ELVIS IN CONCERT - 40 lat później...
zdjęcie z okładki płyty wydanej przez RCA w 1977 "Elvis In Concert"
Wydaje się, że czterdzieści lat po śmierci Elvisa Presleya na temat tego artysty powiedziano i napisano już chyba wszystko – sprzedał miliony płyt na całym świecie, zaśpiewał niezapomniane przeboje takie jak “Love Me Tender”, “Jailhouse Rock”, “It's Now Or Never” czy “Little Sister”, wystąpił w trzydziestu trzech filmach (z których trzydzieści jeden to głównie komedie romantyczne takie jak “Viva Las Vegas”, “Fun In Acapulco” czy “Blue Hawaii” a dwa to produkcje dokumentujące jego występy - “That's The Way It Is” oraz “On Tour”) a jego koncert ze stycznia 1973 roku zatytułowany “Aloha From Hawaii” dzięki satelitarnej transmisji obejrzało prawie półtora miliarda osób na całym świecie (czyli więcej niż pierwszy krok człowieka na księżycu).
I wydaje się, że nie ma już chyba tematu, który nie zostałby drobiazgowo omówiony – tematu tabu. A jednak. Czterdzieści lat po tragicznych wydarzeniach z sierpnia 1977 roku (Elvis zmarł 16 sierpnia 1977 roku, przyp. autor) wciąż niewiele mówi się na temat ostatniej trasy koncertowej Presley'a, a nakręcony w jej trakcie trzeci i ostatni program telewizyjny z udziałem króla rock'n'rolla do dzisiaj nie doczekał się oficjalnego wydania...
Dlaczego? Między innymi na to pytanie postaram się znaleźć odpowiedź, odwołując się do wszystkich dostępnych mi materiałów, a nawet wspomnień świadków tamtych wydarzeń. Oto historia programu "Elvis In Concert" bez tabu.
Od Springfield do Indianapollis
17 czerwca 1977 roku Elvis Presley wyruszył w swoje kolejne, ostatnie jak się później okazało, tournee po Stanach Zjednoczonych (warto dodać, że poprzednia seria koncertów zakończyła się zaledwie dwa tygodnie wcześniej 2 czerwca). Trasa koncertowa obejmowała występy w dziesięciu miastach. W podróży artyście towarzyszyli gitarzyści James Burton i John Wilkinson (gitara rytmiczna), perkusista Ronnie Tutt, klawiszowiec Tony Brown, basista Jerry Scheff, a także Bobby Odgin grający na organach elektrycznych, orkiestra pod dyrekcją Joe Guercio i doskonałe grupy wokalne: Sweet Inspirations oraz J.D.Sumner & The Stamps.
Pierwszym przystankiem było Springfield w stanie Missouri – rodzinne miasto Johna Wilkinsona. Artysta wystąpił w tamtejszym Southwest Missouri State University Hammons Center dla dziewięciu tysięcy swoich wielbicieli. „Ceny biletów na koncert Elvisa Presley'a w piątkowy wieczór w Hammos Center, wydarzenie, które według przewidywań miało przyciągnąć największy tłum w historii Southwest Missouri State University ustabilizowały się na poziomie 50 dolarów”, można było przeczytać w gazecie Springfield Newsleader na dzień przed koncertem (16 czerwca 1977 r.). „Obecnie nie ma ich już w kasach Hammos Center. Zostały wyprzedane w mniej niż jeden dzień”. Show rozpoczął się o godzinie 20:30 (bramy dla publiczności otworzono ok. godziny 19:00).
O bezpieczeństwo Elvisa podczas pobytu w mieście dbali nie tylko członkowie tzw. Mafii z Memphis, ale także lokalna policja. Z jednym z dwudziestu dwóch policjantów ochraniających ten koncert miałem przyjemność porozmawiać osobiście: „My (członkowie lokalnej policji, przyp. autor) zostaliśmy skierowani do zapewniania bezpieczeństwa poza sceną”, wspominał Ernie Wells. „Elvis miał całkiem sporą grupę zapewniającą mu bezpieczeństwo podczas większości swoich koncertów”. I choć jak opowiadał przedstawiciel prawa, Elvisa widział tylko przez chwilę – wychodzącego na scenę, zdążył zapamiętać, że piosenkarz wydał mu się osobą „bardzo nieszczęśliwą, schorowaną i nie czującą się dobrze. Ponadto wydawał się być bardzo otyły”. W ciągu około godzinnego koncertu otwierającego trzydzieste drugie tournee Presley ubrany w biały jumpsuit o nazwie Mexican Sundial (najczęściej noszony przez niego w 1977 roku) wykonał wiele swoich przebojów rozpoczynając od tradycyjnego „See See Rider” poprzez „It's Now Or Never”, „Love Me”, „Jailhouse Rock” aż po utwory ze swoich ostatnich albumów – takie jak np. „And I Love You So” z wydanego w 1975 roku longplaya „TODAY”. Warto dodać, że kompletna lista piosenek wykonanych przez Elvisa tego wieczora w Springfield wciąż nie jest znana. Powyższe tytuły przewijały się jedynie we wspomnieniach uczestników show i późniejszych recenzjach prasowych. „Przypominam sobie, że (Elvis, przyp.autor) wykonywał jakieś piosenki, które znałem – jakkolwiek intensywność tłumu i jego próby przedostania się na scenę skutecznie absorbowały moją uwagę”, wspominał Ernie Wells.
Pierwszy z dziesięciu występów składających się na czerwcową trasę zyskał naprawdę dobre (jak na tamten okres twórczości Elvisa) opinie krytyków. „Presley wciąż może śpiewać, to nie pomyłka!”, entuzjastycznie wypowiadał się Bill Tatum na łamach Springfield News-Leader dzień po koncercie w Springfield (18 czerwca 1977 r). „Nie musi już poruszać swoją miednicą – nie w tym wieku. Elvis może obecnie uzyskać więcej poruszając kolanem i palcem niż większość artystów może osiągnąć striptizem. Pierwsze piętnaście minut swojego show spędził na przekomarzaniu się z publicznością. [...] Zostawiając jednak sceniczną konwersację, faktem jest, że (Elvis, przyp.autor) jest zdrowy i nie wierz we wszystko, co usłyszysz na jego temat. Elvis pokazał, że jego głos jest w dobrej kondycji w takich utworach jak 'It's Now Or Never', 'Jailhouse Rock', 'Love Me' czy 'And I Love You So'”.
