Klata polityczny i wrocławski
fot. Natalia Kabanow
We wrocławskim Teatrze Polskim Jan Klata reżyseruje sztukę "Termopile Polskie" Tadeusza Micińskiego. To najważniejsze kulturalne wydarzenie długiego weekendu na Dolnym Śląsku. Młodopolski dramat miał swoją prapremierę dopiero w 1970 roku, opowiada o kilkudziesięciu latach z historii Polski. Najważniejsze wydarzenia z dziejów Polski przedrozbiorowej i porozbiorowej - m.in. Konstytucję 3 maja, Targowicę, kampanię polsko-rosyjską, insurekcję kościuszkowską, rzeź Pragi i III rozbiór Polski - oglądamy z perspektywy głównego bohatera księcia Józefa Poniatowskiego.
- To nie jest obraz sentymentalny, lecz ostra ocena tego, co w nas chwalebne i haniebne - mówi reżyser.
Nie zabraknie odniesień do współczesności, również ostatnich wydarzeń na Ukrainie. W scenografii Justyny Łagowskiej szczególnie intrygują usypane na teatralnych deskach grządki z gliny. Aktorom zdarza się leżeć - jak w scenie sejmu - i mówić kwestie w takiej pozycji. W tle widać szkielet konia (podobno prawdziwy), a z głośników brzmi muzyka i piosenki skomponowane przez rapera Roberta Piernikowskiego do tekstu Micińskiego, o którym Witkacy mówił, że to jedyny prawdziwy nowator swoich czasów.
Wśród postaci wielkie i niesławne nazwiska historii: od króla Stanisława Augusta i carycy Katarzyny po Kołłątaja, Branickiego, Naruszewicza. Grają m.in. Halina Rasiakówna, Wojciech Ziemiański, Wiesław Cichy, Bartosz Porczyk. Ważną postać Wity, czyli polskiego Chrystusa, kreuje Janka Woźnicka. Co w tym towarzystwie robią Amerykanie? Czy Rosja rzeczywiście połknie zwaśnione narody słowiańskie?
Znając twórczość Jana Klaty (i niedawne wydarzenia ze Starego Teatru w Krakowie, gdzie reżyser jest dyrektorem), spodziewamy się mocnego, emocjonalnego i politycznego przedstawienia. Tym bardziej że starożytne Termopile to symbol ofiary, niekoniecznie niezbędnej. Nieprzypadkowo też premiera odbywa się 3 maja, w dniu polskiego święta narodowego.