym polskim budynkiem. Metr kwadratowy kosztował więc tylko 1400 złotych, podczas gdy w innych budynkach metr kosztował tysiąc złotych więcej. Do wykończenia budynku użyto 5400 drzwi i ponad 2 tysiące okien.
Budynek to ciemne mikroskopijne kuchnie i niedoróbki których niepowstydziły się Stanisław Bareja pisząc scenariusz do Alternatyw 4. Ale też jasne pokoje, bieżąca woda, łazienki w mieszkaniu, centralne ogrzewanie i windy. To wówczas pod koniec lat 60. XX był swoisty synonim luksusu. Na ostatniej kondygnacji budynku umieszczono pierwszą w mieście telewizyjną antenę zbiorczą.
A plany były szersze - na środkowej 5 lub 6 kondygnacji miały się mieścić sklepy i zakłady rzemieślnicze, by budynek był samowystarczalny. Strefa luksusu to dach - Zdek zaplanował wydzielenie fragmentu dachu, gdzie mieli opalać się mieszkańcy, był nawet plan by powstał tam odkryty basen. Tego było za wiele komisji oceniającej w Miastoprojekcie i te śmiałe koncepcje architektowi wykreślili. Zostały małe mieszkanka (kawalerki do 26m2, m3 - do 50m2). Miejscem spotkań była działająca naprzeciwko kawiarnia "Miranda", także zaprojektowana przez Zdeka. W tamtym czasie "Mrówkowiec" był skupiskiem ludzi młodych. Blok był pełen świeżo upieczonych małżeństw i małych dzieci.
Po wrocławskiej Superjednostce w całym kraju powstawały podobne budynki: gdański "Falowiec", katowicka "Superjednostka", poznańska "Deska" czy warszawski "Pekin".
To tylko garść anegdot z czasu powstania wrocławskiej Superjednostki. Ten budynek to historia wielkiej płyty w pigułce - a Radiu RAM udało się odnaleźć jego projektanta dziś 93-letniego Leszka Zdeka:
Zapraszamy też do dyskusji na antenie Radia RAM o tym jak się mieszkało w wielkiej płycie - dziś wieczorem po 21 w ramach Wieczoru z Reportażem. Zaprezentujemy także historię Linowca - budynku niepozornego, ale nowatorskiego pod względem architektonicznym.
Audycja pod patronatem Marszałka Województwa Dolnośląskiego,
dofinansowana z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego