Wygrywaj z www.radioram.pl!

Radio RAM | Utworzono: 21.01.2010, 11:02 | Zmodyfikowano: 21.01.2010, 11:03
A|A|A

OŚRODEK DZIAŁAŃ ARTYSTYCZNYCH FIRLEJ ul. Grabiszyńska 56 - Marek Dyjak - 22 stycznia - godz. 20.00. Jeśli chcesz zdobyć podwójne zaproszenie wyślij sms-a pod numer 71160 w treści wpisz: RAM, Marek Dyjak, swoje imię i nazwisko.

Koncert w ramach cyklu "Singer-Songwriting". „Najbardziej prawdziwy głos na polskim rynku muzycznym” - tak ocenia jego sztukę Elżbieta Zapendowska. Po kilku latach przerwy w karierze, osobistych zawirowaniach, zmartwychwstał by porażać swym zachrypniętym, głębokim głosem i niesamowitą szczerością w przekazie. Marek Dyjak przez wielu okrzykniętym polskim Tomem Waitsem na scenie Firleja wystąpi z gitarą i w towarzystwie trębacza Jerzego Małka. W repertuarze znajdą się zarówno stare piosenki, jak i te najnowsze ze świeżej płyty „Jeszcze raz” (listopad, 2009). Dajmy się ponieść tej energii. Niechaj zadrżą ściany! Na profilu MySPace artysty czytamy: „Dyjakowe śpiewy najbardziej pochłaniają serca podarte, przetarte, z bliznami. Historie o zawiłościach uczuć wsparte wokalem pełnym żalu, śpiewane jakby od niechcenia, czasem niewyraźnie, za cicho, działają jak paznokieć palca wciskany gdzieś w środku. Odczuwa się to, o czym artysta śpiewa, w sposób nadto fizyczny, dojmujący. I choć większość tych piosenek znamy, choć mamy płyty Dyjaka na półkach, dopiero widząc go śpiewającego na scenie docenia sie piękno, rangę tego zjawiska. Ma facet niesamowitą estymę, a przede wszystkim bije z niego ogromna, czasem trudna szczerość. I chyba tą szczerością, bezkompromisowością, byciem sobą Dyjak zaskarbia sobie publiczność”. Marek Dyjak ma na koncie 34 lata, papiery hydraulika, nagrody na festiwalach, role filmowe i teatralne (m.in. „Kalipso”, „Faust”) i cztery własne albumy. Pierwszy z nich - "Sznyty" - nagrał w wieku 22 lat. Kolejny - "W samą porę", przyniósł pierwsze hity, takie jak: "Serce z rysą" i "Durna miłość". W 2004 roku nagrał płytę o tytule „Ostatnia” z której pochodzi chyba najsłynniejsza interpretacja- utwór Dyjaka - "Ostatnia niedziela". Ten album rzeczywiście miał być ostatni. Półtora roku temu przymocował do drzewa linkę holowniczą. Pogotowie stwierdziło zgon. Dyjak wybudził się jednak ze śpiączki po paru dniach. Nic nie pamiętał. Więcej na temat fascynującej historii Marka Dyjaka można przeczytać w artykule „Polityki” – „Przerwana pętla” dostępnym pod tym linkiem. Dyjak śpiewa utwory do tekstów Wojtka Bellona, Roberta Kasprzyckiego, Piotra Bukartyka, Jana Kondraka, Mirosława Czyżkiewicza. Współpracował z Janem Wołkiem, Januszem Grzywaczem, Marianem Kociniakiem, Januszem Stroblem, Adamem Galasem. Brał udział w programach telewizyjnych. Ma za sobą wiele koncertów w całym kraju. Na co dzień występuje z kwintetem, ale nie są mu obce koncerty wyłącznie z gitarą lub w duecie z trębaczem. (bilety: 20 / 30 pln | do kupienia: www.eventim.pl, www.ticketpro.pl oraz przed koncertem)

******************************************************

TEATR ARKA ul. Mennicza 3 - Sen nocy letniej wg. Shakespeara – pod patronatem Radia Wrocław - 21 stycznia - godz. 19.00. Jeśli chcesz zdobyć podwójne zaproszenie wyślij sms-a pod numer 71160 w treści wpisz: RAM, Sen nocy letniej, swoje imię i nazwisko.

