"Nordycki ton" Torda Gustavsena - wywiad (Posłuchaj)

Radio RAM | Utworzono: 31.10.2008, 08:29 | Zmodyfikowano: 02.11.2008, 21:19
A|A|A

(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)

Michał Sierlecki: Moim gościem jest pianista jazowy, znakomity muzyk, Tord Gustavsen.

Twoja muzyka jest przesdstawiana jako skandynawska mieszanka folk o uniwersalnym jazzowym przesłaniu lirycznym. Przygotowujesz się również do nagrania nowej płyty w roku 2009 i uczestniczysz w projekcie „Tord Gustavsen Ensamble”. Opowiedz, proszę, trochę o tych nowych wyzwaniach.

Tord Gustavsen: - Zamierzamy wydać materiał, który napisałem na festiwal w Norwegii w tym roku. Projekt ten bazuje na moich dotychczasowych dokonaniach z trio , ale pojawia się tu również saksofon i głos ludzki. To, co zamierzamy zagrać w Polsce w najbliższym czasie, jest pomostem między tymi dwoma projektami. Na pewno obecna będzie intymność trio, ale repertuar oparty został na starych i nowych kompozycjach.

Czy możemy spodziewać się utworów z ostatniego albumu "Being There"?

- Oczywiście. Zagramy prawdopodobnie mieszankę trzech wydanych dotychczas albumów trio. Utwory z "Being There" połączone zostaną także z nowymi rzeczami.

Właśnie ostatni album nagrałeś ponownie z doskonałymi muzykami , Jarle Vespestadem na perkusji i Haraldem Johnsenem na basie. Jak się poznaliście i jak współpracowało ci się z nimi przy okazji tworzenia "Being There"?

- Spotkaliśmy sie w Trondheim w Norwegii w Conservatory of Music, gdzie uczęszczaliśmy na studia. Wtedy jeszcze nie graliśmy razem, ale już się znaliśmy. Założyłem trio parę lat później w Oslo, gdzie wszyscy teraz mieszkamy. Na początku graliśmy z towarzyszeniem wokalu, ale czulismy, że jest obszar, który należy poszerzyć i który ma szansę stać się osobnym projektem. To właśnie intymność i atmosfera grania w trio.

(Posłuchaj drugiej części wywiadu)

Masz liczne rodzeństwo. Czy także są utalentowani muzycznie?

- Oni wszyscy kochają muzykę, ale mają z nią do czynienia tylko jako słuchacze. Ja jeden wybrałem drogę profesjonalnego podejścia do tematu. Na poziomie podstawowym muzyka jest dla nich radością, lecz mają inne zawody.

Twoja przygoda z muzyką zaczęła się dzięki ojcu. Grałeś na fortepianie mając cztery lata. W dzieciństwie obcowałeś z chórami gospel w kościołach, prawda?

- Tak. Ale poza tym wszystkim graliśmy muzykę w domu. Kołysanki, dziecięce piosenki, utwory klasyczne, które wykonywał mój ojciec. A ja wówczas dosiadałem się do niego i tak razem improwizowaliśmy. Potem przyszła muzyka kościelna, śpiew, akompaniament, chóry. Takie było moje dzieciństwo.

Oprócz tego , że jesteś wykształconym muzykiem, twoja edukacja objęła także inne dziedziny, jak socjologia, psychologia, religioznawstwo. Studiowałeś te kierunki. Ale moją uwagę przykuwa temat, który obrałeś jako pracę pisemną, poruszający kwestie dialektycznego erotyzmu w muzyce improwizowanej i funkcjonowania w nim człowieka.

- To połączenie moich akademickich fascynacji intelektualnych z doświadczeniem, jakie zdobyłem jako muzyk. Poruszam zagadnienie złożoności i podłoża psychologicznego związków międzyludzkich z wyzwaniem instrumentalisty zależnego od muzyki. To podstawowe odmiany paradoksów, gdzie musisz zostawić sobie pole intymności w muzyce,  jednocześnie mając jakąś perspektywę i doświadczając jej z pewnym dystansem. Muszę znaleźć sposób, by sprostać tym sprzecznościom w aktywnym działaniu, w konkretnych sytuacjach. Musisz stworzyć jakieś oblicze tego, co tworzysz, a  w tym samym czasie mieć cierpliwość i osobisty kontakt z muzyką. Do tego dochodzi proces improwizacji. Czasem improwizujesz przez cały koncert. Jak to wszystko pogodzić? To odwieczny paradoks pomiędzy potrzebą spełnienia z uwzględnieniem satysfakcji z wykonywanej czynności przy ciągłym budowaniu napięcia i skupiania uwagi na dźwiękach. Mój akademicki wywód po prostu nazwał to zajwisko słowami i sformułował odpowiednie tezy.

