Chcesz pomagać? Przeczytaj [ZASADY, RADY, LINKI]
zdj. K.Janoś/Przemyśl
Radio RAM: Paweł Felis przez lata przyjeżdżał do Wrocławia i w inne miejsca na festiwale filmowe. Teraz pojechał na granicę, nieść pomoc. Wrócił do domu i sporządził swoisty „Dekalog” wskazówek dla tych, którzy też nie mogą usiedzieć w domu i chcą coś zrobić – dla Ukrainy, Ukraińców i dla nas. Listę umieścił w mediach społecznościowych i zgodził się, byśmy podali ją dalej.
Paweł Felis: Wiem, że wielu z Was myśli o tym, jak pomóc, co zrobić, gdzie jechać. Będzie długo, ale może tych kilka wskazówek się komuś przyda.
1. Odradzam jechanie pod granicę spontanicznie, "w odruchu serca", żeby zabrać Ukraińców do Warszawy lub innych miejsc.
Takich osób i tak jest dużo, chętni stoją z kartkami z nazwą miejscowości lub zapisują się na listy w punktach informacyjnych (ich lista jest tutaj). Ale widzieliśmy w Lubyczy Królewskiej (obok przejścia w Hrebennem) salę gimnastyczną, na której leżało dużo kobiet i dzieci, w fatalnym stanie psychicznym, które nie chciały z nikim jechać. Boją się, wolą czekać na zorganizowaną pomoc ze strony polskich władz. Jest to traumatyczny widok... Boją się nawet umówione rodziny - niektóre z "naszych", gdy wreszcie późnym wieczorem przekroczyły granicę, w pierwszym odruchu nawet nie chciały pomocy z bagażami i dziećmi. Musieliśmy chwilę porozmawiać - przez znaną im panią Łusię - żeby zgodziły się wsiąść z obcymi facetami do samochodów, jechać nocą kilkaset kilometrów... Dwuletnia dziewczynka, Marta, którą wiozłem, chciała siku, ale na stacji benzynowej panicznie bała się wysiąść, chociaż mama trzymała ją na ręku. I nie wysiadła... Zaopiekowaliśmy się nimi, jak mogliśmy, ale ich szok jest naturalny. Ledwie kilkanaście godzin wcześniej żegnali się z mężami, ojcami, synami - bez pewności, czy się jeszcze zobaczą. Najtrudniej jest pomagać tak, żeby ich sytuację, której nie jesteśmy w stanie pojąć, uszanować.
2. To, że jakoś się "dogadamy" - Polak z Ukraińcem - to mit.
Jest ciężko. Zwłaszcza jeśli nikt z Polaków nie mówi po rosyjsku. Więc jeśli do bariery psychologicznej dochodzi językowa - jeszcze trudniej. Najlepiej, gdyby jechał ktoś, kto mówi po ukraińsku (lub rosyjsku). Ale warto też przygotować sobie parę podstawowych zwrotów. Czy potrzebujesz czegoś do picia? Jedzenia? Czy chcesz zatrzymać się i pójść do toalety? Nie jest za zimno? Nazywam się tak i tak, tutaj jest mój dowód. Itd, itp.
Komentarz od jednego ze słuchaczy: można korzystać z tłumacza w komórce np. google translate. Ikonka mikrofonu i automatycznie tłumaczy na dany język.
3. Zanim pojedziecie, sprawdźcie, czy ktoś potrzebuje transportu na granicę. Żeby nie jechać "na darmo".
Sporo Ukraińców potrzebuje jechać do siebie, do Ukrainy - głównie mężczyzn, ale nie tylko. Uruchomcie swoich znajomych Ukraińców, którzy znają innych, ci - kolejnych. Mają też swoje zamknięte, ukraińskie grupy facebookowe. Wciąż ktoś szuka transportu na granicę, ale z wiadomych powodów niekoniecznie przez otwarte konta na fb.
Wczoraj zawieźliśmy małżeństwo: 40-latek od trzech lat pracuje w Polsce, wrócił walczyć. Absolutnie pewny, że dadzą radę, a wojsko rosyjskie to głównie 18-20-letni pobór, bez ducha, zagubieni i słabo wyposażeni. Żona postanowiła wracać razem z nim. Kiedy ściskali się na pożegnanie z Krzysztofem w Przemyślu, wszystkim zaszkliły się oczy.
Dziś wieczorem organizujemy transport czterech innych mężczyzn, którzy wracają do Ukrainy walczyć. Dodatkowo wiozą dużo rzeczy bezpośrednio dla wojska. Nie potrzebują więcej - nie są pewni, czy uda im się je oddać bezpośrednio na granicy komuś, kto zawiezie je dalej. Ale jak sprawdzimy, że ta droga działa i pomoc trafi tam, gdzie trzeba - będzie trzeba jechać na pewno jeszcze wiele razy.