Autor recenzji bardzo pochlebnie wypowiadał się również na temat samego scenariusza koncertu. „Rozrzucając fioletowe apaszki wokół sceny do błagalnie wyciągniętych ramion Elvis mógł zobaczyć kobiety w wieku od piętnastu do czterdziestu pięciu lat, które wrzeszczały, by dostać się blisko niego. Widowisko miało zaspokoić szeroki przedział wiekowy publiczności. Były standardy dla starszego tłumu (tj. osób w wieku ok. trzydziestu lat) oraz interpretacje Elvisa nowszych piosenek dla nastolatek i dwudziestoparolatków obecnych w tłumie!”.
Dla osób, które nie zdołały zakupić wejściówek na piątkowy występ Elvisa lub też czuły po nim niedosyt zorganizowano specjalny pokaz filmowy. W jego trakcie wyświetlono jeden z wcześniejszych koncertów gwiazdy (źródła nie precyzują jednak który. Najprawdopodobniej był to koncert „Aloha From Hawaii”).
Jeszcze tego samego dnia ze Springfield Presley i ekipa odpowiedzialna za “Elvis Show” wyruszyła do Kansas City (również w Stanie Missouri), by w tamtejszym Kemper Arena dać wyprzedany do ostatniego miejsca koncert. I choć jak zanotował serwis Elvis News “Elvis wydawał się zmęczony” powitał siedemnastotysięczny tłum wielbicieli słowami: “wbrew temu co możecie usłyszeć lub co możecie przeczytać – jesteśmy tutaj, jesteśmy zdrowi i robimy to co lubimy robić”. Show rozpoczął się w sobotę, 18 czerwca, około godziny 20:30. Zanim jednak Presley pojawił się na estradzie, przed publicznością wystąpili komik Jackie Kahane (“mieliśmy z Elvisem nasze prywatne żarciki”, opowiadał w jednym z wywiadów Kahane. “Czasami chciałem dokuczyć mu mówiąc, że Południowcy nie wymawiają wyraźnie “L”. Kiedy więc on zwracał się do mnie 'Hep Me' przedrzeźniałem go mówiąc 'Evis Hep Me'. W rzeczywistości jego ojciec, Vernon, zwracał się do niego Elvis”) oraz kolejno grupy The Sweet Inspirations oraz The Stamps Quartet. Elvis wyszedł na scenę dopiero około godziny dziesiątej wieczorem - po blisko półtora godzinnym supporcie.
W opublikowanej następnego dnia po koncercie recenzji Shifra Stein pisała: “Elvis przyjechał z wielką pompą. Wcisnął się w biały strój (King Of Spades. Jak się w niedługim czasie okazało był to jego ostatni występ w tym stroju, przyp.autor), który był na nim zbyt opięty. Pomimo to z daleka wciąż wydawał się tą samą przystojną gwiazdą. Ci którzy przyglądali mu się jednak przez lornetki zauważyli, że czterdziestoletni wykonawca był tak pulchny, że jak sam przyznał 'zajęło mi trochę czasu by dostać się do mojego jumpsuitu'. Ale jego fani odkrzyknęli mu na to 'Oh Elvis, nas to nie obchodzi!'.
Dla nich nie miało znaczenia, co śpiewał ani co robił. On nie mógł robić nic złego. Każde jego spojrzenie, każdy gest powodował piski i krzyki. Na wpół oszalałe kobiety przerywały kordon strażników ustawionych pod sceną i rzucały się na niego, by pokazać, że wciąż im na nim zależy”.
Znaczną część publiczności zresztą stanowiły właśnie kobiety - głównie w wieku około trzydziestu lat oraz jak określiła to dziennikarka Kansas City Times “starzejąca się młodzież”.
Setlista koncertu ponownie była przekrojem przez zarówno wielkie hity artysty sprzed blisko dwudziestu lat, jak i aktualne przeboje. Te ostatnie, takie jak “Hurt” czy “And I Love You So”, wypadały o niebo lepiej. Zdecydowanie gorzej Elvis wypadał prezentując swoje piosenki z lat pięćdziesiątych. “W innym momencie w szyderczej autoparodii przelatywał przez wszystkie swoje stare piosenki – 'Jailhouse Rock', 'It's Now Or Never', 'Hound Dog', 'Don't Be Cruel' i tak dalej. W kilku przypadkach zapomniał swoich tekstów, aż w pewnym momencie odczytał tekst 'My Way' z kartki tłumacząc publiczności, że nie może sobie przypomnieć słów”, relacjonowała Shifra Stein w Kansas City Times.
Niewątpliwie w pamięć zapadły wykonane tego wieczoru “Blue Christmas” (brzmiała pięknie i nastrojowo nawet pod koniec czerwca), “Are You Lonesome Tonight?” (pełna żartów z trzymającym mikrofon Charliem Hodgem) oraz (jak pokazała wkrótce historia) zaśpiewana po raz ostatni... porywająca “Big Boss Man”.
Uwadze recenzentów nie uszło jednak, że w trakcie występu Presley “w rozpaczliwej próbie odpoczynku często pił z papierowego kubka. Czasami też stawał z boku z zamkniętymi oczami i pozwalał, by jego grupa przejęła występ za niego”.
Podsumowując widowisko w swoim artykule z 19 czerwca 1977 roku, Shifra Stein napisała: “to nie jest przyjemne patrzeć jak niezapomniany fenomen popada w ruinę. Zachęcony przez fanów z całego kraju, którzy opierają się na wizerunku z minionego okresu świetności, Elvis jest jak byk w ringu. Należy do tłumu – a ten nie chce go wypuścić”.
Stanem zdrowia Elvisa zaniepokojeni byli nie tylko przedstawiciele mediów, ale także członkowie zespołu występującego z nim każdej nocy na scenie. W jednym z wywiadów Sherill Nielsen wyznał: “martwiłem się o niego. Nigdy jednak nie myślałem, że umrze. Uważałem, że powinien lepiej o siebie dbać. Iść do szpitala lub coś takiego. Z drugiej natomiast strony byłem dla niego pełen podziwu, że podążył za największą tradycją – 'show must go on' (przedstawienie musi trwać)”.
