Gdzie dwóch się bije, tam obu korzysta (Felieton polityczny)
Dziś pojedynki na szable zastąpiła szermierka słowna, armaty do rażenia przeciwnika na odległość - media, a branie w jasyr- doniesienia do prokuratury. W polskiej polityce tezę popularnego twierdzenia, że "gdzie dwóch się bije" zamieniono na: "tam obu korzysta".
To efekt czynu zbiorowego niestety: patologicznej symbiozy klasy politycznej i mediów, wykorzystujących swoją przewagę nad odbiorcami przekazywanych informacji.
Politykom zależy głównie na tym, żeby szybko i tanim kosztem zaistnieć na rynku medialnym i wyeliminować przeciwnika, a mediom - żeby równie szybko sprzedać towar, cóż z tego, że lekko woniejący odorem zepsucia, ale za to łatwo przyciągający uwagę i zapewniający szybki zbyt.
W ostatnich dniach źródłem kolejnej awantury politycznej stał się nowy spot PiS-u.
Spot jest paskudny, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego takich emocji, eksponowanych w mediach, nie wywoływały jakoś o wiele bardziej kontrowersyjne spoty wyborcze PO, w których, dla uzyskania podobnych celów, wykorzystywano ofiary wypadków drogowych, czy pensjonariuszy hospicjów.
Dlaczego ośmieszająca braci Kaczyńskich kampania bilbordowa nie wzbudziła podobnych protestów i fali krytyki, a publiczne sugerowanie, że członkowie Stowarzyszenia Dolny Śląsk XXI kradną samochody przez niektórych dziennikarzy i samego zainteresowanego -Jacka Protasiewicza (PO) zostało potraktowane jako niewinny żart?
Spot trafia celnie w słabości PO, choć jest niesprawiedliwy, bo operuje półprawdami, dyskredytując pośrednio działalność wielu ideowych, zaangażowanych w działalność publiczną polityków tej partii. Nie wnosi do naszej politycznej rzeczywistości niczego nowego, ani, tym bardziej, pozytywnego, a jego efektem będzie jedynie jeszcze większe zantagonizowanie twardych elektoratów PO i PiS oraz zniechęcenie do czynnego uczestniczenia w wyborach osób niezdecydowanych.
Ale może właśnie o to chodzi spin doktorom obu partii?
Pamiętajmy, że to właśnie Platforma Obywatelska pierwsza zastosowała taktykę bezwzględnego obrzydzania konkurencyjnego PiS-u za czasów koalicji tej partii z LPR-em i Samoobroną, co media podjęły z szaleńczym zaangażowaniem w przeświadczeniu wypełniania dziejowej misji ratowania Polski przed "ciemnogrodem".
Teraz upojona tamtym sukcesem PO próbuje stosować ją wobec wszystkich przeciwników politycznych. Nie ma się co temu dziwić. Jej liderzy postępują zgodnie z zasadą, że każdy robi to, co mu najlepiej wychodzi. Partia rządzona przez miłośników piłki nożnej traktuje więc Polaków jak kiboli i robi wszystko, żeby kolejne wybory nie były aktem dojrzałej demokracji, w której ocenia się poprzedników i świadomie, z rozwagą wybiera tych, którzy się sprawdzili, ale zwykłą "ustawką" przy urnach, w trakcie której zetrą się w boju elektoraty obu dominujących na scenie politycznej partii na zasadzie, kto komu dokopie.
Wszystko wskazuje na to, że PiS niestety z pełną premedytacją przyjął taktykę walki PO, jak swoją.
Mam wrażenie, że obu partiom chodzi dziś głównie o to, żeby do wyborów chodził wyłącznie ich wierny elektorat, bo ten w wojennym zacietrzewieniu nie będzie zadawał trudnych pytań o program i jego realizację, wizję Polski, sposoby na wyjście z kryzysu, czy dynamiczny rozwój kraju.
Wracając do retoryki wojennej - konwencje genewskie uregulowały wiele spraw związanych z prowadzeniem działań zbrojnych.
Może najwyższy czas na podobne regulacje w polityce?
Paweł Wróblewski, Dolny Śląski XXI