Uratują maluchy? Co z sześciolatkami?
W najbliższy piątek głosowanie w Sejmie. Koordynatorzy akcji "Ratuj Maluchy" na Dolnym Śląsku wykorzystują każdą chwilę na spotkania z posłami, by przekonać ich, że milion popisów pod obywatelskim wnioskiem to wystarczająco dużo, aby zorganizować referendum.
W końcu powstał też raport, który jak dowodzą rodzice jest dowodem na to, że dolnośląskie szkoły nie są przygotowane na przyjęcie sześciolatków. Na niepochlebnej liście jest kilkanaście placówek z naszego regionu.
W skargach można przeczytać, że oprócz braków w infrastrukturze, obowiązuje w nich system dwuzmianowy, który jest szczególnie uciążliwy dla sześciolatków, brakuje wydzielonych stref dla młodszych dzieci, długich przerw, a klasy w których się uczą są zbyt liczne. Poza dużymi miastami problem dotyczy też transportu. W Starych Bogaczowicach dzieci mają wstawać o 5 rano żeby zdążyć na lekcje.
W raporcie oberwało się też placówkom z Wrocławia, Głogowa, Lutyni, Mietkowa, Serbów i Trzebnicy. Z zarzutami w ich kierunku nie zgadza się jednak Kuratorium Oświaty, które przeprowadziło kontrole. Po ogłoszeniu wyników napięcie wzrosło jeszcze bardziej.
Kuratorium sprawdziło w ponad 500 szkołach na Dolnym Śląsku jak uczniom 4 klas, które rozpoczęły naukę w wieku 6 lat poszły testy kompetencyjne OPERON-u. Okazało się, że 92% wypadło porównywalnie do swoich starszych kolegów (tych, którzy zaczęli naukę w wieku 7 lat), 4% wypadło lepiej i 4% gorzej.
Rodzice ze stowarzyszenia Ratuj Maluchy mają jednak wyniki innych badań, które pokazują coś całkowicie odwrotnego. Wykonał je Instytut Badań Edukacyjnych w oparciu o CBOS. Wg nich co 4 sześciolatek traci entuzjazm do nauki, a tylko co 12 siedmiolatek. Natomiast co drugi rodzic, gdyby miał jeszcze raz decydować, nie posłałby swojego dziecka wcześniej do pierwszej klasy. Wg Rodziców wyniki te świadomie zostały przez MEN zamiecione pod dywan i nie ujrzały światła dziennego.
Kliknij na zdjęcie, by przeczytać raport