Kolejnym punktem na mapie czerwcowego tournee było miasto Omaha w stanie Nebraska. Był to jednocześnie pierwszy z dwóch występów, który zarejestrowała stacja telewizyjna CBS na potrzeby nowego programu telewizyjnego. Menedżer Presley'a, Pułkownik Parker, uznał bowiem, że jego podopieczny potrzebuje nie tylko długiego odpoczynku (choć tego wymagał przede wszystkim), ale także nowych wyzwań. Program “Elvis In Concert” miał być jednym z dwóch takowych. Kolejnym miał być występ Elvisa na otwarciu centrum konferencyjnego i hali sportowej Pavilon należącym do hotelu Hilton w Las Vegas. Miał to być jego jedyny show w tym mieście w 1977 roku. Wszystkie regularne sezony zostały odwołane, by jak pisze Jerry Hopkins w książce “Elvis. Król Rock'n'Rolla” “zaostrzyć apetyt fanów”. “Odpuściliśmy wcześniejsze planowane występy, ponieważ chcieliśmy, żeby to była najświetniejsza inauguracja w historii. Szykowaliśmy się na październik”, wyjaśnił w jednym z wywiadów wiceprezes hotelu Hilton, Henri Lewin. Jak niestety wiadomo tych planów nie udało się zrealizować. Pokrzyżowała je przedwczesna śmierć Elvisa... Udało się natomiast nakręcić trzeci, i jak wkrótce się okazało, ostatni program telewizyjny z udziałem króla rock'n'rolla. Jego realizację zlecono tym razem stacji CBS. Telewizja NBC, która nakręciła dwa poprzednie programy Presley'a, w czerwcu 1968 roku (NBC TV Special) i styczniu 1973 roku (Aloha From Hawaii) nie wyraziła tym razem zainteresowania... bo jak czytamy w książce „Elvis. Król Rock'n'Rolla”, choć „oglądalność obu programów była rewelacyjna” to zainteresowanie ich ponowną emisją „było znacznie poniżej oczekiwań”.
Wiosną 1977 roku pracownik agencji Williama Morrisa, Larry Auerbach, na prośbę Pułkownika Parkera zadzwonił do telewizji CBS i umówił w Las Vegas spotkanie menedżera Elvisa z dwoma producentami telewizyjnymi, Billem Harbachem i Garym Smithem.
O jego przebiegu zresztą opowiadał później sam Gary Smith. „Pułkownik powiedział nam, że Elvis nie jest zainteresowany niczym co wymagałoby od niego robienia czegoś ekstra”, opowiadał producent. „Woli też, by go filmowano w trasie, a nie w studiu. Na koniec dowiedzieliśmy się, że Elvis nie będzie uczestniczył w spotkaniach z nami”.
Kilka dni później producenci pojechali do Chicago, by tam zobaczyć Elvisa na scenie (występował w mieście od 1-2 maja 1977 roku) i ocenić jego kondycję i poziom występu. „Miał nadwagę, a jego głos brzmiał przeciętnie”, relacjonował Smith. „Ale spodobał nam się szał na widowni”.
Napisanie scenariusza i rolę drugiego producenta nowego widowiska CBS powierzono odnoszącej duże sukcesy w Europie Annette Wolf, z którą do dziś mam zaszczyt i przyjemność korespondować. W trakcie długiego telefonicznego wywiadu opowiadała: „do Hollywood przybyłam w roku 1975. Następnie, w roku 1977 zostałam wezwana na spotkanie z producentem i reżyserem, Garrym Smithem oraz Dwightem Hemionem. Powiedzieli mi, że CBS będzie produkowało wielki special Elvisa Presley’a, telewizyjny special pod tytułem „Elvis In Concert” pokazujący Elvisa podczas trasy koncertowej w trzech – czterech amerykańskich miastach, jak myślę. A w tamtym czasie Elvis był nieobecny w telewizji przez dłuższy czas i każdy chciał jego powrotu przed kamery. Głównie Pułkownik Parker chciał zrobić ten wielki show. To było też to co Garry i Dwight chcieli zrobić. Oni z kolei usłyszeli o mnie od kilku osób, widzieli kilka moich show, polubili je i dlatego zaprosili na spotkanie na którym zapytali czy nie chciałabym wykonać dokumentalnej części programu. Oznaczało to, że jeśli będziemy w trasie będę podróżować z Elvisem, jego ojcem Vernonem, dziewczyną Elvisa i całym jego otoczeniem. Bylibyśmy w ten sposób w każdym mieście, w którym Elvis występował a ja mogłabym robić tam swój materiał filmowy oraz wywiady ze wszystkimi jego fanami. Zgodziłam się więc”.
Do mediów informacja o planowanym widowisku telewizyjnym przedostała się już na początku czerwca. 1 czerwca 1977 roku Larry Williams poinformował na łamach gazety Dixie Dialing, że “Elvis zaśpiewa dla CBS w rocznicowym show”. “Elvis Presley podpisał kontrakt ze stacją CBS na godzinny koncert telewizyjny tej jesieni”, pisał dziennikarz. “Szczegóły nie są jeszcze znane, ale będzie on rodzajem rocznicowego show. Zaledwie dwadzieścia jeden lat temu Elvis eksplodował na telewizyjnej scenie w hucznym Ed Sullivan Show”.
Informacje dotyczące tego jak sam Elvis zareagował na propozycję występu w telewizji są sprzeczne. Być może jak pisze Jerry Hopkins Elvis miał co do tego występu “mieszane uczucia”. Warto jednak przytoczyć w tym miejscu wspomnienia dwóch osób towarzyszących piosenkarzowi podczas ostatniej trasy koncertowej. Tony Brown, pianista, zapamiętał, że Elvis zdawał się nie przejmować się swoją nadwagą i że artysta “sprawiał wrażenie podekscytowanego, że znowu wystąpi w telewizji. Mówił: 'Ludzie chcą wiedzieć co u mnie słychać'”. Zupełnie inaczej jednak zapamiętał tamte chwile ceniony znawca sztuk walki i trener karate Elvisa, Ed Parker. W swojej książce poświęconej piosenkarzowi pisał: “Kiedy jechaliśmy z Elvisem do hali gdzie już czekały kamery CBS, odwrócił się do mnie I zapytał: 'dlaczego mnie pakują w takie sytuacje?' Następnie spojrzał przez okno, zagryzł wargę I dodał: 'do diabła... chyba właśnie na tym polega show biznes”.
19 czerwca 1977 roku Elvis, członkowie Mafii z Memphis, a także dwunastoosobowa ekipia CBS, w stosunku do której piosenkarz zawsze był uprzejmy i miły, zjawili się w mieście Omaha w stanie Nebraska. “Poznałam go tylko trochę. Tylko odrobinę”, opowiadała Annette Wolf. “Zawsze podchodził do mnie i mówił 'hello skarbie. Jak się masz?'. A ja odpowiadałam 'w porządku. Co u Ciebie?”.
Pracownikom stacji telewizyjnej towarzyszyli także Felton Jarvis oraz przedstawiciele wytwórni RCA, która rejestrowała koncerty na potrzeby przyszłego albumu, który docelowo miał zawierać ścieżkę dźwiękową z nowego programu.