„Sen nocy letniej” wg. W. Shakespeara – scenariusz teatralny Sebastiana Kubicza dzieje się w Szpitalu Psychiatrycznym, „Kiedy litery zlewają się w obraz, a ja nie siedzę już przy kartce papieru, wtedy rodzi się scenariusz do sztuki, wtedy ja przenoszę się do świata, który czeka w uśpieniu w mojej głowie.” – Sebastian Kubicz autor scenariusza słyszy głosy, mieszka w szpitalu psychiatrycznym na oddziale zamkniętym, cierpi na schizofrenię. Jego życie i talent w swojej tragiczności można porównać do życia i talentu artystki Sary Kane, dla której również ucieczką od szpitalnej rzeczywistości jest literacka fikcja i krzywe zwierciadło codzienności szpitalnej. „Sen nocy letniej”, na który zapraszamy do Teatru Arka jest zainspirowany Grotowskim, Kantorem, Teatrem NO, tańcem butho i kulturą orientalną, aby w ten sposób podkreślić istnienie innego świata. Przedstawienie jest bardzo ciekawie i oryginalnie grane przez zawodowych aktorów, jak i niepełnosprawnych adeptów sztuki aktorskiej związanych z Teatrem Arka od wielu lat. Stawia pytanie, poprzez szekspirowskich bohaterów, czy chorzy psychicznie pacjenci muszą być zepchnięci na margines społeczeństwa, i czy integracja tych, którzy czują się odrzuceni jest ważna. Kiedy rozsądek idzie w parze z szaleństwem, a wargi szepczą dość - rodzi się Sens Nocy Letniej… Sen Nocy Letniej wg. Williama Shakespeara ; Autor: Sebastian Kubicz; Reżyseria: Renata Jasińska;

******************************************************

TEATR WSPÓLCZESNY (duża scena) - Kupiec Wenecki - 23 stycznia - godz. 19.00. Jeśli chcesz zdobyć podwójne zaproszenie wyślij sms-a pod numer 71160 w treści wpisz: RAM, Kupiec Wenecki, swoje imię i nazwisko.

Napisany pomiędzy 1594 a 1597 rokiem dramat, w druku opatrzony podtytułem ‘komiczna historia Żyda Shylocka’ to ponadczasowy tekst o sile i władzy pieniądza, a przede wszystkim o braku akceptacji dla tego, co inne. Inne, bo kolorowe, bo mówi inaczej, bo wierzy inaczej. Ta oczywista i wydawałoby się banalna konstatacja niesie jednak za sobą krwawe konsekwencje. W spektaklu dojdzie do konfrontacji trzech wykluczonych, mimo że pozostających na najwyższych szczeblach społecznej drabiny, postaci: weneckiego, bogatego kupca – homoseksualisty Antonia, równie zamożnego i zajmującego się handlem ortodoksyjnego Żyda Shylocka oraz nieprawdopodobnie bogatej i inteligentnej prowincjuszki Porcji. Wokół tej trójki, jak satelici, gromadzą się pozostali uczestnicy dramatu. Pożyczka i okrutny zastaw, porwanie i zmiana wiary, konkurs mający zdecydować o wyborze męża – to tylko niektóre wątki tej sensacyjnej fabuły. Nie sposób oceniać tego świata w kategoriach czarno-białych, nikt nie jest tu jednoznacznie dobry i nikt nie jest jednoznacznie zły. Największe katastrofy rodzą się z głupich żartów i banalnych przypadków. Interesowność, wyrachowanie, łatwość naginania swojego sytemu wartości do panujących okoliczności, a przede wszystkim chęć „życia łatwego i przyjemnego” to podstawowe cechy naszych bohaterów. Trudno się sobie podobać, przeglądając się w lustrze „Kupca weneckiego”. I jeszcze trudniej uwierzyć w jego gorzki happy end. Gabriel Gietzky (ur. 1969) – aktor-lalkarz i reżyser, jeden z najciekawszych twórców teatralnych młodego pokolenia. Ma za sobą realizacje w teatrach wrocławskich: "Wariacje bernhardowkie" Przemysława F. w Teatrze Polskim, "Przytulonych"ęłęó Jonasa ęłęóGardella i „Traktat” wg L. Wittgensteina we Wrocławskim Teatrze Współczesnym oraz „Morderstwo” H. Levina w Teatrze K2. W warszawskim Teatrze Powszechnym wystawił komedię Aleksandra Fredry "Gwałtu, co się dzieje!", a w Teatrze im. A. Mickiewicza w Częstochowie „Ożenek” Mikołaja Gogola. w 2007 pokazał „Niestworzoną historię albo ostatniego tatusia” Michała Walczaka w Teatrze im. W. Horzycy w Toruniu.

******************************************************

KLUB STREFA WZ - Kucz/Kulka – koncert promujący płytę „Sleepwalk” – pod patronatem radia RAM - 7 lutego - godz. 19.00. Jeśli chcesz zdobyć podwójne zaproszenie wyślij sms-a pod numer 71160 w treści wpisz: RAM, Kucz, swoje imię i nazwisko.

