Fotorapid zawyża odczyt prędkości

Przemysław Gałecki | Utworzono: 17.04.2014, 20:54 | Zmodyfikowano: 17.04.2014, 18:59
A|A|A

fot. Piotr Słowiński

Straż miejska nie ma prawa prosić o wskazanie osoby, która prowadziła pojazd. Taki wyrok zapadł w kilka tygodni temu w Jeleniej Górze.

Teraz być może znowu dojdzie do wojny o fotoradary, ale tym razem chodzi o te, które należą do Inspekcji Transportu Drogowego. Bo okazuje się, że fotoradary nawet sprawne mogą się mylić. I to wielokrotnie zawyżając rejestrowaną prędkość.

Oznacza to, że być może mandaty, które zapłaciliśmy zostały wystawione bezpodstawnie. Jak to możliwe i czy da się z tym walczyć?

Jeśli niesłusznie wystawione mandaty nie zostaną anulowane, bohater naszej opowieści straci prawo jazdy a tym samym jedyne źródło utrzymania.

Kazimierz Szymański co miesiąc jedzie samochodem ciężarowym z Wrocławia do Konina. Po drodze mija miejscowość Russów, gdzie stoi fotoradar, który od stycznia zrobił mu cztery zdjęcia.

Pierwszy mandat już dotarł do pracodawcy. Według odczytu samochód jakoby jechał 107 km/h w obszarze zabudowanym. To bzdura bo nie przekroczyłem sześćdziesiątki i mam na to dowody - mówi Szymański.

Inspekcja Transportu Drogowego jeszcze nie zadecydowała o anulowaniu mandatu, jednak przyznaje, że urządzenie Fotorapid, które zrobiło feralne zdjęcia może w pewnych warunkach zawyżać faktyczną prędkość nawet kilkukrotnie.

Problem ma być jednak sporadycznym i dotyczy tylko dużych gabarytowo pojazdów. Dokładnych danych inspekcja jednak nie chciała przekazać.

SZCZECIN
Błędy w oznakowaniu ulicy podstawą do unieważnienia ponad 300 mandatów? W Szczecinie fotoradar uwiecznił na zdjęciach kilkuset kierowców. Problemem jest jednak, jak zauważył jeden z nich, że znak informujący o kontroli prędkości na ulicy Rymarskiej, został postawiony niezgodnie z przepisami. Na wylotówce ze Szczecina do Gryfina dwa znaki drogowe były ustawione zbyt blisko siebie. To znak ograniczenia prędkości do 40 kilometrów na godzinę i stojący za nim znak informacyjny o pomiarze prędkości. Odległość między nimi w obszarze zabudowanym powinna wynosić co najmniej 10 metrów. W tym przypadku było 6 metrów.
Szczeciński magistrat utrzymuje, że mandaty są zasadne. Znaki były widoczne, bowiem umieszczono je na lekkim łuku - mówią urzędnicy. Mimo, to kilka tygodni temu zdecydowali o zmianie ich lokalizacji. Prawnicy mówią, że kierowcy mogą domagać się zwrotu pieniędzy za mandaty.

WŁOCŁAWEK
Kierowca nie zgodził się z pomiarem prędkości wykonanym radarem Iskra-1. Mieszkaniec Kutna został zatrzymany podczas zeszłorocznego majowego "długiego weekendu" we Włocławku. Policjant z drogówki oświadczył, że kierowca znacznie przekroczył prędkość w obszarze zabudowanym i pokazał mu fotoradar, na którego wyświetlaczu widniał wynik pomiaru: 101 km/h. Kierowca jechał zgodnie z przepisami i nie przyjął mandatu; skierował sprawę do sądu. Podstawą było oświadczenia świadka (siedzącej na fotelu pasażera żony) ale też instrukcja fotoradaru Iskra-1. W instrukcji napisano m.in. że na dokładność pomiaru mogą mieć wpływ np. opady deszczu czy śniegu, ale także sąsiedztwo linii energetycznych, radia CB, a nawet telefonu komórkowego. Mieszkaniec Kutna został zatrzymany w pobliżu linii energetycznych. W podobnej sprawie w sądzie wygrał z policją kierowca z Krakowa. Udowodnił, że używana przez policjantów Iskra-1 może podawać błędne wartości.

WIELICZKA
ITD wysyła informację o zarejestrowaniu przekroczenia prędkości przez fotoradar bez zdjęcia. Właściciel samochodu powinien przyjąć mandat, wskazać kierowcę który prowadził zamiast niego lub odmówić przyjęcia mandatu i zgodzić się na sądowe postępowanie. Głośna stała się sprawa mieszkanki Wieliczki, która przyjęła mandat. Nie mając zdjęcia, popełniła jednak fatalną pomyłkę. Okazało się, że autem jechał jej mąż, na fotografii była postać mężczyzny. Nie dość, że zapłaciła karę za szybką jazdę, to jeszcze urzędnicy oskarżyli kobietę o składanie fałszywych zeznań. Grozi za to kara do trzech lat pozbawienia wolności oraz grzywna. ITD zdjęć nie wysyła, bo być może oszczędza na... drukowaniu. Skutkiem takiego postępowania są kolejne sprawy karne właścicieli aut, którzy błędnie wskazali kierowcę. Szczególnie kontrowersyjne są przypadki właścicieli firm z kilkoma samochodami. Przedsiębiorcy często nie są w stanie powiedzieć, który z pracowników siedział właśnie za kierownicą, narażając się na postępowanie w sądzie.

Tagi:
REKLAMA