Pierwszy z dwóch występów nakręconych przez CBS na potrzeby telewizyjnego widowiska “Elvis In Concert”odbył się w hali Omaha Civic Center. Show rozpoczął się około godziny pół do dziewiątej wieczorem. Występ Elvisa poprzedził zwyczajowy support w osobie komika Jackie Kahane oraz grup wokalnych. Tuż po nich rozpoczął się koncert na który wyczekiwało blisko jedenaście tysięcy osób zgromadzonych na widowni (10,604 jak podają statystyki). Niestety. Nie był to obiecujący i wymarzony początek pracy nad programem telewizyjnym. „Pierwszy show był katastrofą”, pisał wręcz o nim na łamach swojej książki Ernst Jorgensen. “Otyły, blady i chaotyczny Elvis potykał się próbując rozpaczliwie utrzymać swój występ. [...] Za kulisami jego personel był niemal pewien, że (Elvis, przyp.autor) się przewróci dlatego starali się mu pomóc wskazując drogę”. Jeszcze bardziej dramatyczny obraz tamtego wieczoru zapadł w pamięci Johna Wilkinsona, gitarzysty rytmicznego w akompaniującej Presleyowi grupie TCB. “Koncert w Omaha wypadł fatalnie”, wspominał muzyk. “Elvis był blady i ledwie stał na nogach. Chyba nawet nie wiedział gdzie jest”.
Co ciekawe (biorąc pod uwagę powyższe wypowiedzi i ogólnie przyjęty fakt, że koncert w Omaha był jednym z najsłabszych z całego czerwcowego tournee), recenzje koncertu, które ukazały się w miejscowych gazetach następnego dnia, były bardzo pozytywne! Steve Millburg, który recenzował to widowisko w tekście „Elvis dojrzał, ale wciąż jest królem” na łamach Omaha World-Herald pisał: ”OK. Zacznijmy od powiedzenia, że Elvis Presley przytył kilka funtów, że nie śpiewa już zbyt dużo rock'n'rolla, a ruchy biodrami, którymi kiedyś skandalizował u Eda Sullivana są teraz bardziej sugerowane niż faktycznie wykonywane. Ale ma on jeszcze wiele do zaoferowania”. W dalszej części swojego artykułu dziennikarz zwrócił uwagę na obecność ekipy telewizyjnej. „Zwykła histeria publiczności otaczająca wizytę Elvisa została wzmożona przez obecność w niedzielny wieczór w Omaha Civic Center dziewięciu kamer CBS. Elvis powiedział, że rejestrują one show na potrzeby jesiennego special i sprawiają, że się denerwuje, ale też inspirują go”.
Relacjonując dalej przebieg niedzielnego koncertu Millburg zanotował: „Presley rozpoczął show z gitarą akustyczną zawieszoną wokół szyi. Udowodnił, że wciąż wie jak zagrać 'piosenkę, którą nagrałem jako pierwszą, 'That's All Right'”. W tym samym artykule dziennikarz zwrócił jednak uwagę na fakt, że Elvis zdecydowanie lepiej czuł się śpiewając ballady i pieśni gospel. „W końcu człowiek miał czterdzieści dwa lata a większość osób z liczącego 10604 osoby tłumu nie było typem widowni rockowej”, zauważył. „Inaczej było w numerach gospel takich jak 'How Great Thou Art'. Fakt, że (Elvis, przyp.autor) posiada jeden z największych głosów w muzyce popularnej został przyćmiony przez otaczającą go tajemnicę. Ale on zamroczył wręcz publiczność potężną nutą, w którą uderzył podczas 'How Great Thou Art' i chwilowo uspokoił wściekły wokalny podziw wielu kobiet”.
Pieśni gospel w wykonaniu Elvisa zauroczyły nie tylko widownię w Omaha Civic Center, ale też i producentkę powstającego właśnie telewizyjnego widowiska. Podczas naszej rozmowy telefonicznej opowiadała: „kiedy otrzymałam propozycję pracy przy programie wysłuchałam wszystkich jego (Elvisa, przyp. autor) nagrań, a rzeczą, w której wciąż jestem zakochana i przez którą zostałam jego fanką, były jego pieśni gospel. Myślę, że prawdopodobnie nie było żadnego białego człowieka, który tak świadomie rozumiałby, czym gospel jest naprawdę i co oznacza dla afroamerykańskiej społeczności. Oto dlaczego zostałam jego fanką. Bo kiedy śpiewał gospel Twoje serce, Ty, poddawałeś się i czułeś całą jego miłość, współczucie i zrozumienie dla ludzi. I to było w nim takie niezwykłe”.
Widowisko z 19 czerwca 1977 roku oprócz kilku mocnych punktów wskazanych przez recenzentów obecnych na widowni miało także kilka o wiele słabszych momentów. I trzeba o tym uczciwie napisać. W doskonałej książce „Platinum: A Life In Music” Ernst Jorgensen zwrócił uwagę na bardzo słabą kondycję Presley'a i jego dziwne zachowanie na estradzie przywołując m.in. scenę z utworem „Are You Lonesome Tonight?”. „W pewnym momencie Elvis zapowiedział 'Are You Lonesome Tonight?'”, pisał Jorgensen. „Po chwili jednak zatrzymał się jakby zastanawiał się nad tytułem. Zanim zaczął ją kontynuować powiedział do siebie: 'i jestem, i byłem (samotny, przyp.autor)...”. Całą tę sytuację rejestrowały oczywiście kamery CBS i magnetofony RCA. Występ zamknęła wykonywana od wielu lat na finał przebojowa ballada z komedii „Blue Hawaii”, „Can't Help Falling In Love”.
Po występie, jak miał to w zwyczaju robić po każdym zagranym koncercie, Elvis spotkał się w swoim pokoju z członkami zespołu. Jerry Hopkins opisując to spotkanie na kartach bestsellerowej książki „Elvis Król Rock'n'Rolla” pisał: „później parę osób zebrało się w jego pokoju by omówić występ. (Elvis, przyp.autor) Siedział na łóżku w piżamie; obok czuwali jego kuzyn Billy Smith i Charlie Hodge. Elvis zapytał Joe Guercio, dyrygenta orkiestry: 'no i co myślisz?'. 'Powiedzmy, że wyszła całkiem znośna próba generalna' – odparł Joe. 'Taa.... Masz rację' – przyznał Elvis”.
Koncert w Omaha odsłonił nie tylko słabą formę Elvisa, ale także drobne problemy techniczne jakie pojawiły się podczas rejestracji występu. Pierwsze z nich opisał już następnego dnia dziennikarz gazety Omaha World – Herald, Steve Millburg. „Były także jakieś problemy spowodowane przez kamery telewizyjne”, pisał w swoim tekście. „Niektóre osoby z tłumu musiały się przesuwać, ponieważ zasłaniały im widok, a jasne światła użyte do oświecenia publiczności mrugały od czasu do czasu w dziwnych i nieregularnych odstępach”.
