Lura: dźwięki z Wysp Zielonego Przylądka
Michał Sierlecki: Chcę pogratulować Ci na początku ostatniego albumu "M'bem di fora". To naprawdę znakomita muzyka. Jesteś w Polsce po raz pierwszy i pierwszy raz koncertujesz. Jak Ci się tu podoba i jak jesteś przyjmowana?
Lura: - Publiczność jest niezwykła, a przyjęcie mojej muzyki było zadziwiające. Bardzo mi się tu podoba, bo są tu dobre emocje.
Aranżacje na Twoim albumie stworzył Fernando Andrade. Jak się poznaliście?
- Poznałam go na trasie koncertowej z Cesarią Evorą. Jest młodym twórcą, młodym chłopcem z dużym talentem, a mój projekt i pomysł na muzykę polega na tym, by wykonywać różne rytmy z Cabo Verde i pomyślałam, że on doskonale to zrealizuje i zrozumie moje intencje. To już drugi album, który produkuje Fernando Andrade.
Urodziłaś się w Lizbonie. Zastanawiałem się, skąd wzięły się Twoje związki z muzyką. Czy Twoi rodzice mieli z tym coś wspólnego?
- Nie, nie. Moje związki z tradycją Cabo Verde czyli Wysp Zielonego Przylądka - owszem - pochodzą od nich, ale oni nie są muzykami. Są emigrantami w Portugalii. Moje pierwsze związki z muzyką pochodzą od moich przyjaciół.
Ale Twoi rodzice byli osłuchani z muzyką Cabo Verde. Zanim zostałaś piosenkarką, byłaś instruktorką pływania. Czy mogłabyś opowiedzieć o tym epizodzie Twego życia?
- To był bardzo miły czas dla mnie i mój wybór. A poza tym ja bardzo lubię wszystko, co ma związek z wodą. Ciekawe doświadczenie, nad którym przeważyła jednak miłość do muzyki, która była silniejsza.
Myślę, że bardzo lubisz śpiewać o Cabo Verde. Ten wątek pojawia się choćby w refrenie utworu "No Bem Fala".
- "No Bem Fala" to utwór opowiadający o ważnych sprawach związanych z Wyspami Zielonego Przylądka, ponieważ wszyscy myślą, że Cabo Verde jest bardzo małe, że żyją tam tylko biedni ludzie. Ale zapominają o tym, że jest tam mnóstwo świetnych artystów, malarzy, poetów. I ta piosenka opowiada o tym, że czasem jesteśmy mali i biedni, ale jednak bogaci kulturowo.
W utworze "M'bem di fora" możemy usłyszeć Zecę di Nha Reinaldę. Czy to był Twój pomysł, by zaprosić go do wspólnego śpiewania na tym albumie, na taki właśnie duet?
- Tak, to była moja koncepcja, ponieważ odkąd byłam dzieckiem, słuchałam muzyki Zeca di Nha Reinalda w domu. Ma bardzo dobry głos, który brzmi tak samo dzisiaj i dwadzieścia lat temu. To ten sam głos, ta sama siła, ten sam blask.
Na tym albumie możemy także usłyszeć znakomitych muzyków, na przykład Regisa Gizavo na akordeonie, Vincenta Buchera na harmonijce ustnej w cudnej bossa novie "Pensa Dret". Czy możesz opowiedzieć więcej o muzykach, którzy pojawiają się na tym albumie?
- To jest podróż w różne zakątki muzycznych doświadczeń. Czuję akordeon właśnie w tym miejscu, a harmonijkę w zupełnie innym. Akordeon jest instrumentem bardzo silnie związanym z Cabo Verde. Regis Gizavo ma dobre wyczucie, gra jak człowiek z Cabo Verde. To niesamowite. Mam świetną gitarę w piosence "Ponciana". To gitara flamenco, na której gra Portugalczyk. To są muzyczne eksperymenty, kompromisy. Kiedy czuję, że coś pasuje akurat tu, czy tu, po prostu to tam umieszczam, mając przekonanie, że jest to dobre.
Trzeba przyznać, że Twój głos jest bardzo podobny do głosu Cesarii Evory. Jak poznałaś Cesarię? Gdzie się spotkałyście?
- Gdy po raz pierwszy byłam na Wyspach Zielonego Przylądka, ona zaprosiła mnie i moja mamę na obiad do siebie, ponieważ moja muzyka była wtedy znana na Cabo Verde. Mój pierwszy album "Nha Vida" był tam często grany w rozgłośniach radiowych. Myślę, że była mnie ciekawa i to było pierwsze spotkanie w jej domu, zupełnie niezwykłe. To było jak spełnienie marzeń. Dziś jesteśmy przyjaciółkami.
Czy obiad był smaczny?
- Tak, to były owoce morza.
Twoja muzyka pochodzi z mieszanki wielu stylów. Jest morna, coladera, batuku. Jakie inne style, tańce w muzyce są dla Ciebie inspiracją?
- Jeśli chodzi o Cabo Verde problem polega na tym, że wszyscy znaja mornę i coladerę i tych rytmów przybywa coraz więcej. Urodziłam się z dala od Cabo Verde, w Lizbonie, i jestem zdolna śpiewać i stosować różne rytmy, ponieważ nie pochodzę z jednej wyspy. Ogarniam je wszystkie. Mój ojciec jest z Santiago, matka z Santo Antao. Otacza mnie morze, mogę zatem śpiewać dowolne rytmy z różnych wysp. Jestem szczęśliwa, gdyż nasze bogactwo to mnogość rytmów, muzyki. Dlaczego zatem tego nie wykorzystać? Lubię przebywac na scenie i robić rzeczy różnorodne.
Słyszałem, że stałaś się znakiem firmowym międzynarodowych linii lotniczych Cabo Verde. Twój wizerunek był wykorzystywany w ich kampanii reklamowej. Czy to prawda?
- Niezupełnie. Zostałam po prostu matką chrzestną nowego samolotu. Linie Cabo Verde często postępują tak, jeśli chodzi o artystów. To rodzaj zwrócenia uwagi na danego wykonawcę. To było miłe i sprawiło mi radość.