Strefa Stylu RAM – czarne szpilki z czerwoną podeszwą

Radio RAM | Utworzono: 11.10.2010, 09:37 | Zmodyfikowano: 11.10.2010, 09:37
A|A|A

"Specjalnie robię buty na takich obcasach, by nie dało się w nich szybko chodzić, bo kiedy idzie się wolno, można wiele zobaczyć i samemu zostać zauważonym. W biegu życie umyka i traci się bardzo wiele. Szpilki to nie tylko buty, lecz cała filozofia życiowa” – uważa Christian Louboutin, szewski mistrz, który o kobietach wie wszystko i który tworzy (jak ktoś napisał) „najważniejsze buty od czasów Kopciuszka". Doskonale wiedzą o tym wielkie i małe gwiazdy, które masowo prezentują się nie tylko na czerwonym dywanie w charakterystycznych z powodu czerwonej podeszwy butach od Louboutina.

Choć trzeba przyznać, że buty Christiana Louboutina to nie tylko czerwona podeszwa, ale także idealne wyważenie, dzięki czemu cała sylwetka kobiety nabiera idealnego kształtu. Jak przewidział mistrz – żeby dało się w nich poruszać, kobieta musi nieco zwolnić, co od razu dodaje jej krokom więcej sexapealu. Skąd się wziął ów znak rozpoznawczy marki? Skąd kolor czerwony na podeszwach? Louboutin  zwodzi wszystkich i sam opowiada różne wersje. Podobno kiedy pracował w jednym z domów mody, podpatrzył, jak jedna z asystentek maluje sobie paznokcie u nóg czerwonym lakierem Chanel. Doznał olśnienia. "To kolor krwi, namiętności i pragnienia" – cieszy się projektant i broni czerwonych podeszw w kolejnych swoich kolekcjach. O jego butach jest nawet piosenka, którą śpiewa Jennifer Lopez, jest to historia dziewczyny, którą rzuca chłopak i dla której te szpilki są źródłem siły, dziewczyna zamiast się załamać i jeść z koleżankami lody wprost z pudełka, zakłada najbardziej seksowną sukienkę i parę louboutinów i rusza na podbój świata!  "Bardzo mi ta piosenka schlebia", przyznaje projektant. "Znam ją na pamięć, jest o dziewczynie i jej butach. One stały się już częścią popkultury, jakby do mnie nie należały. Ale to przyjemne. Moje nazwisko jest w piosence wymienione aż 45 razy – uwierzcie, liczyłem!", cieszy się paryski szewc.

Wśród wielu wielbicielek czerwonych podeszw są m.in.: Victoria Beckham, Sarah Jessica Parker, Angelina Jolie, Lady Gaga, Dita von Teese, ale najwierniejszą klientką jest autorka romansów Danielle Steel. Kobieta potrafi zaszaleć - z każdej wizyty w paryskim butiku wychodzi z kilkudziesięcioma parami nowiutkich butów!!! Jej kolekcja liczy już ponad 6 tysięcy par. Louboutin podobno w żaden sposób nie zabiega o sławne klientki ani nie rozsyła im prezentów. Aktorki i piosenkarki same zgłaszają się po jego najnowsze modele, co więcej – same za nie płacą.

Z butami jest tak, że można ich mieć nieskończoną ilość. Nigdy nie jest za dużo. Zawsze jakieś nowe też się mogą przydać, zachwycą i nas skuszą… I jak mówi mądra rada: jeśli już nie mieścisz na półce kolejnej pary, zmień szafę. Gdyby któraś z pań chciała mieć szafę pełną louboutinów – musi się liczyć z tym, że będzie to dość kosztowna kolekcja, cena jednej pary, uwzględniając promocje i inne rabaty zaczyna się od kilkuset złotych – górny pułap to nawet kilkanaście ładnych tysięcy. W zamian za niemałe pieniądze najwyższy komfort, wygoda, luksus, styl, najlepsza jakość… słowem gdyby współcześnie dobra wróżka szykowała Kopciuszka na wielki bal, pantofelki na pewno zamówiłaby u Christiana Louboutina…

REKLAMA