Do zakończenia tournee pozostało jeszcze siedem występów, w siedmiu różnych miastach. Kolejnym, w którym z niecierpliwością kilka tysięcy osób wyczekiwało przybycia swojego idola był Lincoln w stanie Nebraska. W ślad za Elvisem do miasta udała się także ekipa dokumentalistów ze stacji CBS. Co ciekawe, za każdym razem, by nakręcić jakiś materiał pracownicy stacji telewizyjnej musieli uzyskać... zgodę Pułkownika Parkera. „Jedyną rzeczą, która łączyła mnie z Pułkownikiem Parkerem, były zgody które wydawał mnie i mojej ekipie na filmowanie”, opowiadała Anette Wolf. „Musiałam pytać go o to co Elvis robił, co mówił. 'Będzie lądował o tej i o tej godzinie na lotnisku'. Mówiłam mu wtedy, że chcielibyśmy tam być i to sfilmować. Kiedy powiedział 'w porządku' mogliśmy jechać na lotnisko i być tam w chwili gdy samolot Elvisa lądował, zobaczyć, jak z niego wysiada, wita się z fanami, wsiada do swojej limuzyny i znika”.
Show w hali Pershing Municipal Auditorium w Lincoln rozpoczął się o godzinie pół do dziewiątej wieczorem. Bezpieczeństwa podczas koncertu pilnowali ludzie Elvisa oraz dodatkowo zatrudnionych dwudziestu pięciu oficerów miejscowej policji. Presley wszedł na estradę około godziny dziesiątej wieczorem. Deb Gray z lokalnej prasy Lincoln Star opisując moment jego wejścia na scenę porównała go do „Archanioła Gabriela w biało-złotych szatach, dotykającego wyciągniętych w jego kierunku dłoni”.
Setlista koncertu raz jeszcze obejmowała esencję amerykańskiej muzyki – country („Early Mornin' Rain”, „I Really Don't Want To Know”), gospel („Help Me”) i bluesa oraz największych przebojów artysty takich jak „Love Me Tender”, „Little Sister”, „Jailhouse Rock” czy „Suspicious Minds” (jak okazało się niebawem – choć zaprezentowane jedynie we fragmencie było to ostatnie wykonanie tego utworu).
Recenzenci oraz przedstawiciele mediów bardziej jednak niż na muzycznej stronie widowiska skupiali swoją uwagę na niezwykłym kontakcie, jaki czterdziestodwuletni piosenkarz wciąż miał ze swoją publicznością. Deb Gray w swoim artykule „For Devoted Fans 'It's Now Or Never' Was How They Felt”, opublikowanym 21 czerwca 1977 roku, tj. następnego dnia po koncercie, zanotowała: „to wydarzyło się tuż po tym, gdy Elvis Presley zaśpiewał 'It's Now Or Never'. Moment, którego jedna z matek nigdy nie zapomni. Walczyła, by dostać się na przód (przed scenę, przyp.autor), w miejsce, w którym inne kobiety starały się dotknąć białych butów Elvisa. W rękach trzymała swoje dziecko. Była prawdopodobnie jakieś trzy metry od Elvisa. Król rock'n'rolla wziął dziecko na ręce. Ale dziecko odwróciło się od niego starając się wrócić do matki. 'Masz tremę synu?', zwrócił się do niego król głosem, który zabrzmiał tak jakby sam nie potrafił go opanować. 'Dokładnie wiem co czujesz'. Po czym pocałował chłopca. Dziecko jeszcze tego nie wie, ale od tej chwili jego życie już nigdy nie będzie takie samo”.
Te niezwykłe relacje łączące Elvisa i jego fanów nie umknęły także uwadze producentów powstającego właśnie programu telewizyjnego. Kamery realizującej show stacji CBS nie tylko podążały więc za Elvisem do sal koncertowych, lecz także w ślad za jego fanami, którzy tłumnie ściągali z całego świata, by obejrzeć występ swojego idola. „Rozmawiałam z fanami i robiłam z nimi wywiady, a oni wszyscy mówili to samo. Powtarzali słynną kwestię 'Bóg właśnie wylądował'”, opowiadała producentka Annette Wolf. „Dla nich Elvis był królem, bohaterem, bogiem, wszystkim dobrym, co ich w życiu spotkało. W związku z tym nie rozmawiałam z nimi świadomie, o tym czy (Elvis, przyp.autor) zrobił coś dobrze czy źle, ponieważ uznałam, że to nie moja sprawa. Chciałam tylko, żeby opowiedzieli mi swoje historie – ich osobiste historie mówiące m.in. o tym dlaczego przebywają całą tę drogę z różnych miast lub przylatują z Europy. A wielu z nich przybywało z Europy, szczególnie Brytyjczyków. Tamtejszy fanklub był bardzo bardzo duży”. Wybrane wypowiedzi zostały wykorzystane w gotowym materiale oraz na płycie ze ścieżką dźwiękową.
Tymczasem Elvis wprost z Lincoln odleciał do Rapid City w Południowej Dakocie. Decyzją władz CBS występ w tym mieście miał być drugim sfilmowanym w całości na potrzeby widowiska „Elvis In Concert”. „Wybraliśmy do filmowania Rapid City, bo był to pierwszy koncert Elvisa w tej hali”, wyjaśniał Gary Smith. „Chcieliśmy uniknąć ewentualnego rozczarowania publiczności jego nadwagą”.
Rushmore Plaza Civic Center był nowym obiektem, w którym nikt przed Elvisem jeszcze nie występował. Na kilkanaście minut przed jego wejściem na scenę w garderobie zorganizowano więc specjalne powitanie. Burmistrz miasta, Art LaCroix, wręczył Presley'owi tablicę pamiątkową z wygrawerowanym napisem: „W uznaniu dla Pana Elvisa Presley'a za wspaniały koncert otwierający”. Inną osobą, która była tego dnia obecna za kulisami była dziesięcioletnia Monique Brave. W jednym z nielicznych wywiadów opowiadała: „w 1977 roku miałam dziesięć lat, więc w tym wieku niewiele się dzieje. Pracowałam z moją ciocią Cathy na stoisku z fajerwerkami, kiedy usłyszałam, że spotkam się z Elvisem. W wieku dziesięciu lat jednak bardziej zainteresowana byłam sprzedażą fajerwerków niż spotkaniem z Elvisem”.
Pomimo to jednak, jak sama przyznała, przed wizytą w hali koncertowej, którą umożliwiła jej babcia, Eva J. Nichols, była „bardzo zdenerwowana i podekscytowana”. W obecności najbliższych współpracowników Presley'a oraz kamer wyrecytowała piosenkarzowi wiersz i wręczyła podarunek – ręcznie wykonany medalion o nazwie „Medalion życia” (Medallion of Life”). „To religijny prezent”, wyjaśniła po latach. „(Elvis, przyp.autor) pocałował mnie w policzek i złożył autograf na apaszce”, kontynuowała swoje wspomnienia Brave. Następnie wykonano pamiątkowe zdjęcia. „Mama poszła ze mną do garderoby, by także spotkać Elvisa. Mam zdjęcia naszej trójki, a także zdjęcie na którym jestem tylko ja z Elvisem”, opowiadała dorosła już Monique Brave. „(Mama, przyp.) cały czas płakała. Nie mogła uwierzyć, że jest w tym samym pomieszczeniu i oddycha tym samym powietrzem co Król”.
