Smoczek, jajko czy zwykłe wiadro?

Radio RAM | Utworzono: 21.04.2014, 09:53 | Zmodyfikowano: 21.04.2014, 07:54
A|A|A

fot. smwroclaw.pl

Tradycja kończy się tam, gdzie gubi się zdrowy rozsądek - w świąteczny poniedziałek ostrzegają dolnośląscy policjanci. W całym regionie na ulicach miasta jest dziś znacznie więcej patroli niż zwykle. Chodzi o dyngusową tradycję.

Apelują wrocławscy strażnicy miejscy: Lejesz wodę, uważaj na mandaty

A podinsp. Henryk Szewczuk z komendy w Legnicy przypomina, że za taki atak zakończony np. uszkodzeniem ubrania może grozić kara do dwóch lat więzienia: - Policjanci szczególną uwagę zwracają na grupy młodzieży, które biegają w grupach z pojemnikami na wodę i oblewają ludzi. Wiadomo - jest to tradycja. Ale musimy ją kultywować w warunkach kulturalnych. Zrzucanie worków wypełnionych wodą z 3. piętra może się zakończyć na poważnych uszkodzeniach ciała.

Kilka lat temu w Legnicy doszło właśnie do takiej tragedii. Worek wyrzucony z wieżowca spadł na głowę przechodnia. Mężczyzna trafił wówczas na oddział intensywnej terapii.

Sposobów na oblewanie wodą jest lub było znacznie więcej. Skupmy się na tych, które zwykle są bardziej bezpieczne - oczywiście jeżeli korzystamy z nich z umiarem.

W połowie lat 80-tych XX wieku smoczki dla niemowląt stanowiły wyrafinowany oręż dla armii, które biegały po polskich podwórkach. Miały daleki zasięg, niezłe ciśnienie, ale amunicja szybko się wyczerpywała.

A jak to działało? Potrzebny był smoczek starszego typu służący do zakładania na szyjkę szklanej butelki, np. takiej jak po wodzie mineralnej. Otwór (ten do zakładania na butelkę) zatykało się korkiem od octu i obwiązywało sznurkiem, dratwą lub drutem. Otwór do karmienia trzeba było trochę naciąć, a potem przystawić go do kranu i umiejętnie rozpocząć wlewanie wody. Jeśli nie odskoczył, smoczek powoli się napełniał i powstawała wielka, przezroczysta kula z wodą. Mistrzom udawało się wlać w ten sposób nawet ze kilka litrów.

Taką kulą można było też rzucać. Upadając na ziemię albo wybuchała, albo obracała się w nieprzewidywalny sposób, oblewając wszystko dookoła.

fot. Muzeum PRL

Znanym narzędziem były niegdyś także plastikowe strzykawki. Wody mieściło się w nich jak na lekarstwo, ale łatwo je było ukryć w rękawie. Miały też daleki zasięg. Problem był z nimi jednak taki, że zazwyczaj były "nielegalne". Uczniowie szkół podstawowych pozyskiwali je na różne sposoby. Niektórzy wybierali się po taką zdobycz nawet na zaplecze miejscowych przychodni lekarskich i grabili kubły na śmieci. Czasami kończyło się to nawet wizytą milicjanta w szkole.

Dziś na szczęście wystarczy przejść się do sklepu i bez narażania zdrowia zaopatrzyć w bardziej nowoczesną zabawkę:

Oczywiście nie można zapomnieć o jajkach:

Sposobów pewnie jest znacznie więcej. Jednak bez względu na to, który region Polski odwiedzimy, wszędzie numerem jeden jest:

Tagi:
REKLAMA