Podróże z Radiem RAM: Z Miami, Jan Pachlowski

Ewelina Lis, Mateusz Łapot | Utworzono: 26.10.2024, 07:37 | Zmodyfikowano: 26.10.2024, 07:38
A|A|A

fot. J. Pachlowski

Zacznijmy od najbardziej dramatycznych doniesień z ostatnich tygodni: Huragany.

Każda podjęta decyzja może być znakomita, albo najgorsza w życiu. Z roku na rok jest coraz gorzej. Przeżyłem trzy, w tym dwa bardzo poważne huragany, kiedy trzeba było się ewakuować, kiedy nie było wiadomo, co się dzieje z domem, kiedy nie działały komórki, kiedy przez kilka dni nie było prądu. 

Wielu ludzi, co ja też rozumiem, nie chce opuszczać swoich domów. Boją się, że nie będą w stanie ich uratować, że już do nich nie wrócą. Myślą, że może jakoś to będzie.

Można sobie pomyśleć: no tak, są ubezpieczenia. Z ubezpieczeniami jednak różnie bywa. Na Florydzie ubezpieczalni jest bardzo mało. Dużo firm się wycofało. Nie jest to miejsce, gdzie da się zarobić. Huragany przyszły tak często, że średnie ceny ubezpieczeń są dziewięć razy wyższe niż w innych częściach USA.

Ludzie nie ubezpieczają swoich domów?

Różnie z tym bywa. Ubezpieczenie domu to jest często 12 tys. dolarów rocznie. Jest to spora kwota.

Floryda nie była Twoim pierwszym amerykańskim przystankiem.

Pierwszym było Chicago, miasto bardzo specyficzne. Jak większość Polaków, miałem pojechać na rok lub dwa, a w lipcu będzie dwadzieścia jeden. 

Jestem w USA od 2003 roku. Załapałem się na końcówkę królestwa amerykańskiej Polonii.

Czy Floryda jest przereklamowana? Czy jednak warta zobaczenia, zamieszkania, pobycia tam?

Moim zdaniem jest bardzo przereklamowana. Ale to tylko moje zdanie. Po pierwsze mamy zagrożenia huraganami, po drugie jednak funkcjonowanie w miejscu, gdzie jest przez cały rok ciepło i w większości roku tylko i wyłączenie w klimatyzacji, to trochę nie jest moja bajka. Chicago oferowało coś, co jest mi w życiu potrzebne: świetne życie kulturalne, polskie teatry, polskie zespoły, międzynarodowe festiwale filmowe. Tutaj nie ma takiego rozmachu. Czasami jest tak gorąco, szczególnie w ostatnich latach, że trudno jest wytrzymać na świeżym powietrzu dłużej. 

Przyjeżdżamy do Miami. Do plaż rzeczywiście jest blisko. Przez pierwsze 2-3 miesiące jesteśmy codziennie, potem pięć razy w tygodniu, potem dwa razy w miesiącu, a potem zauważamy, że jak przyjeżdża do nas rodzina czy znajomi, to oni przez dwa tygodnie pobytu są więcej na tych plażach, niż my przez cały rok.

A gdzie odpoczywasz?

Bardzo lubię okoliczne wyspy. Moją ulubioną wyspą jest Portoryko. Przecudne miejsce z przecudnymi ludźmi. Zdecydowanie bezpieczniejsze miejsce niż jeszcze kilka lat temu. Tam zrozumiano, że turystyka to jedyny, znakomity dochód. 

To prawda, że po huraganie jest wysyp aligatorów i węży?

To prawda. Można zobaczyć, szczególnie poza miastami, aligatora, który przechodzi sobie na drugą stronę jezdni i trzeba go przepuścić. Aligatory potrafią sobie też leżeć z boku drogi i wygrzewać się na słońcu. Podobnie jest z żółwiami. 

Floryda kojarzy nam się też z kosmosem.

To prawda. Jest tu słynne Centrum Kennedy'ego. Ja wielokrotnie miałem przyjemność być i obsługiwać starty rakiet, szczególnie te Artemis. I tu ciekawostka: dlaczego na Przylądku Canaveral każdy stan, każdy powiat ma swój numer kierunkowy. Dlaczego na Cape Canaveral numer kierunkowy to 3-2-1?

Od startu rakiety?

Właśnie. To nie jest przypadek. 

A jak tam jest? W centrum Centrum?

Centrum jest uporządkowane. Są komunikaty prasowe. Jest mniej spontaniczności. Po jakimś czasie zdecydowałem, że wolę być na plaży, wśród ludzi i stamtąd relacjonować. Tam widać emocje.

W Miami trwa wczesne głosowanie w wyborach prezydenckich. Są ogromne kolejki.

Ja stałem 50 minut. To wczesne głosowanie to ciekawa sprawa. To zaczyna się już we wrześniu. 

Jestem chłopakiem ze Szczecina, portowcem i wilkiem morskim, ale uwielbiam Wrocław i to jest miejsce, w którym mógłbym żyć. Być może Państwo sobie myślą: a ja bym tam wolał być na Florydzie. A ja bym wolał być we Wrocławiu.

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY:

 

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować