Podobają ci się misie? (Zobacz)
Dotąd misie zamieszkiwały internet, teraz zaczęły wychodzić w realną przestrzeń.
Matką chrzestną Smutnych Misiów jest Paulina Korbaczyńska. Wrocławianka. To w jej rękach powstała cała rodzina pluszaków, które zaczynają podbijać już nie tylko wirtualny świat, ale wspinają się też na łamy czasopism a nawet zaczynają podróżować po świecie.
- Zbliżały się urodziny koleżanki, która uwielbia misiaki. Chciałam kupić jej kolejnego, ale nie mogłam nigdzie znaleźć żadnego oryginalnego - opowiada Paulina. - Uszyłam więc sama.
Pierwszy miś powstał ze starej bawełnianej koszulki, babcinej nitki i dwóch guzików. Bardzo się spodobał, więc uszyła następne. Jeden z nich, mr Ed, trafił do jubilatki.
- W ciągu 1,5 roku powstało ich już około siedemdziesięciu - opowiada Paulina. Jak mówi, misie nie mają swoich odpowiedników w realnym świecie. Nie są niczyimi karykaturami.
- Po prostu takie mi wychodzą. Ja je wszystkie sama tworzę, ale ubiera moja mama, która dzierga sweterki. Nie ma dwóch jednakowych misiów, każdy uszyty jest ręcznie, igłą i nitką (nie używam maszyny).
Smutne Misie zyskały już sławę w swoim rodzinnym mieście. Jeden z nich (Olek) udzielał nawet wywiadu Radiu RAM, co widać na fotografii. Cała rodzinka jest bowiem wiernymi słuchaczami rozgłośni. Z drugiej strony artyści, których można usłyszeć w Radiu RAM są wielkimi "misiofanami".
- Przygarniali je dotąd przede wszystkim Polacy, ale sporo trafiło też w zagraniczne ręce - tłumaczy Paulina. - Wielką "misiofanką" jest Marcelina Stoszek z zespołu Mariija. Dostała ode mnie trzy misie [pierwszego właśnie na urodziny, o których Paulina opowiadała - dop. red.]. Obdarowałam też jednym Natalię Grosiak (Mikromusic, Digit All Love).
Po serii artykułów w internecie Smutne Misie będą też miały swój debiut w prasie papierowej. Jeden z nich będzie gwiazdą wrześniowego numeru "Dobrego Wnętrza". Można go zobaczyć TUTAJ. - Misie uwielbiają wylegiwać się na kanapach, drzemać na kredensach, czytać smutne książki w sypialni, generalnie leniuchować gdzieś w zaciszu mieszkania.
Wrocławskie smutasy coraz chętniej wychodzą jednak za próg. Niedawno jeden z nich był na Węgrzech. O wiele bardziej ośmielił się jednak Dr Mózg, który poleciał (samolotem!) aż do Barcelony. A tam w towarzystwie swoich opiekunów padł na murawę stadionu Camp Nou, tuż przed ostatnim meczem Wisły z Barcą. Niestety, Wiśle to nie pomogło i poległa w starciu z legendą futbolu...
Czy misie mają szansę stać się produktem regionalnym z Wrocławia? Czy znajdzie się dla nich miejsce w mieście, które coraz tłumniej zaczynają zasiedlać krasnale?
- Czy mają szansę? Nie wiem, ale uwielbiam Wrocław i jeżeli moje Smutne Misie choć trochę by się z nim kojarzyły, byłabym bardzo dumna.
Zapraszamy do misowej galerii zdjęć pod tekstem. Więcej o Smutnych Misiach znajdziesz TUTAJ i TAM.