Wizytę przedstawicieli miasta przerwały dobiegające z hali oklaski i okrzyki tysięcy fanów wzywających Elvisa na scenę (jak następnego dnia relacjonowali miejscowi dziennikarze, pomimo iż bramy do budynku otwierane były dopiero o godzinie dziewiętnastej pierwsze grupy wielbicieli gromadziły się pod nią już o godzinie czwartej po południu). Zbliżał się czas występu. Na hali koncertowej na Presley'a oczekiwało dziesięć tysięcy osób. Widowisko (właściwa jego część - ponieważ grupy poprzedzające ją pojawiły się już na scenie o godzinie pół do dziewiątej) rozpoczęło się około godziny dwudziestej drugiej.
Tym razem (w odróżnieniu od koncertu w Omaha) Elvis „dał znacznie lepszy show”. Gary Smith z CBS zapamiętał, że piosenkarz sprawiał wrażenie, jakby zrzucił co najmniej pięć kilogramów w ciągu zaledwie dwóch dni. Biografowie artysty z kolei w swoich publikacjach zauważają, że powodem znacznie lepszej formy Elvisa było to, iż „występ dla telewizji potraktował jako pewne wyzwanie” i „starał się bardziej niż zwykle”. W szeregach współpracowników piosenkarza mówiło się też o tym, że przed tym występem odstawił leki przeciwbólowe i uspakajające. Zamiast tego, jak pisze Jerry Hopkins, Elvis miał przyjąć stymulanty. Wracając jednak do show...
„Następnie światła zostały przyciemnione. Fioletowe reflektory skupiły się na zespole, gdy ten rozgrywał temat otwierający 'A 2001 Space Odessy'. Kiedy fioletowe reflektory świeciły coraz jaśniej i jaśniej, publiczność była już na skraju swoich miejsc. Wtedy król pojawił się na scenie”. Tak pierwsze minuty koncertu w Rapid City opisała Jeri Gulbransen w swoim artykule „Nie żadnych wątpliwości – Elvis wciąż jest królem”, który ukazał się na łamach Rapid City Journal, 22 czerwca.
Niestety, Jerry Hopkins w swojej książce „Elvis. Król Rock'n'Rolla”, słusznie zauważył, że pomimo wszelkich starań Presley'owi do wizerunku króla bardzo dużo brakowało tego dnia. Pisząc o show w Rapid City przedstawił bardzo smutny (tragiczny wręcz) obraz piosenkarza podkreślając, że w drodze na scenę „poruszał się powoli jak słabowity starzec, stawiając niepewnie kroki noga za nogą” a podczas wykonywania „See See Rider” „ciężko oddychał”.
Na szczęście w recenzjach, które ukazały się w miejscowych gazetach następnego dnia, można było znaleźć wiele pochlebnych opinii na temat zarówno wtorkowego show jak i samego Elvisa. „Przez ostatnich dwadzieścia lat nazywano go królem rock'n'rolla i nie ma wątpliwości, że on wciąż nosi tę koronę”, pisała recenzentka z Rapid City Journal. „Elvis Presley śpiewał, kręcił biodrami, grał na gitarze, rzucał apaszki, popisywał się żartami i zapewnił publiczności wspaniałe otwarcie Rushmore Plaza Civic Center”.
Podczas trwającego ponad godzinę koncertu Elvis zaprezentował fanom wszystkie swoje największe przeboje – od „I Got A Woman” poprzez „That's All Right”, „Are You Lonesome Tonight?”, „Trying To Get To You”, „Hawaiian Weeding Song” aż po fenomenalne „My Way”, „Hurt” i „Unchained Melody”. Występ zakończył balladą „Can't Help Falling In Love”.
„To było jak międzynarodowe spotkanie, w którym Elvis był gwiazdą wieczoru”, podsumowała Annette Wolf. „Dla mnie to była rewelacja, ponieważ ja nigdy nie byłam w sali wypełnionej tysiącami fanów, którzy, wiesz, wspólnie śpiewali, płakali. I wiesz, były tam nie tylko kobiety, które płakały. Także mężczyźni to robili. Byli całkowicie połączeni z Elvisem. Było tam tak wiele miłości… prawdziwej miłości. To było wspaniałe móc zobaczyć, jak fani kochali Elvisa i jak on kochał ich. Elvis Presley naprawdę szczerze kochał swoich fanów i oni byli dla niego wszystkim. Myślę, że jego fani utrzymywali go przy życiu o wiele dłużej niż on naprawdę chciał…”.
Z kolei Jeri Gulbransen kończąc swoją recenzję napisała: „jego (Elvisa, przyp.autor) krytycy mogą nazywać go starzejącym się i otyłym, ale jego fani, którzy przybywają na każdy występ, wiedzą lepiej. On jest królem”.
Z Rapid City Elvis udał się Sioux Falls (22 czerwca). Następnie tournee wiodło przez takie miasta jak Des Moines (23 czerwca) czy Madison (24 czerwca). W tym ostatnim grającego na perkusji Ronniego Tutt zastąpił Jerome 'Stump' Monroe. Był to jego trzeci wspólny występ z Presley'em na scenie. Wcześniej perkusista grupy Sweet Inspirations zagrał z Elvisem w Philadelphii w 1971 roku i w Las Vegas w grudniu 1975. „To był straszny dzień”, wyznał w jednym z wywiadów muzyk opowiadając o czerwcowym występie z 1977 roku. „Byłem bardzo, bardzo zdenerwowany. Nie wiedziałem co robić – powiedziałem tylko wszystkim, że Elvis powiedział mi, że termin jest już umówiony. Dlaczego wybrał mnie? Tego nie wiem. Ale przyszedł do mnie i powiedział: 'Stump możesz to zrobić'. Popatrzyłem wtedy na niego mówiąc: 'ten człowiek ma więcej wiary we mnie niż ja sam w siebie'”.