(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)

Nagrałeś trzy doskonałe albumy, mianowicie "Changing Places", "The Ground", "Being There". Wszystkie zostały wydane w barwach prestiżowej wytwórni ECM. Spotkałeś też Manfreda Eichera, który jest szefem wytwórni i znakomitym producentem. Jak się poznaliście?

- W znacznej mierze nagrywaliśmy nasz debiutancki krążek na własną rękę, używając studia nagrań w Oslo, w którym często pracuje Manfred Eicher. Przyszedł coś dograć, a inżynier dźwięku zaprezentował mu fragment nagrania z naszej sesji. Parę dni później Manfred zadzwonił do mnie i stwierdził , że chce to wydać. Wróciliśmy do studia z nim , dogrywając kilka następnych utworów i zmiksowaliśmy je. Tak to się zaczęło.

Zanim zacząłeś nagrywać w trio, grałeś u boku wokalistki Silje Nergaard. Jak doszło do waszej współpracy?

- Spotkałem Silje, grając na fortepianie w grupie, kóra wynajęła ją jako przyszłą solistkę. Tego wieczoru byliśmy zatem w podobnym położeniu , występując w tym samym zespole. Szybko odnaleźliśmy wspólny muzyczny język i postanowiliśmy stworzyć zespół dla niej, by wykonywał jej utwory. Tworzyliśmy razem przez ponad pięć lat. Mnóstwo koncertów, tras po całym swiecie, trzy wydane albumy. Zatem była to znacząca podróż dla nas obojga.   

Kilka lat temu nagrałeś sesję wraz z Anną Marią Jopek na jej album "ID". Jak wspominasz współpracę z tą artystką?

- Przede wszystkim mam żywe wspomnienia związane z jakością jej głosu, w którym się zakochałem. Brzmienie i sposób frazowania jest tu wyjątkowy. W połączeniu z językiem polskim, którego kompletnie nie rozumiem, zabrzmiało to niezwykle pięknie. To pamiętam. Zupełnie pochłonął mnie jej głos.

(Posłuchaj czwartej części wywiadu)

Twoja muzyka jest często przedstawiana jako ton nordycki. Czy to dobre określenie dla tych dźwięków?


- Może być jedno właściwe określenie, ale rodzi się wiele innych. Takie nie jest do końca słuszne. Moją muzykę na pewno cechuje pewnego rodzaju minimalizm, ale też dźwiękowa przestrzeń. Mamy tu tyle gatunków, że ciężko stwierdzić , że to tylko nordycki ton.

Gdybyś mógł wymienić twoich ulubionych jazzowych pianistów, kto by to był?

- To trudne pytanie. Słucham raczej wokalistów, saksofonistów, muzyki folk, klasycznej i ciężko mi mówić o pianistach, bo na dzień dzisiejszy  niewiele się na nich skupiam. Wpływów jest bardzo dużo. W obecnych czasach wymieniłbym jednak legendarnego szwedzkiego pianistę, który był kilka dekad temu pionierem w łączeniu jazzu tradycyjnego ze skandynawską muzyką folk. To Jan Johansson - prawdziwa legenda. Słucham także Keitha Jarretta, Billa Evansa, cenię pianistów lirycznych, ale też tych serwujących boogie woogie którzy grali na początki dwudziestego wieku. To dla mnie źródło inspiracji.

Wpływy muzyki karaibskiej są także widocnze w twojej twórczości, by wymienić choćby Gonzalo Rubalcabę , czy Michele Camilo.

(Posłuchaj piątej części wywiadu)

Jakie masz plany na nadchodzące miesiące?

- Cóż, zapowiada się czas koncertów w dużych salach, czasem na festiwalach. Właśnie wrócilismy z Południowej Afryki i Francji. W najbliższym czasie jedziemy do Belgii, oczywiscie zaraz po wizycie w Polsce. Potem jescze występy w Hiszpanii. Następny rok będzie trochę bardziej spokojny, gdyż nagrywam kolejny album. Natomiast końcowka roku 2009 to kolejne koncerty z „New Ensamble”.

Bardzo dziekuję za rozmowę i życzę powodzenia.

- Również dziękuję.

REKLAMA
Dźwięki
(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)
(Posłuchaj drugiej części wywiadu)
(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)
(Posłuchaj czwartej części wywiadu)
(Posłuchaj piątej części wywiadu)