ONA **** (Recenzja filmu, zwiastun)
Mówi seksownym głosem Scarlett Johansson, kojarzy się mimochodem z Don Jonem. Tym razem gwiazda nie pojawia się na ekranie, jedynie kokietuje z offu. Jest sercem i duszą nowego systemu operacyjnego, spełnia każde życzenie właściciela. Główny bohater filmu, Theodore, grany w przenikliwie melancholijny sposób przez Joaquina Phoenixa, zakochuje się w nierzeczywistej towarzyszce życia. Świat wirtualnego seksu nie jest mu obcy, świat w niedalekiej przyszłości sprzyja alienacji. Los Angeles przyszłości odnaleziono na planie w Szanghaju, za wnętrza odpowiedzialny był projektant K.K Barrett. W szczerość intencji prawdziwych ludzi, takich z krwi i kości, a nie zer, jedynek i pikseli, Theodore ma prawo wątpić. Utrzymuje się z pisania odręcznych listów i kartek. Służy nie tylko jako kaligraf, czy pisarz. Układa treść od początku do końca, samodzielnie steruje okazywanymi uczuciami. Ma wieloletnich klientów, można go z pewną dozą patosu nazwać fałszerzem relacji ludzkich. Żałuję, że ten akurat wątek nie został rozwinięty bardziej, ale pomysłowości autorskiej i tak jest sporo. Zwany już Pigmalionem ery cyfrowej nowy film Spike'a Jonze'a przynosi swemu twórcy wszelkie możliwe nagrody za scenariusz oryginalny, na końcu triumfalnej parady będzie zapewne Oscar.
Tu robię się już sceptyczny, bo Ona to nie jest do końca dzieło oryginalne, zarówno w związkach z Pigmalionem, jak i kreowaniu pięknej futurystycznej pustki, na domiar złego dialogi głównego bohatera z systemem operacyjnym są na przemian błyskotliwe i trudne do zniesienia. Od znakomitego początku dryfujemy coraz bardziej w stroną taniego zakończenia. Film ratuje nie tekst, lecz aktor. Joaquina Phoenixa zazwyczaj trudno rozgryźć. Jego najnowszy bohater jest szczególnie kłopotliwy do przeniknięcia. Z jednej strony wąsaty safanduła, z drugiej mężczyzna po przejściach (kolejny mój żal - za mało Rooney Mary w roli eks). Człowiek zmienia się w maszynę, głos z komputera brzmi bardziej ludzko. Swoją partnerką Theodore wysługuje się na wszelkich polach, nowoczesność nie wykracza w jego związku poza technologię. Doszukiwanie się psychologicznej prawdy jest jednak ślepą uliczką. To pułapka na widza, zastawiona przez twórcę Adaptacji i Być jak John Malkovich. Kiedy mężczyzna spotyka system operacyjny, pora zastanowić się nad czymś więcej, niż ekscentrycznymi wyborami seksualnymi i emocjonalnymi. I nad czymś bardziej niepokojącym, niż wizja myślących maszyn.
Jako powiastka filozoficzna na temat samotności człowieka, alienacji we współczesnym świecie, traconej zdolności do kochania i jednostronnych wyobrażeń o związkach międzyludzkich, "Ona" może być dla Hollywood odkryciem. A to usprawiedliwiałoby większość nagród dla scenariusza Spike'a Jonze'a. Wirtualne niewiele różni się u niego od realnego, jest równie mocno przepojone smutkiem, melancholią, wręcz żalem. W atrakcyjnej cyberprzestrzeni mieliśmy znajdować ukojenie, a czeka jedynie multiplikacja.