KAMIENIE NA SZANIEC ****

Jan Pelczar | Utworzono: 07.03.2014, 14:19
A|A|A

mat. prasowe

Kamienie na szaniec to druga na przestrzeni kilku miesięcy, po Wałęsie, udana filmowa czytanka. Filmowi o przywódcy Solidarności opowieść o bohaterach Szarych Szeregów ustępuje scenariuszem, ale jest odważniejsza w ocenach.

Robertowi Glińskiemu nie wyszedł film nowoczesny, ale jest też daleko od ciężkiego, archaicznego kina, które do tej pory kojarzyło nam się z ekranizacjami kanonu lektur szkolnych. Zamiast patetyczną lekcją patriotyzmu, są filmowe "Kamienie na szaniec" żywą historią młodych ludzi, których rozsadza wręcz chęć uczestniczenia w wojnie. Żar jest tak wielki, że narażą się na śmierć w akcjach nieprzygotowanych, nieprofesjonalnych, szaleńczych. A na dowódców, którzy będą próbowali ostudzić ich zapał, zaczną się obrażać.



Scenariusz Dominika Rettingera i Wojciecha Pałysa trzyma się najnowszej wiedzy historycznej, nie doszukuje się sensacji, ale nie skrywa też wad i błędów ze względu na konieczność budowy pomnika. Nawet harcerzy ponoszą przecież nerwy, uczucia, nawet bohaterowie trawią czas na dyskusje i gubią się w decyzyjnym gąszczu. Padną oczywiście słowa z Testamentu Juliusza Słowackiego, zaklinające, by żywi nie tracili nadziei i przed narodem nieśli oświaty kaganiec, a kiedy trzeba - na śmierć szli po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.

Nie będzie to jednak lektura bez zrozumienia, romantyczne cytaty poprzedza historia, która każe zadać pytanie: czy "kiedy", nie oznaczało "zbyt często". I czy fakt, że sympatia widowni skierowana jest ku zapalczywemu Zośce, a nie zachowawczym dowódcom, nie pokazuje wystarczająco jak żywe są wciąż mity sprzed lat. Nie ma wprawdzie w filmie niepotwierdzonych domysłów, że Jan Bytnar działał w ONR-ze, ale chłopak cytuje ojcu na urodziny Piłsudskiego, o Polakach, którzy chcą za niepodległość zapłacić "dwa grosze i dwie krople krwi". Zadziwiające są ataki na odejście od pełnej nieznośnych fragmentów powieści Kamińskiego, pełnej pretensjonalnej poetyki, wywodów o cierpieniu i roli przyjaźni. Szczególnie, że sceny erotyczne, o które awanturują się niektóre środowiska harcerskie i wnuk pisarza, są grzeczne, a wątki romansowe dość bezbarwne.

Zabawne zresztą, że przeciwnicy Kamieni na szaniec zorganizowali akcję "Tylko świnie siedzą w kinie" w obronie tego, co uważają za jedyny i prawdziwy patriotyzm. Film Glińskiego zaczyna się od przypomnienia oryginalnej akcji, prowadzonej przez Szare Szeregi w okupowanej Polsce. Początek jest zresztą najbardziej udany, żywiołowy, nawiązujący do dobrych tradycji kina młodzieżowego. Nie są to może, jak przewidywano w jednym z recenzenckich nagłówków, hipsterzy na szaniec, ale myślę, że dzisiejsza młodzież może spojrzeć na swoich rówieśników z dawnych lat z sympatią i zrozumieniem. I być może zechce dowiedzieć się więcej o pierwowzorach filmowych ról, sprawdzając jakie były losy nie tylko Rudego, Zośki i Alka, ale także Anody, Kanody, Słonia i Pawła.

Filmowe "Kamienie na szaniec" trzymają napięcie aż do Akcji pod Arsenałem, później wkrada się sporo sentymentalizmu i patosu, których wcześniej udawało się uniknąć. Także dlatego, że jedyną naprawdę wciągającą kreację- przejmującą, ale i zdystansowaną, dramatyczną, lecz niepozbawioną poczucia humoru (i to wiarygodnego, bez sztuczności) - stworzył Tomasz Ziętek jako Rudy. Nie można się niego napatrzeć w scenach Małego Sabotażu, parę razy nerwowo odwrócicie wzrok w scenach okrutnych tortur na Szucha. Psychologicznej gry prowadzonej z demonicznymi niemieckimi oficerami nie powstydziłby się żaden film wojenny. Niestety, tak jak członkom Szarych Szeregów -wg majora, którego zagrał Andrzej Chyra- zabrakło odwagi, tak twórcom zabrakło pomysłów realizacyjnych na finał.

Zostajemy więc z pytaniami z napisów końcowych i wcześniejszych fragmentów filmu- czy cena, którą zapłacili młodzi Polacy nie była wówczas zbyt wysoka, biorąc pod uwagę okoliczności, czy Akcja pod Arsenałem to jedynie czyn bohaterski, a może działanie niepotrzebne lub zbyt późno przeprowadzone. Jeśli zaś potrzebne, to dlaczego innych harcerzy z takim zapałem nie odbijano - ani wcześniej, ani później. Subtelnie wprowadzone są też podziały klasowe i geograficzne - popatrzcie na rozmowę u rodziny Dębskich i późniejszy los Dębskiego oraz fakt, że zniknięcie Heńka, którego konsekwencją było pojmanie Rudego, młodzież z Mokotowa zignorowała, bo chłopak był z Pragi. Taki popękany obraz pokolenia pełnego lojalności, wartości i honoru jest dziś cenniejszy niż wiele nieskazitelnych pomników, w których cieniu o Polsce opowiada się jedynie hasłami.

Tagi:
REKLAMA