4. Zanim pojedziecie, poinformujcie znajomych Ukraińców, że chcecie jechać pod granicę i możecie kogoś zabrać.
Jak pisałem - ktoś poinformuje kogoś, ten następnego... A osobie jakoś znanej, anonosowanej wcześniej, a nie anonimowej - łatwiej. Ale trzeba to robić z wyprzedzeniem. I ważne - to my pomagamy, więc dostosowujemy np. godzinę i dzień wyjazdu, liczbę samochodów itd. do potrzeb.
5. Zanim pojedziecie, przygotujcie się na zimno.
Staliśmy przy przejściu wiele godzin, bo nasze rodziny już właściwie przekraczały granicę, ale trwało to bardzo długo. Oficjalnie wina po stronie systemu informatycznego, który padł po stronie ukraińskiej. Ale "nasze" panie z dziećmi już na polskiej odprawie spędziły prawie trzy godziny - dodatkowo ktoś zasłabł, trzeba było wzywać pogotowie... Weźcie ze sobą termos z herbatą - dla siebie i rodzin, które będziecie zabierać.
6. Zanim pojedziecie, ogłoście to wśród znajomych - zbierzcie rzeczy, które można przekazać na granicy.
"Puste przebiegi" są bez sensu (...) Co potrzebne? Koce, koce termiczne, śpiwory. Artykuły higieniczne dla kobiet, pampersy, chusteczki. Wody jest dużo, jedzenia właściwie też. Jak dacie znajomym znać, na pewno chętnie coś przekażą.
7. Jak przekazać rzeczy?
Na każdym przejściu jest inaczej. W Hrebennem policja pozwala dojechać niemal pod sam szlaban (warto mieć kartkę za szybą "POMOC HUMANITARNA"), rzeczy przepakowywane są tam do samochodów straży pożarnej albo autobusów - i jadą na drugą stronę, do czekających na przejście Ukraińców. W Przemyślu (do Medyki dostać się nie da) rzeczy oddaje się wolontariuszom na parkingu pod starym Hitem. Autobusy przywożą Ukraińców przez przejście, a w drugą stronę są pakowane przez wolontariuszy według tego, czego najpilniej w danym momencie potrzeba po stronie ukraińskiej.
8. Jak szukać osób, które potrzebują transportu?
Jak pisałem - najlepiej przez prywatne kontakty: zarzucajcie wici, Ukraińcy mają swoje sieci kontaktów. Jest też kilka ważnych miejsc, gdzie takie info można znaleźć:
mieszkanie i inne formy pomocy
[OD REDAKCJI DODAJEMY portal z ogłoszeniami Ukraina Services, zasłyszane u Pawła Siwka w Dwójce]
Pamiętajcie, że Ukraińcy nie siedzą i nie wertują naszych ogłoszeń - to my musimy to robić. Jeśli więc jedziecie już pod granicę, warto mieć w domu kogoś, kto będzie przeczesywał ogłoszenia na bieżąco i szybko się kontaktował. Na miejscu robi się to znacznie trudniej (nie mówiąc o problemach z internetem). Udało mi się znaleźć kilka osób szukających transportu właśnie dzięki tym grupom, ale trzeba pamiętać, że to mozolne.
9. Pamiętajcie, że z Ukrainy próbują się wydostać nie tylko Ukraińcy.
I niech kolor skóry albo narodowość nie będzie przeszkodą - w końcu o pomoc chodzi. My zabraliśmy (a właściwie Krzysztof T.) również dwóch Uzbeków z Taszkientu i trzech Marokańczyków, studentów z Charkowa. Bardzo sympatyczni, czarni Marokańczycy, dobrze mówiący po angielsku, postanowili uciekać z Charkowa, gdy usłyszeli wybuchy, mimo że droga wiodła przez Kijów. Wielu ich kolegów zostało. Podróżowali praktycznie bez snu trzy doby, głównie koleją (w Ukrainie wozi teraz za darmo). Ostatnią noc spędzili przed granicą, w polu, bez śpiworów, namiotów, w miejskich ciuchach. Grzali się przy ognisku. Nie myślmy więc stereotypowo: oni też uciekają, też chcą dotrzeć w bezpieczne miejsca. Byli niezwykle wdzięczni, że mogli dostać się na warszawskie lotnisko.
10. Jeśli już zabierzecie rodzinę lub osobę, zacznijcie od przedstawienia się, pokazania dowodu osobistego.
Zachęcajcie, żeby ktoś, kogo zabieracie, zrobił Waszym dokumentom zdjęcia, wysłał swoim znajomym. Niech ma pewność, z kim jedzie i gdzie. Niektórzy będą się bronić, ale naprawdę warto, dla wzajemnego zaufania, to zrobić.
11. Weźcie pod uwagę możliwość wjazdu do Ukrainy - i ewakuacji ludzi stamtąd.
To trudniejsze, ale nie niemożliwe. Tysiące ludzi nie ma się jak wydostać ze swoich miejscowości, autobusy przewożące Ukraińców nie zabierają wszystkich chętnych. Ważne: sam jeszcze tego nie próbowałem, piszę na podstawie doświadczeń innych - więc ręczyć będę mógł dopiero, kiedy sam się przekonam. Ale może kogoś to zainspiruje.
