"Dla mnie tak naprawdę najważniejsza jest w tym wszystkim muzyka."- Pat Metheny - "Orchestrion"- wywiad (Posłuchaj)
(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)
Michał Sierlecki: Gościem Radia RAM jest Pat Metheny. Rozmawiamy o twoim nowym projekcie i albumie „Orchestrion". Wspomniałeś we wkładce do tego krążka, iż projekt ów przedstawia kierunek, łączący zamysły konstrukcyjne z końca XIX wieku i początku XX wieku z dzisiejszą technologią dla stworzenia nowej platformy o nieograniczonych możliwościach dla muzycznych kompozycji, improwizacji i wykonań. Twoja koncepcja na stworzenie orkiestronu po prostu mnie oszołomiła...
Pat Metheny: - To chyba najlepszy opis tego, czym naprawdę jest ten projekt. Niewiele osób wie o istnieniu pianol, które były instrumentami ze specjalnym mechanizmem kartek papieru z dziurkami, przez które przedostawało się powietrze sterujące klawiszami. To zawsze mnie fascynowało, gdyż mój dziadek miał taki instrument w swojej piwnicy. Kochałem to i każdego lata siedziałem w tej piwinicy starając się zrozumieć, jak działa ów mechanizm. Jednocześnie masz do czynienia z czymś starodawnym i science fiction.
Ile miałeś wtedy lat?
- Byłem chłopcem w wieku dziewięciu, może dziesięciu lat. Zawsze interesowały mnie te instrumenty. Oczywiście potem zostałem gitarzystą. Eksperymentowałem z różnymi rodzajami gitar i stało się to częścią mojego życia. Nikt nie spojrzał na możliwość wykorzystania projektu pianol w potężnej platformie. Lata mijały i niespecjalnie się tym interesowano. Parę lat temu stwierdziłem, że można zainwestować w taki projekt. Skontaktowałem się z konkretnymi osobami zajmującymi się budowaniem podobnych instrumentów i poprosiłem, by stworzyli je dla mnie. Połączyłem później różne elementy i stworzyłem orkietron, by nagrać płytę i ruszyć z całym tym mechanizmem w trasę koncertową. Przyjechałem kolejny raz do Polski i bardzo się z tego cieszę.
My również. Twój dziadek był muzykiem i grał na trąbce?
- Był wspaniałym trębaczem i wielkim muzykiem. Miał na mnie ogromny wpływ.
Czy możemy w takim razie pokusić się o stwierdzenie, że w pewien sposób na nowo definiujesz pojęcie nagrania solowego? Ono ma już nieco odmienne znaczenie.
- Wiesz, wszyscy znają album Steviego Wondera „Music of my Mind" , gdzie on gra na wszystkich instrumentach. I ja również mam w swym dorobku taki album,. To krążek „New Chautauqua" ."Orchestrion" jest w pewnym sensie podobny , ale tu na wszystkim gram na żywo jednocześnie. Wykonanie „live" ma tu ogromne znaczenie i by dobrze zrozumieć na czym wszystko polega, najlepiej zobaczyć to na koncercie. Wszystkim, co zagra, jestem ja. Nic nie jest wcześniej nagrywane. I mimo, że płyta powstała trzy miesiące temu, wyraża ona moją świadomość i wrażliwość w tamtym czasie, gdy grałem tę muzykę. Nie zdarzyło się, by ktoś dotychczas wykonywał takie rzeczy. Doświadczenie live jest ekscytujące, gdyż obserwujemy wiele ruchu. Nie jest to mała rzecz, ale ściana pełna różnych poruszających się przedmiotów, wydających dźwięki. Całość bywa głośna.
(Posłuchaj drugiej części wywiadu)
- Staram się zbyt często nie używać słowa „robot", gdyż ono bardzo odstrasza ludzi. Zresztą technologia, której używam, a jest nią technologia oparta na solenoidach, zapewnia skuteczność działania, ale tak naprawdę jest bardzo podobna do tej, którą stosowano przed stu laty. Oczywiście używam również komputerów w sposób dużo bardziej zaawansowany. Nie było to kiedyś możliwe. W sumie jest to najlepsze połączenie dwóch światów. Super nowoczesne narzędzie kontroli na miarę XXI wieku o wciąż dawnym brzmieniu, skonstruowane z kawałków metalu i drewna. Są tu też butelki owiewane powietrzem i wydające dźwięki. Brzmienie całości odzwierciedla ludzkie wyobrażenie muzyki obecne od tysięcy lat. Wnętrze tej machiny może budzić zdziwienie.
