Elektronika w natarciu (Posłuchaj)

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 10.05.2010, 08:19 | Zmodyfikowano: 11.05.2010, 08:10
A|A|A

Wojciech Jakubowski

Nie istnieje jakiś jeden uniwersalny patent na sukces. Są jednak sposoby wiodące na skróty, tyle że te nie zawsze są skuteczne. O co chodzi? O zaklęcia.

Posłuchaj muzycznego felietonu Wojtka Jakubowskiego (Posłuchaj):

To proste - trzeba je rzucić w odpowiednim momencie i czekać na efekty mocno wierząc w to, że ich magia zadziała. Zazwyczaj sukces jest częściowy, bo nie wszyscy słuchacze w piękne słówka uwierzą, ale spora grupa i owszem, płytę z uczucie dobrze wydanych pieniędzy zakupi, słuchając będą mieć poczucie obcowania z arcydziełem. Ale to wszystko na co można liczyć bo nieudana płyta taką pozostanie.

A oto przykład jednego z zaklęć.

„Groove Armada" wraca z najlepszym albumem w karierze. Nowa, rewelacyjna płyta formacji, zatytułowana „Soundboy Rock” ukaże się niebawem. Longplay promuje piosenka „Get Down”. Na tej niesamowitej płycie będzie można usłyszeć znajome głosy. W studiu pojawił się m. in. Richard Archer, udział w nagraniach wzięła także była wokalistka Sugababes, Mutya Buena. Mając na koncie ponad 3 miliony sprzedanych egzemplarzy płyt, duet Groove Armada stał się jednym z najpopularniejszych przedstawicieli sceny elektronicznej”. Tak pisano w maju 2007 roku tuż przed wydaniem przedostatniego, premierowego dzieła Anglików. Oj, kiepskie to zaklęcie, słaba jego moc. Na mnie w każdym razie nie podziałało. Bo z Groove Armadą to moim zdaniem jest tak, że do tej pory udawało im się tworzyć płyty owszem, ciekawe, zawsze z kilkoma niezłymi kompozycjami, jednak wszystkie te dzieła wydają się być na wyrównanym, jednakowym poziomie. Żadnej z płyt w jakiś specjalny sposób bym nie wyróżnił, także i tej. Siłą kolejnych wydawnictw zespołu było zestawianie na jednym wydawnictwie bardzo różnorodnych brzmieniowo utworów. Z jednej strony dostarczali nam przepiękne powolne elektroniczne dźwięki, w które przyjemnie jest wsłuchać się gdy w ciągu dnia lub pod jego koniec potrzebujemy odrobiny spokoju. Ciepłe, bez nadpodaży elektronicznych efektów, bez przytłaczającej produkcji, a jednocześnie będące czymś więcej niż tylko muzycznym tłem. Z drugiej strony Andy i Tom mocno zbeatowanymi utworami od lat podbijają serca bywalców dyskotek, a kilka ich kompozycji stało się prawdziwymi hitami tanecznych parkietów. W ten sposób można sobie zaskarbić sympatię sporego grona odbiorców. A jak jest na "Soundboy Rock"? Znów w stylu do jakiego zdążyli nas przyzwyczaić - mam tu na myśli i układ kompozycji jak i samą muzykę. Jednak kiedy wgryziemy się w szczegóły to dostrzeżemy wiele nowinek, które sprawią nam radość. Osobiście cenię Groove Armade za to spokojniejsze oblicze. I choć ostatnimi czasy muzycy zdają się realizować twórczo przede wszystkim jako autorzy dyskotekowego repertuaru, to jednak i na "Soundboy Rock" umieścili kilka kompozycji, dzięki którym mogę powiedzieć "swoje dostałem i narzekać nie zamierzam". Począwszy od "What Your Version?", które przechodzi w zjawiskowe "Paris", po "From The Rooftops ", które znalazło się pod koniec albumu. Do tego mamy łagodne wejście w całość zestawu dzięki "Hasta Luego Mr. Fab" oraz wyciszające zakończenie w postaci "What Your Version?" (reprise). Dobra to płyta, choć wcale nie najlepsza. Warto dodać, że to album, z którego pięć kompozycji trafiło na podwójne wydawnictwo podsumowujące pierwsze dziesięciolecie działalności grupy. Niebawem pojawią się w Polsce na jednym z letnich festiwali. Okoliczności koncertu- a więc duża scena i jeszcze większa, kilkudziesięciotysięczna publiczność, a także ciągoty samych muzyków sugerują, że dominować może właśnie ten skoczny repertuar, jednak ja wierzę i mam nadzieję, że i dla tych spokojniejszych brzmień znajdzie się odrobina miejsca, tak by znów wszyscy po spotkaniu z muzyką Groove Armady wyszli zadowoleni.

REKLAMA
Dźwięki
Muzyka dzień po dniu. 10 maja 2010 r.