Uniewinnili kapitana barki, która uderzyła w Polinkę
fot. Przemek Gałecki (Radio Wrocław)
Do zdarzenia doszło w marcu br. Dźwig przepływający na barce pod kolejką Politechniki Wrocławskiej zahaczył o jeden z wagoników. W środku byli studenci i pracownicy uczelni, nikomu nic się nie stało.
Urząd Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu uznał kapitana barki Jeana Nowickiego za winnego spowodowania wypadku - karą miało być czasowe odebranie uprawnień. Teraz decyzja została uchylona i skierowana do powtórnego rozpatrzenia. A tak Jean Nowicki komentuje decyzję ministerstwa:
Chodzi o wypadek do którego doszło w marcu we Wrocławiu. Barka przewożąca dźwig zahaczyła o wagonik kolejki gondolowej Politechnik Wrocławskiej. Urząd Żeglugi Śródlądowej uznał, że jedynym winnym był kapitan barki Jean Nowicki.
Jednak Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju uchyliło tę decyzję i nakazało powtórne zbadanie sprawy.
W dokumencie czytamy też, że nie zostały zbadane wszystkie dowody i nie przesłuchano najważniejszych świadków. Jean Nowicki nie kryje zadowolenia:
A tak kilka miesięcy temu dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu Jan Pyś uzasadniał bezsporną winę kapitana barki:
Decyzja ministerstwa nie jest prawomocna. Każda ze stron może odwołać się od niej do Sądu Administracyjnego.
Do zdarzenia doszło w marcu - dźwig przepływający na barce pod kolejką linową Politechniki Wrocławskiej zahaczył o wagonik. W środku byli studenci i pracownicy uczelni. Urząd Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu uznał Jeana Nowickiego za winnego spowodowania wypadku - karą najprawdopodobniej będzie czasowe odebranie uprawnień.
- Śledztwo było tendencyjne. To, że ja będę winny, ustalono już na samym początku - mówił w czerwcu Nowicki dodając, że lina nośna Polinki wisiała zbyt nisko. Zdaniem kapitana zatuszowano na to dowody, bo badanie prześwitu między kolejką, a lustrem wody przeprowadzono dopiero miesiąc po wypadku.
ZOBACZ KONIECZNIE: Dźwig uszkodził kolejkę Politechniki
- Czyżby we Wrocławiu nie było firm, które potrafią wykonać taki pomiar? Ale być może właścicielom Polinki potrzebny był miesiąc, na doprowadzenie do porządku liny nośnej i napinaczy - zastanawiał się wówczas Nowicki.
Agnieszka Niczewska, rzeczniczka Politechniki Wrocławskiej, uczelni do której należy Polinka ripostowała: - Nigdy żadne badanie nie wykazało odchyleń większych niż 0,1 stopnia, co oznacza kilka do kilkunastu centymetrów. Niczewska dodawała, że badania stanu technicznego gondoli są przeprowadzane raz na miesiąc, a to po wypadku było tylko dodatkową kontrolą. Jej zdaniem wina kapitana jest bezsporna.
- Nigdy w życiu nie widziałam barki, która płynęła z podniesionym ramieniem koparki. To jest na pewno coś, co nie powinno się zdarzyć - mówiła w czerwcu Niczewska.
Tymczasem Jean Nowicki przekonywał, że ramię było nisko, bo chwilę wcześniej barka przepływała pod kładką Zwierzyniecką i wtedy prześwit był powyżej 2 metrów.
Dowodem ma być nagranie, które zrobiła kamera umieszczona na budynku MPWiK. Prokuratura nie potwierdza, że posiada taki film, kapitan pokazuje zdjęcia tuż po wypadku - dźwig ma maksymalnie złożone ramię (zobacz obok).
Nowicki nie miał również wątpliwości, że Polinka działała po prostu nielegalnie, bo bez odpowiednich znaków wodnych i odbioru, którego oczekiwał Urząd Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Ten wydał pozytywną opinię, ale zastrzegł sobie możliwość kontroli kolejki przed jej otwarciem.
- Rzeczywiście nie odebraliśmy Polinki - mówił dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu Jan Pyś. A wtórował mu Piotr Stachura, rzecznik prasowy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej we Wrocławiu: - Skutkiem braku właściwego oznakowania mógł być ten nieszczęśliwy wypadek.
Dlaczego w takim razie Politechnika Wrocławska nie dopełniła formalności? Agnieszka Niczewska tłumaczyła nam, że zgodę na użytkowanie Polinki wydał Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego i nie ma takiego przepisu, który nakazuje dopuszczenie do kontroli wodniaków, za to winą za brak znaków wodnych obarczała wykonawcę prac - firmę Doppelmayr.
- Wybierając firmę w przetargu, nie możemy drugim torem, za plecami tej firmy, czegokolwiek robić, tak się nie postępuje - argumentowała Niczewska.
To dokumenty, które pokazał nam kapitan. Kliknij, by powiększyć
Oznakowanie zostało uzupełnione dopiero kilka tygodni temu (pisaliśmy w czerwcu), dlatego kapitan był przekonany, że jego wina za wypadek zostanie anulowana. Piotr Stachura, który nie miał wątpliwości, że ktoś nie dopełnił obowiązków, miał nieco inne zdanie: - To oznakowanie jest problemem pośrednim. Doświadczony kapitan jest w stanie ocenić sytuację na żywo. A tutaj zabrakło przezorności.
ZOBACZ TEŻ: Tak wygląda świat z Polinki! (DUŻO ZDJĘĆ)
- Złożyłem odwołanie. Jeżeli nie poskutkuje, złożę sprawę do sądu - zapowiadał Nowicki, który winą za wypadek obarczył także Żeglugę Śródlądową we Wrocławiu. Zgodnie z dokumentami jego pchacz poruszał się po Odrze na podstawie instrukcji pracy podczas remontu wrocławskiego węzła wodnego. Jednak nie ma w niej ani słowa o przeszkodzie wodnej, jaką jest Polinka.
Jan Pyś tak odpierał zarzuty: - Jest informacja, że należy się stosować do przepisów ogólnych - nie można było przekraczać wysokości 5,25. A tutaj ta wysokość była przekroczona. Od decyzji odwołał się nie tylko pan kapitan, ale także armator. Życzę im powodzenia, ale myślę, że dyrektor żeglugi ma rację - mówił Pyś.
Sprawą zajęło się Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju. Swoje postępowanie wszczęła także prokuratura Wrocław Śródmieście, lecz jej szef Wojciech Ogiński nie zdradził szczegółów i terminów postawienia ewentualnych zarzutów spowodowania zagrożenia katastrofą w ruchu wodnym.