To rzeczywiście niesamowite, gdyż grasz na instrumentach klawiszowych , marimbie, vibrafonie, dzwonach, basie, gitarach, cymbałach i perkusji. Cała idea używania pianol jest fascynująca. Pytam dlatego, że sam grając na organach wiem, iż uderzając w klawisze, de facto wydobywam dźwięki z rur, piszczałek. Analogicznie powstaje dźwięk w pianolach. Na podobnych zasadach.
- Bardzo podobnych. W organach piszczałkowych bardzo ważną rolę odgrywa mechanizm tworzenia dźwięku. To był instrument, do którego się odwoływałem. Zwłaszcza muzycy jazzowi często podejmują kwestie mechaniki i budowy swoich instrumentów. Już sam fortepian jest ze swej natury bardzo mechanicznym urządzeniem. Klapy w trąbce i sposób wydobywania dźwięku na tym instrumencie to mechaniczna operacja. Od tego, jak przyciśniesz klapy, zależy, jaki dźwięk wyda czara. Mój projekt jest krokiem naprzód. Ale podstawowa idea użycia orkiestronu opiera się na medium służącym do ukazywania emocji, ekspresji. I mnie to przekonuje. I fajnie móc rozmawiać o tym, jak to jest zbudowane. Ale dla mnie tak naprawdę najważniejsza jest w tym wszystkim muzyka. Mogę odwiedzać dzięki niej różne miejsca. Dają to poszczególne kompozycje. Nawet jeśli rozpatrujemy to w kategoriach mojej gry i przez pryzmat owego medium, to dla mnie interesujące, ekscytujace i nowe doznanie. Myślę, że należy spojrzeć na to w kategoriach nowego medium. Niektórzy mówią mi, że to brzmi jak grający band i dlaczego nie zaproszę do wspólnego muzykowania prawdziwych facetów. A moja odpowiedź brzmi: To tak, jakby wybrać się do kina na świetnie animowany film w stylu „Wall-E" i po wyjściu z seansu stwierdzić że był to kapitalny film, ale dlaczego nikt nie zatrudnił prawdziwych aktorów, by to zagrali. Dlaczego tam nie było prawdziwych ludzi. Przecież nie o to chodzi. Chodzi o zrozumienie, ze mamy tu zupełnie różne medium. I tak postrzegam orkiestron. Jako nowe medium. Nie gorsze, nie lepsze, ale inne.
(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)
- Przyszłość jazzu będzie zawsze indywidualną kwestią dla każdego grającego muzyka. Uważam, że każde pokolenie ma trzech lub czterech takich wykonawców, którzy inspirują słuchaczy. Dzieje się tak dzięki improwizacji. Moja ścieżka muzyczna, nie tylko ze względu na ten projekt, jest bardzo dziwna. Nie znam drugiej takiej. Uważam, że to dobrze. Nie spotkałem też drugiego muzyka - instrumentalisty solowego, próbujacego zmierzyć się z tak bogatym instrumentarium, po jakie sięgam. Po prostu wybieramy swoje drogi i ja wybrałem w ten sposób. Jestem zadowolony.
Wiem, że inspiracją był dla ciebie Mark Herban, wykorzystujący potencjał solenoidów.
- Tak. On jest wspaniałym technikiem. Miałem wcześniej pomysły grania basowych nut przy użyciu stóp. I on się z tym zmagał. I kiedy udało mu się wreszcie urzeczywistnić ten mój pomysł, powoli rodziła się też idea orkiestronu.
Nie wiem, czy słyszałeś kiedyś o Jarle Bernhofcie? Jest z Norwegii i on z kolei używa techniki posługiwania się pedałami do nagrywania poszczególnych fraz, by pod koniec utworu w trakcie koncertu słuchacz miał wrażenie obcowania z całym zespołem.