Nie na wszystkich przejściach uda się wjechać do Ukrainy - np. w Medyce są problemy (dla samochodów osobowych). W Hrebennem wczoraj szło szybko. Oczywiście trzeba mieć konkretne osoby, które chcecie przewieźć, ich adresy, kontakty itd. Kiedy do nich dotrzecie, wracacie pod granicę. Tu niestety korki sięgają ponad dwudziestu kilometrów - najlepiej wypuścić Ukraińców, żeby przeszli granicę pieszo (wczoraj zajęło to naszym rodzinom 14 godzin, ale to i tak znacznie szybciej niż samochodem). Ale - co ważne - samochody z Polski (i w ogóle z UE) przepuszczane są szybciej. Czasem na specjalnym pasie, czasem - wystarczy na migaczach podjechać jak najbliżej przejścia i porozmawiać z ukraińskimi strażnikami.
12. Benzyna.
W zależności od dnia - problemy z dostępnością paliwa mogą się zacząć już od okolic Lublina. Im bliżej granicy, tym trudniej. Ale po stronie ukraińskiej jest już fatalnie, więc warto o tym pamiętać i tak cyrklować odległości, żeby bezpiecznie dojechać.
13. Weźcie pod uwagę inne formy pomocy.
Zachwycili mnie np. stojący Polacy (ale też Białorusini) częstujący gorącą herbatą. Czasem nawet stoiska do tego nie potrzeba - co jakiś czas tuż przy przejściu w Hrebennem odzywał się głos: "kto chciałby się napić herbaty?". I częstował ludzi z Ukrainy, Polski, strażników, policjantów.
14. Ukraińcy, którzy nie mieli kontaktu z Polską, zupełnie nie wiedzą, czego się spodziewać.
Są nieufni, najczęściej kompletnie nieświadomi, jak masowo Polacy dziś chcą im pomagać i pomagają. Usłyszałem od Ukrainki wczoraj, że trzeba - gdy już pomagacie - robić zdjęcia, które trafią do Ukrainy. Żeby odczarować nas, Polaków - i nasze niełatwe, polsko-ukraińskie relacje.
15. Transport to nie wszystko. Trzeba pomagać tym, którzy są już w Polsce.
Niektóre rodziny przyjeżdżają z jedną walizką. Potrzebują więc wszystkiego. Nie od razu - są w szoku, muszą się odnaleźć, zorientować, czego potrzebują. Bardzo wierzę w pomoc dla konkretnych rodzin - pomaganie dokładnie tak, jak dana rodzina tego potrzebuje. Sam mam teraz pod opieką kilka takich rodzin, ale i Wy poszukajcie, popytajcie - na pewno jest ktoś ze znajomych, który taką rodzinę zna. Niech ta wojna skończy się jak najszybciej, ale nasz zapał do pomagania - niech trwa jak najdłużej.
16. I na koniec: jak wiadomo, pomaganie służy dwóm stronom - również pomagającym.
My, Polacy, też na tym korzystamy. I czułem to wczoraj, czuję to dzisiaj. Z naszą męską ekipą zgraliśmy się z miejsca. Dorzucił się Michał, który pożyczył foteliki dziecięce i dał torbę z kocami. Kamila, Marek, ich mama, pani Łusia - poczuliśmy się jak rodzina, chociaż poznaliśmy się kilka godzin wcześniej. Pani Mariola i jej mąż z gospodarstwa agroturystycznego Błędowskie Rosy - nie mam słów: nie tylko przygotowali piękny dom dla ukraińskich rodzin, ale zadbali o to, by było w nim ciepło, pachniało ciastem... Policjant, który zwierzał się, że miał przejść na emeryturę, a od czasu pandemii - i teraz w stanie wojny - pracuje więcej niż kiedykolwiek, ale cieszy się, że może pomagać.
Zresztą nasi "mundurowi" - ze straży granicznej, straży pożarnej, policji - zachowują się wspaniale. Gdy trzeba, noszą dzieci na rękach i zwierzęta w kontenerach, nie odburkują, ale rozmawiają. Chcą rozmawiać. Nie trzymają się sztywno zasad i ułatwiają życie: "podjedźcie tutaj, żeby ci państwo nie musieli iść kolejnych kilkuset metrów". Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby strażnicy i policjanci tak często mówili: "Fantastycznie, że tu jesteście, robicie świetną robotę". A przecież i oni ją robią. Gdy w drodze do Warszawy jeden z nas złapał gumę i musiał wezwać pomoc, wezwany pan zajął się kołem i nawet nie chciał pieniędzy. Kiedy innego kolegę zatrzymano za (niezbyt znaczne) przekroczenie prędkości, policjanci pouczyli, popatrzyli na rodzinę z Ukrainy i rzucili do Kuby: "Tak trzymać!".
Trzymajmy więc i pomagajmy, byle z głową.