Dobre radio audycjami autorskimi stoi
fot. archiwum prywatne Druha Sławka
Jak niektórzy pewnie wiedzą, a inni niekoniecznie, moja przygoda z radiem zaczęła się w 1994 roku w ówczesnej Rozgłośni Harcerskiej, po paru przejściach przekształconej ostatecznie w dziś często określaną mianem kultowej albo legendarnej – Radiostację. Mam w związku z tym dwie refleksje, obie dotyczące formatowania.
Pierwsza osobista. W tamtym czasie byłem wielkim fanem, żeby nie powiedzieć – fanatykiem hip-hopu. Moja audycja nazywała się Raptime i to zobowiązywało. Mam sporą płytotekę, i nie wszystkie moje płyty to wyłącznie rap, ale format audycji sprawiał, że nie bardzo mogłem się w niej dzielić innymi klimatami, bo nie tego spodziewali się jej słuchacze. Po "śmierci" RDST trafiłem do Radia Jazz, które miało już swoją audycję hip-hopową. Zaproponowano mi więc, żebym "poszedł w funk", bo akurat dobrej audycji funkowej tam nie było. Nie pamiętam już w tej chwili nazwy tej swojej audycji, ale prawie na pewno było w niej słowo "funk", i znowu – po pewnym czasie zaczęło mi to uwierać, bo również stanowiło pewne ograniczenie. Jazz Radia zmiany również nie omijały, a i audycja hip-hopowa też po drodze się wykruszyła, więc postanowiłem zmienić nieco format swojej, tym razem jednak go poszerzając a nie zawężając – i tak pewnego dnia narodził się Najlepszy Groove w Mieście, nazwa której trzymam się już dobre 15+ lat i zmieniać nie zamierzam, bo wyraża dokładnie to, co w tej audycji staram się robić, nie ograniczając mnie jednocześnie muzycznie.
Drugie przemyślenie jest bardziej ogólnej natury – otóż Radiostacja stała przede wszystkim nigdy później ani nigdzie indziej już nie powtórzoną różnorodnością, ta zaś była zasługą wymierających dziś na naszych oczach audycji autorskich. RDST przyciągnęła tuziny zajawkowiczów, gotowych choćby nawet o 4 rano dzielić się swoimi muzycznymi pasjami ze słuchaczami, a ci to doceniali. Muzyczny rozrzut RDST był niespotykany, bo audycje autorskie wchodziły na antenę już wczesnym popołudniem, a schodziły o świcie, ale dzięki temu każdy mógł tam znaleźć swoją niszę lub nawet kilka. Sam nierzadko słuchałem audycji z radykalnie nie-moich obszarów muzycznych, po części po to, żebym później nie musiał się zatrzymywać na tych wykonawcach buszująć po sklepach płytowych, ale może nawet bardziej dlatego, że jednak audycja prowadzona przez prawdziwego zajawkowicza, wręcz fascynata, ma w sobie to "coś", czego nigdy nie da słuchanie mechanicznie wypluwanej przez komputer playlisty.
Niestety czasy mamy takie, że radia coraz mocniej się formatują, w związku z czym audycje autorskie albo są z nich zupełnie relegowane, bo "zgrzytają" z formatem radia (a z kolei jeśli nie, to po co je trzymać, skoro grają taką samą muzę, jak – w pewnym uproszczeniu – komputer?), albo też istnieją w postaci pewnej fikcji, gdzie za mikrofonem rzeczywiście siedzi autor(ka), radośnie szczebiocząc na temat wybrzmiewającej na antenie muzyki, ta jednak jest z góry zaprogramowana i podawana bez jakiejkolwiek możliwości ingerencji w nią prowadzącego.
Tu wtrącę, że nie jestem z definicji wrogiem formatowania radia, ba, wierzę, że to może nawet być zjawisko bardzo pożyteczne, szczególnie jeśli mamy w eterze kilkadziesiąt stacji radiowych, a każda stara się formatować tak, żeby być inną od reszty. Tylko czy... ?
Ale mniejsza z tym, bo oto dochodzimy do Radia RAM – jednego z tych coraz bardziej już nielicznych, na których antenie nie tylko wciąż znajduje się czas i miejsce na audycje autorskie [że wymienię tu choćby RAMbeat, Fleszlajt, Nie-Tylko Jazzem, gRAM party czy RAM wieczorową porą, no i nie zapominajmy też o RAM Session], które nie tylko wcale nie muszą dostosowywać się do formatu radia, ale czasem odnoszę nawet wrażenie, że wprost przeciwnie... Ok, no może parę razy zdarzyły mi się telefony "z góry" z troskliwym pytaniem, czy aby na pewno dobrze się czuję, ale nigdy żebym albo coś natychmiast zdjął z anteny, albo żebym z kolei coś na życzenie puścił.
Ba, mogę nawet powiedzieć – i nie jest to żadne "łubu-dubu" ani Jarząbek – że moja krucjata niesienia masom kaganka muzycznej oświaty nie mogła trafić do lepszego niż Radio RAM miejsca, znakomicie ze sobą współgramy, co wszystko razem składa się na to, że mimo iż mieszkam blisko 170 km od Wrocławia, to od... niech sprawdzę... jestem w RAMie od 11 stycznia 2009... co, niech to teraz policzę... daje z grubsza, odejmując wakacje i takie tam, jak dotąd jakieś 125 tysięcy!!! przejechanych kilometrów... Ktoś da więcej? Nie sądzę...
I jeszcze kilka faktów na temat mojej audycji:
– do praktycznie ostatniej chwili nigdy nie wiem, co ostatecznie w niej poleci. Jadę do radia z materiałem na czasem nawet i 10 godzin, ale ostateczna forma audycji powstaje na żywo, w czasie rzeczywistym, tu i teraz, gdybym bowiem miał jechać taki szmat drogi tylko po to, żeby wyemitować z góry przygotowane kawałki, w z góry ustalonej kolejności, to robienie radia straciłoby dla mnie cały sens i frajdę.
– z zasady nie przesłuchuję w domu płyt, które kupuję, slucham ich zwykle po raz pierwszy dopiero w radiu, razem ze swoimi słuchaczami, więc chociaż jestem autorem tej audycji, to jestem też jednocześnie jej słuchaczem.
– kiedyś wyznawałem taką niepisaną zasadę, że nie powtarzam nic częściej, niż raz na 10 lat. Teraz nie jestem już taki dogmatyczny, ale generalnie nadal staram się puszczać przede wszystkim to, czego wcześniej nie grałem. I co gdzie indziej znaleźć i usłyszeć można tylko z największym trudem, jeśli w ogóle.
Najlepszy Groove w Mieście – audycja autorska z misją,
w każdą niedzielę, godz. 20-24, tylko w Radiu RAM,
Druh Sławek