- Jest wielu doskonałych muzyków, którzy eksperymentują z instrumentami i dzięki temu projektowi zacząłem poznawać zupełnie nowe środowisko artystów. To niesamowite.
(Posłuchaj czwartej części wywiadu)
- Orkiestron może być wykorzystywany w ten sposób. Ale prawda jest taka, że dwudziestu różnych muzyków zrobi to na dwadzieścia różnych sposobów. W moim przypadku używam gitary jako urządzenia sterującego. Ale są także momenty, że lepiej sterować całością przy użyciu klawiatury. Sa także chwile, że rozświetlam muzykę. Piszę nuty na cyfrowej kartce papieru, a instrumenty są w stanie odpowiedzieć także na taki zapis. Mogę wymyslać dla nich chaotyczne sekwencje i one będą się odzywać nieskoordynowane w odpowiedni sposób. Jedno jest jednak pewne. Beze mnie nie zagra nic. Musi być zatem, jak to słusznie określiłeś pewien rodzaj dyrygenta, kompozytora całości.
Jednym z ulubionych utworów płyty „Orchestrion" jest dla mnie kompozycja „Soul Search". To ballada. Możesz opowiedzieć trochę o tym nagraniu?
- Cały album jest suitą. Wszystkie utwory tworzą całość. Ballada, o której wspominasz opiera się na motywie otwierającym płytę „Orchestrion". Lubię w „Soul Search" nieustanną ewolucję i odzwierciedlenie całości albumu zawarte w jednej kompozycji. Wydaje się, że te dźwięki nie będą miały końca. Nie ma motywu A, po którym nastąpi motyw B, potem będzie bridge, i znów motyw A. W tej balladzie jest jakieś sześć do siedmiu motywów i sekcji, po których następuje dopiero znajomy wątek muzyczny. Charakteryzuje to zresztą cały album, na którym znajdują się różne odkrywcze formy, i choć skupiamy się wciąż na budowie orkiestronu, muzycznie dzieje się tu naprawdę dużo i właśnie z muzyki jestem najbardziej zadowolony na płycie „Orchestrion".
(Posłuchaj piątej części wywiadu)
- Pracowałem z piątką bardzo różnych techników. Oni nawet niespecjalnie się znają. Mają różny sposób postrzegania rzeczy i postrzegania świata. To ciekawe, bo przecież zajmują się w sumie podobnymi sprawami. Dla mnie interesujące było móc rozmawiać z nimi i dowiadywać się, na jakie trudności muszą się natknąć, konstruując dany instrument.
Pat, wiem, że masz dzieci i zastanawiałem się, czy one przejawiają jakieś zainteresowania muzyczne i czy są tak utalentowane, jak tato?
- Są bardzo utalentowane i w ogóle nie interesują się muzyką. To dość zabawne, gdyż dla nich styczność z tymi wszystkimi instrumentami i robotami jest zupełnie naturalna. One myślą, że prawdopodobnie każdy ojciec ma w domu tego typu zabawki w swojej sypialni.
Jakie są twe plany na przysłość? Czy my słuchacze mamy szansę na kolejny projekt z Pat Metheny Group, czy może drugą część „ Beyond The Missouri Sky" z Charlie Hadenem?
- Projekty, o których wspomniałeś, są możliwe. Lecz szczerze muszę przyznać , że „Orchestrion" zajął mi tyle czasu i pracy, ze w tej chwili nie myślę o niczym innym, jak o koncertach i pokazaniu tego wynalazku szerokiej publiczności. Mam zawsze listę projektów, które chcę zrobić i te wspomniane są na samym szczycie tej listy. Zobaczymy, co przyniesie czas.
Pat, bardzo nam miło, że znów przyjechałeś do Polski.
- Cieszę się, że mogłem znów zagrać we Wrocławiu. Mój pierwszy pobyt w Polsce w 1985 roku to koncert w tym mieście i mnóstwo świetnych wspomnień.
Cieszę się że pamiętałeś. Dziękuję za wywiad. Wszystkiego dobrego.
- Nawzajem.