Strajki są OK, czas na nową "Solidarność" (felieton)
(Fot. Janusz Wójtowicz / Polska - Gazeta Wrocławska)
Nie każdy pracowniczy protest jest słuszny. Świat nie jest zbudowany tak prosto, że biedny ma rację, a bogaty zły.
Ale przedświąteczne protesty pracownicze: obrona Hutmenu przed likwidacją, głodówka w Poltegorze czy protest górników z kopalni Budryk to przykłady pokojowych, a wiec najczęściej lekceważonych przez pracodawców i państwo form walki pracowników o swoje prawa.
Hutmen nigdy nie był w awangardzie starć z pracodawcą - zarówno w PRL, jak i w III/IV RP. Ale zakład był w dobrej kondycji finansowej i jego kierownictwo wiązało wielkie nadzieje z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Przeniesienie czy likwidacja Hutmenu to przejaw miniglobalizacji: tak jak swego czasu prochowickie pasztety czy fabryka kabli w Ożarowie - Hutmen przenosi się tylko dlatego, żeby można było więcej na nim zarobić.
Roman Karkosik, jeden z najbogatszych Polaków, właściciel Hutmenu, zapewne dlatego jest tak bogaty, że lekką ręką podejmuje takie decyzje.
Parcela leżąca pod Hutmenem jest do sprzedania z zyskiem. Zaś pięćdziesięcioletnim pracownikom zakładu proponuje się pracę w… Czechowicach-Dziedzicach. Można uznać to za przejaw swobodnej decyzji właściciela na wolnym rynku i zapytać, co ma do tego opinia publiczna? Może Hutmen na Śląsku będzie przynosił większe zyski z pożytkiem dla ogółu podatników?
Może. Ale tymczasem 700 osób traci pracę, co jest niszczące dla ich życia i dla funduszy utrzymujących bezrobotnych.
Pamiętam dziewczynę z Hutmenu, samotną matkę mieszkającą w hotelu robotniczym, która reprezentowała ten zakład w odradzającym się, jawnym RKW „Solidarności” w 1988 r. Co ja, dziennikarz na wolnym rynku, miałbym jej teraz powiedzieć, gdyby zapytała, co sobie wywalczyła?
Każdy człowiek zdrowego sumienia powinien stanąć po stronie tych ludzi, także uczestników głodówki w Poltegorze i (mimo wszystkich wątpliwości) górników z Budryka spędzających święta w kopalni. Drogę od solidarności do „Solidarności” trzeba zacząć jeszcze raz. Na to nigdy nie jest za późno.