Plan B *
Plakat promujący film
To nie jest dobra propozycja ani jako remedium na mundial ani dla fanów Jennifer Lopez. Dla niezainteresowanej futbolem kinomanki „Plan B" może okazać się równie nudny co pierwsza połowa meczu Algieria-Słowenia. Dla fanów gwiazdy muzyki pop i dla niej samej musi znaleźć się inny plan B. Jest co prawda jedno odważne ujęcie opiewanych przez nich pośladków wokalistki, ale to jeden z najsłabszych kinowych występów J.LO. Posiadaczka najbardziej pożądanej pupy, od czasów Wenus Kallipygos, lepiej wyszła nawet jako tytułowa pokojówka na Manhattanie, u boku drewnianego w tym filmie Raplha Fiennesa. Ma też na swoim koncie takie hity jak „Cela".
„Plan B" jest jeszcze bardziej niestrawny, bo trudno doszukiwać się w nim jakiegokolwiek zamysłu. Ot, prosta komedia romantyczno-familijna oparta na zaskakującym natężeniu schematów. O sukcesie tego gatunku z reguły decyduje to, co może uratować także prawdziwą randkę: stworzenie odpowiedniej atmosfery, prywatnego języka między bohaterami, uchwycenie ich relacji w garści sentymentalnych atrybutów, ale z zastrzeżeniem, że musi dziać się to mimochodem, z nonszalancją i bez przymusu. W „Planie B" sztuczne jest nawet zapłodnienie. I to niestety niewykorzystany motyw.
Twórcy komedii romantycznej z Jennifer Lopez poradzili sobie o wiele gorzej niż autorzy komedii romantycznej z Anną Dereszowską. Polskie „Nigdy nie mów nigdy" jest lepsze od „Planu B", bo nie sprowadza samotnej matki do sytuacji podmiotowej, a raczej przedmiotowej, nie czyni z grona samotnych matek stereotypowej grupy wsparcia złożonej z dziwaczek i lesbijek.
Żal patrzeć jakimi uprzedzeniami i przeświadczeniami obarczeni są scenarzyści „Planu B". Strach byłoby również umówić się z którymkolwiek z nich na randkę, skoro romantycznych atrybutów szukają na ziemi, na siłę wpychając do miłosnego świata bohaterów pierwszą z brzegu monetę. Zła to moneta jeśli tak tanio pozyskany pieniądz ma być gadżetem pierwszej randki. Jeszcze gorzej jeśli o zakochaniu się głównej bohaterki decyduje widok wybrańca na traktorze, bez koszulki ( nawet jeśli bohatera gra Alex O'Loughlin, mniej znana wersja Gerarda Butlera ).
Sytuacji nie ratuje ani niepełnosprawny pies, ani standardowe żarty rodem z banku spermy. „Ożeń się, zrób dziecko. Niekoniecznie w tej kolejności" - mówią do nas z plakatu „Planu B". Jeśli dacie się przekonać, to przyda się każde towarzystwo - niekoniecznie zaręczone czy spokrewnione. Koszmarnym niestrawnościom lepiej stawiać czoła wespół w zespół, by klisz moc móc zmóc.