Wrocławianki i wrocławianie na OFF Festival. Dlaczego OFF?

Połączenie PKP czy autostradowe na trasie Wrocław - Katowice ułatwia sprawę. Wśród mieszkających w stolicy Dolnego Śląska mówi się już nawet o tradycji spędzania czasu na OFF Festivalu, kiedyś w Mysłowicach, teraz w malowniczej Dolinie Trzech Stawów. Jakie 3 słowa najcelniej opicują śląskie święto muzyki?
OFF zawsze był muzycznie poszukujący, niezarezerwowany dla jednego gatunku czy odłamu brzmień, uważnie nadstawiając ucho na głos... publiczności. Świetnie pokazała to tegoroczna frekwencja, za sprawą dobranych programowo proporcji, pomiędzy tym co w cudzysłowie stare, nostalgiczne, a świeże, mało odkryte. Tu wszyscy mieli swoich headlinerów, niezależnie od skali rozpoznawalności.
Jeśli można na coś narzekać to na rozkład zespołów na poszczególnych scenach, ewidentnie przestrzelono z zainteresowaniem wobec Have a Nice Life, Alana Sparhawka czy MJ Lendermana, bo zaproponowane sceny w namiotach gabarytowo szybko się przesyciły, gdy pod sceną główną ludzi słuchających było zdecydowanie mniej. Jednakże narzekać moglibyśmy też, że Wrocław nie doczekał się dotąd wydarzenia podobnego, do kultowego formatu:
Z przyjemnością będę wspominał koncerty Seuna Kutiego z Egypt 80, Pa Salieu czy Fontaines DC. Z racji tego, że Wrocław podróżuje na OFFa, spodziewajcie się wspominkowych relacji redakcyjnych, również w wieczornych pasmach muzycznych Radia RAM.