Specjalista od przemian (Posłuchaj)
Wojciech Jakubowski
Wydawca poświęca każdej z wokalistek jedną płytę, na której prezentuje współczesne, elektroniczne wersje piosenek z ich repertuaru.
Posłuchaj muzycznego felietonu Wojtka Jakubowskiego:
A panowie? Ich repertuaru ze współczesnymi brzmieniami jakoś nikt skonfrontować się nie spieszył. Pojawiła się co prawda trzy lata temu płyta „Forever Cool” z piosenkami Deana Martina, tyle że utwory zachowały klasyczne aranżacje a łącznikiem między tym co teraźniejsze a tym co dawne była obecność obecnie aktywnych artystów, których partie wokalne dograno do już istniejących wykonań Deana Martina. I tyle. Aż wreszcie równo rok temu do naszych rąk trafił efekt pracy sporej gromady młodziaków, którzy postanowili zmierzyć się z legendą Nat King Cole'a. Pomysłodawczynią przedsięwzięcia, któremu nadano tytuł „Nat King Cole Re: Generations”, była córka wokalisty Caroline Cole, która nie tylko nie miała oporów przed konfrontacją dzieł ojca z kreatywnością i pomysłowością młodego pokolenia, ale wręcz przekonana była, że tak właśnie należy zrobić. „Mój ojciec byłby tym podekscytowany. To był specjalista od przemian- zarówno w życiu prywatnym jak i muzyce. To było słychać w piosenkach, było widać na co dzień”- mówiła w wywiadzie dla „Los Angeles Timsa”. „Nat King Cole Re: Generations” to kombinacja przeróżnych pomysłów znanych już z podobnych wydawnictw- jednak tym razem wszystkie one zostały wykorzystane na jednej płycie. Po pierwsze zapraszając do projektu takich artystów jak Cut Chemist, Brazilian Girls, Bebel Gilberto, TV On The Radio, Stephen Marley czy The Roots poproszono ich by powierzone do interpretacji kompozycje wykonali w charakterystycznych dla swojego repertuaru aranżacjach. Dzięki temu płyta stała się bardzo różnorodna. Pobrzmiewa tu reggae, klimaty południowoamerykańskie; jest elektronika, sporo hip- hopu i soulu. Głos Nat King Cole'a oprawiony w nowoczesne brzmienia to jednak nie wszystko co zaproponowano. I tu dochodzimy do drugiego charakterystycznego elementu tej płyty. W wielu kompozycjach do mistrza dołączają ze swoimi partiami wokalnymi zaproszeni goście. Czasami za bardzo dominują w poszczególnych fragmentach, ale generalnie całość została zmontowana w taki sposób, że odnosi się wrażenie, iż Nat King Cole otoczony wianuszkiem dzieciaków świetnie się bawi w ich towarzystwie , choć przecież z wyjątkiem Natalie Cole nigdy nie było mu dane poznać tych artystów. Tak więc mamy tu do czynienia z czymś znacznie więcej niż tylko efekt bezdusznego cięcia dźwięków i zabawy nimi w celu stworzenia kolejnego remixu, nie zawsze udanego. A żeby legendarnego muzyka maksymalnie wepchnąć w ramy współczesności- mocno pokombinowano też z wkładką do płyty. Kto jeszcze nie widział- proszę zajrzeć. Sądzę, że nie jeden raz szeroko się uśmiechniecie.