To będą bardzo kosztowne zmiany

Martyna Czerwińska | Utworzono: 05.03.2014, 07:55 | Zmodyfikowano: 05.03.2014, 08:06
A|A|A

fot. radioram.pl

Wrocławscy urzędnicy, którzy przez kilka lat namawiali rodziców do posyłania dzieci do przyszkolnych zerówek, teraz... przenoszą je z powrotem do przedszkoli. Wszystko przez to, że w podstawówkach muszą stworzyć dodatkowe miejsca.

Zgodnie z nowym prawem do I klas trzeba przyjąć półtora rocznika: sześciolatki z pierwszej połowy roku i siedmiolatki. Dodatkowo oddziały nie mogą liczyć więcej niż 25 osób. Szacuje się, że w ciągu 3 najbliższych lat trzeba będzie stworzyć 100% więcej oddziałów. A to oznacza więcej nauczycieli, więcej przestrzeni i  przede wszystkim ogromne wydatki.

Nie ma szans w tak krótkim czasie rozbudować wszystkich placówek, więc z zagęszczeniem trzeba poradzić sobie w inny sposób. Ale tu pojawia się pojawia się problem - chociaż wymagania ze strony ministerstwa rosną, subwencja maleje. Na razie nie wiadomo ile, bo dostępne są tylko prognozy.

Mimo to Jarosław Delewski, dyrektor Departamentu Edukacji we Wrocławiu, jest rozgoryczony. Miasto po raz kolejny będzie musiało dołożyć z własnej kieszeni ogromne pieniądze. Wydatki na edukację stanowią prawie 1/4 całego budżetu Wrocław. - To nie może trwać wiecznie. Ministerstwo wprowadzając zmiany powinno pomyśleć o ich finansowaniu - tłumaczy.

Ministerstwo problemu jednak nie widzi. Wskazuje, że aktywne zarządzanie siecią szkolną przez samorząd, może wydatki te znacząco pomniejszyć. Samorząd może na przykład ustalać obwody szkolne, tak by optymalizować liczbę uczniów w szkołach podstawowych. Według ekspertów za takie myślenie zapłacą jednak najmłodsi. Miasto przyparte do muru ma bowiem tylko dwa wyjścia z sytuacji. Po pierwsze wprowadzić dwuzmianowość. Część dzieci będzie zaczynała lekcje rano i kończyła koło południa.

Druga część przyjdzie dopiero koło 12 i zostanie do 15-16. Według Departamentu Edukacji to mało uciążliwe rozwiązanie, bo większość dzieci i tak spędza w szkole czas od rana do popołudnia. Kiedy nie mają lekcji, bawią się w świetlicach. Mama, Joanna Klima, podkreśla jednak, że nawet jeśli w świetlicach organizuje się dzieciom ciekawe, dodatkowe zajęcia, w tym ruchowe, to dziecko po kilku godzinach i tak będzie wyczerpane emocjonalnie i umysłowo. "- Jak usiądzie o 13:00 do ławki, to nie będzie się w stanie skupić, będzie zwyczajnie zmęczone - tłumaczy.

Drugie rozwiązanie wydaje się jednak jeszcze bardziej absurdalne. Aby uwolnić miejsca w szkołach dla sześciolatków i stworzyć mniejsze klasy, miasto postanowiło przenieść przyszkolne zerówki do przedszkoli. Absurd polega na tym, że przez ostatnie lata urzędnicy prowadzili kampanię, by zachęcić rodziców właśnie do zerówek przy szkołach. To miało zwolnić miejsca w przedszkolach, ale dziś problem przeludnionych szkół wydaje się jeszcze poważniejszy. Miasto nie chce ich przenosić administracyjnie, tylko decydować o każdym przypadku indywidualnie. Pewne jest jednak, że kilkuletnia kampania została zaprzepaszczona i zaufanie rodziców trudno będzie odbudować.

Posłuchaj:

REKLAMA