Przystojniak z trąbką (Posłuchaj)
Wojciech Jakubowski
Potem udanie rozpoczął karierę solową, którą kontynuuje do dziś. Na brak zajęcia na pewno nie może narzekać, bo kiedy nie nagrywa to bez problemu zapełnia sale koncertowe w najróżniejszych zakątkach świata. Kto nie wierzy ten powinien zajrzeć na jego ostatnie dzieło, nominowane do Grammy - koncertowe DVD i CD z Bostonu by przekonać się jaka owację zgotowała mu tam publiczność. Albo jeszcze lepiej - przy najbliższej okazji wypadałoby przespacerować się na jeden z jego polskich występów - w naszym kraju artysta ten jest szalenie popularny, co on sam zauważa i docenia- podkreślając ten fakt w wywiadach i na scenie.
Każda z jego kolejnych tras jest dłuższa od poprzedniej a z frekwencją nie ma najmniejszych problemów. Pamiętam, że już podczas jego pierwszej wizyty zainteresowanie było tak duże, że organizator w ostatniej chwili namówił muzyka do zagrania dodatkowego koncertu. Ze względu na napięty terminarz artysty występ zorganizowano tego samego dnia późno w nocy. Co ciekawe w tym samym dniu i również w Warszawie przed stu pięćdziesięcio tysięczną widownią wystąpił Sting.
Wielbiciele jednego i drugiego muzyka mieli wówczas nie lada orzech do zgryzienia- którego z panów wybrać, zwłaszcza że na początku obecnego wieku nie byliśmy tak rozpieszczani wizytami światowych gwiazd jak teraz i każdy podobny koncert wywoływał olbrzymie podniecenie.
Tak, publiczność kocha Chrisa Botti, choć bardziej wprawni słuchacze od dłuższego czasu narzekają na jego płyty, zarzucając mu obniżenie lotów i coraz częstsze kłanianie się mniej wybrednym gustom.
Przełomem i zwrotem w mniej szlachetną stronę wydaje się być płyta „When I Fall In Love” z połowy lutego 2005 roku, gdzie obok tematów zagranych pięknie i wzruszająco pojawiły się wykonania, o których należałoby szybko zapomnieć. Botti sięga tu po klasykę jak i utwory współczesne. Obok „Someone To Watch Over Me” Gershwina czy „What'll I Do” Irvinga Berlina, mamy także „Cinema Paradiso” Ennio Morricone oraz „La Belle Dame Sans Regrets” z repertuaru Stinga. Zresztą ten ostatni pojawia się gościnnie w utworze podobnie jak i inny dobry znajomy ze stingowej paczki Dominic Miller. Ale to nie koniec gości bo w "How Love Should Be" usłyszymy Paulę Cole, której, jak się później okaże, nie będzie to pierwsze spotkanie z przystojnym trębaczem. Warto też zwrócić uwagę na obecność w pełnym składzie London Session Orchestra.
A tak a propos parady gwiazd to na wydanym dwa lata później "To Love Again" lista gości znacząco się wydłuża i do wspomnianej Pauli oraz Stinga dołączyli m.in.: Michael Buble, Jill Scott czy Gladys Knight. Zresztą znanych wokalistek i wokalistów nie brakuje również na dwóch już w sumie albumach koncertowych Chrisa. Podczas koncertów w Polsce tego zaszczytu dostąpiła Anna Maria Jopek. Na dodatek Botti kompletując zespół może sobie pozwolić na dobieranie muzyków spośród znakomitych instrumentalistów, będących niejednokrotnie laureatami Grammy i na to również podczas jego wizyt należy zwrócić uwagę. Wracając jednak do „When I Fall In Love” to duet ze Stingiem jest jednym z tych paru zaledwie utworów, po które mimo upływu lat wciąż z radością się sięga.
Muzyka dzień po dniu (Posłuchaj):