& Raz na jakiś czas pojawiają się wykonawcy, którzy w niezwykle sympatyczny sposób odkurzają (dosłownie!) archaiczne brzmienia z czasów, kiedy telewizja z jednym kanałem była dobrem luksusowym, a o przenośnych, muzycznych gadżetach nikt nawet nie śnił. Pamiętacie dziewczyny z The Pipettes? Urocze trio z Wielkiej Brytanii zaczarowało wszystkich swoimi vintage’owymi, diabelnie chwytliwymi przebojami, potem znikając gdzieś bez śladu. Z singlami dziewczyn konkurować mógłby duet Lucky Soul, gdyby ich fantastyczny kawałek "Lips Are Unhappy" przysporzył im więcej popularności. Aktualnie obserwujemy też revival dźwięków lat 80., ale to przecież nie było znowu tak dawno. Zaskakujące jednak jest to, jak skądinąd jednowymiarowo współcześni wykonawcy traktują wielką spuściznę czasów bardzo zamierzchłych, skupiając się praktycznie tylko i wyłącznie na dziewczęcym popie z lat 60., dokonaniach legendarnego Phila Spectora czy niezapomnianych brzmieniach zespołów pokroju The Beatles czy The Beach Boys. A muzyka popularna zdaje się mieć zdecydowanie głębsze korzenie, o czym chyba nie zapomnieli polscy wykonawcy – Gaba Kulka i Konrad Kucz. Gabrieli Kulki raczej nie trzeba bliżej przedstawiać. Nie wszyscy musieli poznać wokalistkę przy okazji płyty "Out" dwa lata temu, ale na poziomie tegorocznego "Hat, Rabbit" na jej nazwisko, chcąc, nie chcąc, natknął się prawie każdy przechodząc obok kiosku z kolorowymi magazynami, trafiając na dowolny program telewizji śniadaniowej czy włączając kilka ambitniejszych, rodzimych rozgłośni radiowych. Gaba Kulka wśród współczesnych, polskich wokalistek zyskała sobie rozgłos porównywalny z tym, który ma miejsce przy okazji każdej premiery płytowej Marysi Peszek, choć z racji talentu, songwriterskich umiejętności, kreatywności, świetnego wokalu i sympatycznej, scenicznej osobowości tym razem szum wokół polskiej wokalistki jest jak najbardziej uzasadniony. Mniej znaną połówką duetu Kucz/Kulka jest Konrad Kucz – człowiek z ogromnym dorobkiem na polu muzyki elektronicznej, chilloutu i ambientu, trochę niesprawiedliwie w masowej świadomości funkcjonujący głównie jako jeden z członku grupy Futro. Patrząc na dyskografię Kucza, nie sposób nie zauważyć, że chyba zawsze trochę ciągnęło go do mniejszych tudzież większych eksperymentów z brzmieniami z przeszłości. Cały koncept "Sleepwalk" rozpoczął się ponoć od niewinnych eksperymentów ze starymi płytami i odgłosami zakurzonych taśm filmowych. A efekt? Jest znakomity. Album Kucza i Kulki to wspaniała wyprawa do czasów, gdy na kinowych ekranach oglądać można było fabuły takich reżyserów jak Ernst Lubitsch, Josef von Sternberg, Cecil B. DeMille, podziwiać aktorki kalibru Glorii Swanson i Mary Pickford, kiedy znakomitej rozrywki dostarczały wodewile, burleski i lekkie kabarety. To muzyka czerpiąca garściami z performance’ów Josephine Baker, piosenek Dietrich, Piaf i typowych, kawiarnianych szansonistek z czasów dwudziestolecia międzywojennego. To wspomnienie przebojów Sarah Vaughan, Nancy Sinatry, Patsy Cline, a także ich wspaniałych poprzedniczek pokroju Bessie Smith, Idy Cox, Clary Smith. Gaba Kulka i Konrad Kucz w żadnym momencie nie przesadzają z retro stylizacją. "Sleepwalk" przeszłością jest tylko niezobowiązująco zainspirowane, delikatnie natchnione. Cała płyta stanowi przede wszystkim wyborną wariację na temat dzisiaj już nieco zapomnianych, zakurzonych brzmień. Konrad Kucz imponuje nie lada wirtuozerią i kreatywnością, gdy przychodzi do samplowania przywodzących na myśl całkiem wiekowych dźwięków, a Gaba Kulka niezwykłą, piosenkarską wrażliwością. To nie jest bowiem ta sama wokalistka, którą znamy chociażby z jej solowego krążka "Hat, Rabbit". Na "Sleepwalk" Kulka zaskakuje spokojem, dostojnością, fantastycznym wyczuciem specyficznego klimatu, nie szarżuje, nie teatralizuje żadnych wyśpiewywanych przez siebie fraz, aż trudno uwierzyć, że to naprawdę ona. Nie wiem, czy kiedykolwiek trafi nam się wydawnictwo podobne i równie udane co "Sleepwalk", więc bezwstydnie cieszmy się nim, bo naprawdę jest nad czym się "rozpływać". I nikogo, kto uznaje ten album za najlepszą, polska płytę tego roku, nie wypada oskarżać o przesadę. Co więcej, być może z tego typu opiniami sama bym się zgodziła.

REKLAMA