Coraz bliżej ocalenia "ostatniego trawnika"

Dorota Czubaj | Utworzono: 09.06.2015, 14:45
A|A|A

Najpierw przekonali prezydenta Wrocławia, a teraz sąd. Mieszkańcy ulic Kraińskiego i Modrzewskiego poruszyli niebo i ziemię, by uchronić swoje podwórko od sprzedaży. Chodzi o niewielki kawałek gruntu, którego ich spółdzielnia Cichy Kącik, chciała się pozbyć. Dziś odnieśli kolejny sukces. - Udało nam się wywalczyć tymczasowy sądowny zakaz sprzedaży gruntu, mówi pełnomocnik mieszkańców - Krzysztof Jasiński:

Jesteśmy przykładem na to, że opłaca się walczyć o swoje mówi jedna z mieszkanek - Halina Bielecka. Dodaje, że to dopiero początek.

 

Zakazem sprzedaży objętych jest jeszcze kilka pozostałych podwórek, które spółdzielnia chciała sprzedać.

O sprawie informowaliśmy kilka dni temu (KLIKNIJ I POSŁUCHAJ). Całe zamieszanie zaczęło się, gdy mieszkańcy bloków wczytali się w ogłoszenie dotyczące walnych zgromadzeń i dostrzegli, że ich spółdzielnia chce sprzedać deweloperowi podwórko. Okazało się, że na sprzedaż wystawionych jest kilka podwórek i o losie każdego z nich decydować będą mieszkańcy zamieszkujący różne części miasta, (więc np. o tym czy sprzedać trawnik na starym mieście decydują m. in. mieszkańcy Grabiszynka czy Muchoboru).

Z pomocą portalu społecznościowego mieszkanka Katarzyna Boratyn skrzyknęła ludzi, by przeciwstawić się spółdzielni. Jej odzew przekroczył oczekiwania - projekt ocalenia "ostatniego trawnika" zaczęli wspierać nie tylko mieszkańcy osiedla, ale całego miasta. Katarzyna Boratyn i jeszcze kilkoro aktywistów postanowili przekonać spółdzielców, by głosowali przeciwko sprzedaży zielonych terenów. Część z nich dopiero wtedy zrozumiała, że wśród przegłosowywanych projektów jest też na przykład teren wokół ich bloków. Taką osobą był Grzegorz Markocki, mieszkający przy ulicy Grabiszyńskiej. - Dopiero od mieszkańców Starego Miasta, dowiedziałem się, że spółdzielnia chce sprzedać też moje podwórko. Mieszkam przy ulicy Grabiszyńskiej i ten skwer to jedyne miejsce, które daje mi odrobinę tlenu i odpoczynku. Teraz dowiaduję się, że niedługo ma na nim stanąć blok.

Zbulwersowani mieszkańcy coraz liczniej przychodzili na walne zebrania apelując, by głosować przeciw sprzedaży ostatnich zielonych terenów, ale niestety próby skończyły się fiaskiem. Nie obyło się za to bez kłótni i zapewnień prezesa Ryszarda Dymary, że pieniądze ze sprzedaży zostaną przeznaczone na remont kilkunastu klatek schodowych. Na pytania z tłumu, dlaczego na to nie są przeznaczane pieniądze z funduszu remontowego, nie odpowiadał. Nie zajął stanowiska również kiedy my prosiliśmy o wyjaśnienie sytuacji. - Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia - usłyszeliśmy. Przed zebraniem prosił, by mu nie przeszkadzać.

Kiedy wydawało się, że zarząd odniósł sukces i wszystkie podwórka uda się sprzedać, okazało się że sprawą zainteresował się magistrat. Do jednej z aktywistek - Haliny Bieleckiej zadzwonił prezydent Rafał Dutkiewicz i powiedział, że wesprze ich w tej sytuacji i nie dopuści do tego, by na ich podwórku stanął kolejny blok.

REKLAMA

To może Cię zainteresować