Tego dnia, podczas show w Dane County Coliseum, Elvis po raz ostatni w życiu zaśpiewał takie hity jak „Love Me Tender” czy „One Night”. Warto dodać, że żadna z tych piosenek nie była na liście zaplanowanych na ten wieczór. „Fan o nią poprosił”, wyjaśnił historię pojawienia się podczas show utworu „One Night” Jerome Stump Monroe . „Elvis chciał ją zaśpiewać, więc ją zagraliśmy. O cokolwiek Elvis poprosił, to to właśnie robiliśmy. To był jego występ. Robiliśmy to czego chciał. Fani z widowni wykrzykiwali tytuł piosenki, a my musieliśmy być gotowi. (Elvis, przyp.autor) mówił 'zróbmy to' a my to robiliśmy. Nie miałem pojęcia, jakie utwory będziemy grać za każdym razem, kiedy z nim występowałem. Był to jeden z powodów, dla których tak się denerwowałem. Nie wiedziałem, o co poprosi i czy ja będę potrafił to zagrać. Nigdy nie miałem żadnych prób, setlisty. Nic”.
Finałowe koncerty ostatniej trasy odbyły się 25 i 26 czerwca kolejno w Cincinnati (skąd z powodu niedziałającej klimatyzacji w hotelu Elvis odleciał do Graceland) i Indianapolis. Na obu obecni byli członkowie Oficjalnego Fanklubu Elvisa w Wielkiej Brytanii. „Na występie w Cincinnati siedziałam w szóstym rzędzie”, opowiadała Francoise Verheughe z Belgii. „Pod koniec, kiedy zaczął 'Can’t Help Falling In Love' wstałam i pobiegłam w kierunku sceny. Szalone czasy. Fani byli bardzo podekscytowani. Nawet zarobiłam łokciem w twarz. Ale widziałam go z bliska”.
26 czerwca 1977 roku prywatny samolot Elvisa Presley'a, „Lisa Marie”, wylądował w Indianapolis. Na płycie lotniska czekały na niego jak zawsze tłumy fanów. Wśród nich był prezes brytyjskiego fanklubu Elvisa, Todd Slaughter, z którym miałem przyjemność spotkać się i rozmawiać w 2008 roku. Wspominał wówczas: „Kiedy udawałem się do Indianapolis nie wiedziałem nawet, że spotkam Elvisa. Leciałem wówczas na urodziny jego menedżera, Toma Parkera (ur.26 czerwca 1909, przyp.autor). Na lotnisku zauważył mnie ojciec Presleya, Vernon. 'Hej Elvis, tu jest ten Todd z Anglii' zawołał do syna, na co ten odpowiedział 'Todd Slaughter? Prezes angielskiego fanklubu? Zawołaj go, chce z nim porozmawiać'. Byłem bardzo przejęty i wzruszony tym, że pomimo iż poznawał tysiące osób, zapamiętał mnie. Rozmawialiśmy wtedy głównie o jego przylocie na europejskie tournee, ponieważ na kilka tygodni przed śmiercią Elvis bardzo chciał przyjechać z koncertami do Europy”.
Następnie w obecności kamer i aparatów fotograficznych piosenkarzowi wręczono tablicę od wytwórni RCA upamiętniającą dwa miliardy egzemplarzy płyt wytłoczonych w Indianapolis (do czasu wytłoczenia jego ostatniego albumu „Moody Blue”).
Stamtąd Elvis udał się do hali koncertowej, Market Square Arena, w której tłoczyło się już osiemnaście tysięcy fanów, którzy by zdobyć bilet na to historyczne dzisiaj widowisko musieli spędzić co najmniej kilka godzin w długiej kolejce.
Show rozpoczął się o godzinie pół do dziewiątej wieczór. Otwarły go kwartety J.D Sumner & The Stamps (wykonali „Great Good Morning”, „Street Corner Preacher”, „Gone At Last”, „Operator” i „Swing Low, Sweet Chariot”) oraz Sweet Inspirations (zaśpiewały „Black Sunday”, „If You Leave Me Now” oraz „Get Away”).
Chwilę po wybrzmieniu ostatniego utworu i krótkiej przerwie technicznej w sali przygasły światła i rozległy się wyczekiwane z niecierpliwością dźwięki tematu „Also Sprach Zarathustra”. Po nich na scenę wkroczył ubrany w biały jumpsuit o nazwie Mexican Sundian (jeden z dwóch o tej nazwie używanych podczas opisywanej w tym artykule trasie) Elvis Presley. Wyglądał o wiele lepiej i zdrowiej niż zaledwie kilka dni wcześniej gdy stacja CBS rejestrowała jego pierwszy występ na potrzeby nowego programu telewizyjnego. „Widziałem go (Elvisa, przyp.autor) ostatni raz w Indianapolis, podczas jego ostatniego koncertu. Miał lekką nadwagę, ale wyglądał dobrze i śpiewał jak nigdy”, opowiadał mi Charles Stone, tour menedżer Elvisa.
Swój koncert Presley rozpoczął zwyczajowym „See See Rider”, po którym wykonał dwa swoje hity z 1956 roku „I Got A Woman” oraz „Love Me”. „Podczas dwóch ostatnich koncertów 25 i 26 czerwca 1977 roku Elvis był w świetnej formie wokalnej”, zapamiętała Francoise Verheughe. Z kolei Cricket Coulter wspominając wydarzenia sprzed czterdziestu lat pisała: „Czterdzieści lat temu byłam w Market Square Arena w Indianapolis w stanie Indiana, by zobaczyć coś, co okazało się ostatnim koncertem Elvisa. Podobnie jak w przypadku innych jego występów oczekiwanie było ekscytujące. Cała arena była naelektryzowana, a wszyscy napełnieni miłością i energią. Elvis był podekscytowany i gotów, by spędzić czas ze swoimi fanami i zapewnić im rozrywkę. Był w dobrym nastroju. Nie czuł się najlepiej, ale na pewno lepiej niż kilka dni wcześniej”.
Na chwilę przed zaśpiewaniem finałowego „Can’t Help Falling In Love” Elvis rzucił do rozentuzjazmowanej widowni: „Przede wszystkim chciałbym podziękować wam i chcę to powiedzieć w ostatnim dniu naszego tournee. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej publiczności. To wy sprawiliście, że to wszystko warte było zachodu”. A następnie dodał: „Until We Meet Again, May God Bless You… Adios” („Dopóki znów się nie spotkamy, niech Was Bóg błogosławi… Adios„).
