Randka w ciemno - recenzja (*)
Strach powiedzieć, bo w miłość w „Randce w ciemno” trudno uwierzyć. Główna bohaterka wygląda na ślepą, głuchą, a w dodatku słabo się wysławia. I nie wiadomo czy to słabe aktorstwo Katarzyny Maciąg czy zatrważająco naiwny scenariusz.
Maja najpierw płacze za amantem-oszustem ( karykaturalną w złym guście rola Bogusława Lindy ) później nie zauważa zakochanego przyjaciela, który udaje homoseksualistę ( Lesław Żurek, którego kolejny bohater poddaje się wyrokom losu ). Nic dziwnego, że gej-radar nie zadziałał, skoro stereotypowe wyobrażenie polskiego homoseksualisty ukazuje mężczyznę mocno zniewieściałego i przerysowanego – taki bohater drugiego planu również się w „Randce w ciemno” pojawia.
Tytułowy program zbliży główną bohaterkę z gburowatym chamem, który tylko udaje czarusia. I trzeba będzie kolejnego stępienia zmysłów, by uwierzyć w ekranowe zbliżenie uczestników programu.
Sytuację ratuje momentami Anna Dereszowska, jedyna aktorka filmu, która nie musi wstydzić się swojego występu – jej wulgarna, cyniczna i wygadana producentka telewizyjna bywa nawet momentami zabawna. Dialogi i fabuła szybko zatrą się w pamięci, pozostanie wrocławskie wspomnienie.
Poza ujęciami fontanny, Rynku i Starego Miasta z lotu ptaka można z „Randki w ciemno” zapamiętać warszawskie podejście do wrocławskich lokalizacji. Gdzie twórcy filmu najchętniej widzieliby piwiarnię urządzoną pod bogatych studentów i kawalerów z Anglii ? W przepięknych wnętrzach Arsenału. Borys Szyc bywał w tym plenerze podczas festiwalu Era Nowe Horyzonty, wie zatem, że jego bohater trafił w filmowej knajpie na o wiele gorsze otoczenie i towarzystwo. Całe szczęście, że fikcyjna stacja, która w „Randce w ciemno” produkuje tytułowy program została umiejscowiona na nie istniejącym skrzyżowaniu.