Z pewnością nikt z osiemnastu tysięcy fanów obecnych tego dnia na widowni nie przypuszczał nawet, że były to ostatnie słowa, jakie usłyszał od swojego idola i że właśnie był świadkiem jego ostatniego w życiu koncertu. „W autobusie nie było fanów (którzy go wcześniej widzieli), którzy powiedzieliby, że coś jest nie w porządku z Elvisem. A żeby pomyśleć, że umrze sześć tygodni później. Nie, Mariusz. Nigdy bym nawet nie przypuszczała!" - wyznała mi w wywiadzie Francoise Verheughe wspominając drogę powrotną do hotelu z Market Square Arena w Indianapolis 26 czerwca 1977 roku…
„Pamiętam ostatni raz w Indy (Indianapolis, przyp.autor). (Elvis, przyp.autor) Przytulił nas wszystkich na pożegnanie i powiedział: widzimy się za około trzy tygodnie”, dodał Ed Hill z kwartetu J.D.Sumner & The Stamps… John Wilkinson z kolei wyznał: „Graliśmy w Indianapolis trzy razy. Za pierwszym razem zawiódł dźwięk i publiczność zachowywała się chamsko. Za drugim razem było niewiele lepiej. Dopiero ten ostatni raz wyszło naprawdę super. Publika wymiękła, jakby naprawdę się za nami stęsknili. Daliśmy czadu, rock'n'roll od początku do końca. Pamiętam, że kiedy na koniec Elvis schodził ze sceny, wyglądał na skonanego. Był ledwo żywy”.
Prosto z Indianapolis Presley poleciał do Memphis, do Graceland, na zasłużony, dłuższy niż dotychczas, wypoczynek. Kolejne koncerty zakontraktowano dopiero na drugą połowę sierpnia.
ELVIS IN CONCERT
Nagrywany podczas czerwcowej trasy koncertowej program „Elvis In Concert” został po raz pierwszy wyemitowany w telewizji 3 października 1977 roku (tego samego dnia ukazał się również podwójny album ze ścieżką dźwiękową wydany przez wytwórnię RCA). „Byłam w połowie edytowania filmu, kiedy Pułkownik Parker zadzwonił do mojej montażowni i powiedział mi, że Elvis nie żyje”, zapamiętała Annette Wolf. „Z jednej strony to był szok, ale z drugiej nie, ponieważ każdy widział, co się z nim działo, że nie czuł się dobrze i być może powinien zwolnić wcześniej, nie robić tego tournee i zająć się sobą”.
Godzinne widowisko stacji CBS koncentrowało się głównie na ostatnich występach Elvisa Presley'a (większość pokazanego materiału pochodziła z Rapid City). Poszczególne sekwencje rozdzielały jednak zdjęcia z przygotowań do koncertów, zdjęcia zza kulis oraz wypowiedzi fanów. Kamera CBS dotarła także do Graceland, po którym widzów oprowadził ojciec piosenkarza, Vernon. Niestety, w związku z przedwczesną śmiercią Elvisa, 16 sierpnia 1977 roku, do gotowego scenariusza dopisano jeszcze jedną scenę. W ostatnich minutach programu wielbiciele Presley'a raz jeszcze mogli zobaczyć Vernona – tym razem wyraźnie wzruszonego. Dziękował stacji CBS oraz fanom za wszystkie listy, telegramy, słowa wsparcia i kwiaty przesłane do słynnej posiadłości tuż po odejściu Elvisa...
„Elvis In Concert” nie otrzymał dobrych recenzji. Serwis Allmusic nazwał go wręcz „najgorszym” w dorobku artystycznym Elvisa pisząc „trudno uwierzyć, że telewizja CBS rzeczywiście pokazałaby ten program, gdyby Elvis nie umarł dwa miesiące temu. Teraz czyni go to ostatnim zarejestrowanym spektaklem piosenkarza (i przyczynia się do milionowej sprzedaży jego płyt)”.
Świadomość niepowodzenia mieli także pracownicy stacji CBS. Najlepiej podsumowała to Annette Wolf w cytowanej wielokrotnie rozmowie telefonicznej: „Show okazał się rozczarowaniem. Program nie był sukcesem, fani byli zaniepokojeni, recenzje nie były szczególnie dobre, a to wszystko dlatego, że każdy widział Elvisa w punkcie, w którym nigdy nie powinien go zobaczyć. To tournee nigdy nie powinno się odbyć”.
Mając na uwadze słabe oceny, a także dobry wizerunek Elvisa jego spadkobiercy nigdy nie zrealizowali tego widowiska na jakimkolwiek oficjalnym nośniku – VHS, DVD ani Blue-Ray. Czy słusznie? Zdania w tej kwestii są podzielone. Część fanów uważa, że „Elvis In Concert” powinien doczekać się wznowienia, bo bez względu na to w jakiej formie Elvisa ukazuje, to jest on niepodważalnie częścią historii muzyki rozrywkowej. Inni mają jednak wątpliwości, o czym wspomniała mi Francoise Verheughe. Jej słowa będą najlepszym podsumowaniem i być może skłonią do refleksji... „Czy program CBS powinien zostać zrealizowany na DVD bądź Blue Ray’u? Nie wiem. Rozumiem trochę EPE. Puściliśmy ten show na zlocie w Brukseli w styczniu 1978 roku. Pod koniec każdy był we łzach. Nawet ja, która widziałam go (Elvisa, przyp.autor) na scenie sześć miesięcy wcześniej. Fani zrozumieją, że był chory, ale reszta? Mówi się, że brał narkotyki, dużo jadł, pił… Oni tego nie zrozumieją. Wiesz, wiele osób nadal uznaje tylko show NBC z 1968 roku i Aloha From Hawaii”...
BIBLIOGRAFIA:
1) „Elvis”. Leszek C.Strzeszewski - PWM 1986
2) „Prywatne życie Elvisa”. Peter Haining – Ryton International, 1987
3) “Elvis. Król Rock’n’Rolla”. Jerry Hopkins – Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013
4) “The Quotable King”. Elizabeth McKeon, Linda Everett, Cumberland House, 1997
5) “The Elvis Archives”. Todd Slaughter; Ann E.Nixon, Omnibus Press, 2004
6) Broszury płyt CD, strony internetowe, recenzje prasowe oraz materiały własne.
O autorze:
Mariusz Ogiegło - fan, kolekcjoner i znawca tematyki związanej z Elvisem Presley'em, od 2011 roku prowadzi bloga "ELVIS: Promised Land" - polscy fani codziennie mogą znaleźć na tej stronie informacje o nowościach wydawniczych, recenzje, artykuły oraz wywiady. Mariusz jest także autorem książki pt. "Elvis. Człowiek, którego nigdy nie zapomnisz" - jest to zbiór przeprowadzonych przez niego wywiadów z ludźmi z otoczenia Presley'a.
16 sierpnia w ramach obchodów 40. rocznicy śmierci Elvisa jest szansa na spotkanie i rozmowę z autorem w Poznaniu. Wśród eksponatów prezentowanych przez Mariusza znajdą się m.in. oryginalne i bardzo rzadkie wydania amerykańskich gazet i magazynów z 16 i 17 sierpnia 1977 roku. O tym, co pisała amerykańska prasa w tych dniach, co było tematem numer jeden - będzie można przekonać się na własne oczy w Bibliotece Raczyńskich o godz. 18.00.