Tomasz Komenda zniknął z internetowego rejestru przestępców
fot. Andrzej Owczarek
- Mogło tak się stać pomimo, że mężczyzna jest prawomocnie skazany za przestępstwo seksualne - tłumaczył rzecznik wrocławskiego sądu okręgowego Marek Poteralski.
Sąd rozpatrzył złożony niedawno wniosek i orzekł, że dane nie powinny znajdować się w rejestrze:
Komenda zjawił się na rozprawie osobiście, ale nie udzielił komentarza. Przypomnijmy, że mężczyzna jest od tygodnia na wolności, do momentu uniewinnienia przez sąd najwyższy figuruje jako zwolniony warunkowo.
Na razie 42-letni Tomasz Komenda przebywa na warunkowym zwolnieniu, pod dozorem kuratora i z próbą na okres 10 lat. O tym, czy rzeczywiście 18 dowodów opisanych na 90 stronach przez śledczych z Wrocławia z całą pewnością świadczy na korzyść skazanego, ma niedługo zdecydować Sąd Najwyższy w Warszawie. Kilkadziesiąt tomów akt Komendy ma być tam trafić w piątek. Kiedy zapoznają się z nimi sędziowie, wyznaczą datę pierwszego posiedzenia, we wznowionej po latach sprawie śmierci 15-letniej Małgosi Kwiatkowskiej. Nastolatka zginęła w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 1997 roku. W ubiegłym roku do aresztu trafił podejrzany Ireneusz M., który nie przyznaje się do winy.
Morderców mogło być więcej. Na miejscu zbrodni zabezpieczono ślady DNA należące do trzech różnych osób, a także ślady zębów oraz fragmenty garderoby. Przesłuchano wielu świadków, a kilkadziesiąt osób zostało poddanych badaniom genetycznym. Wtedy zdaniem śledczych i prokuratora Stanisława Oziminy, który formułował akt oskarżenia dowody wskazywały na Tomasza Komendę z Wrocławia.
W 2003 roku, po 3 latach aresztu, Tomasz Komenda został skazany za zabójstwo i gwałt na 15-letniej Małgosi Kwiatkowskiej z Jelcza-Laskowic. Skazany prawomocnie w 2004 roku Komenda jest jedynym, na którego śledczy prowadzący te sprawę w przeszłości wpadli do 2017 roku. Wtedy dzięki między innymi staraniom rodziny nastolatki oraz ich pełnomocniczki udało się nakłonić Prokuratora Generalnego, by odkurzono dawne tomy akt i przejrzano je ponownie.
Policjanci i prokuratorzy z Wrocławia natrafili na coś, co do tej pory nie zastanowiło nikogo. Chodzi o wzór na skarpetkach Małgosi. W aktach sprawy czytamy, że szczegółowo opisywał go właśnie Ireneusz M. Wcześniej, pod koniec lat 90-tych pobierano od niego materiał genetyczny, ale wtedy biegli sądowi wykluczyli, by genotyp M. oraz te znalezione na miejscu zbrodni były zgodne. Dziś prokuratorzy twierdzą, że jest inaczej i jako jednego z morderców wskazują 43-letniego Ireneusza M., który w 1997 roku miał 22 lata, żonę i dwójkę dzieci - 2,5 oraz 1,5 roczne. - Wyszedłem z domu, nie mówiłem żonie gdzie idę. Kupiłem wódkę i pojechałem na rowerze do Miłoszyc. Przyjechałem tam z Pawłem R. na balety - zeznawał 4 stycznia 1997 roku podczas przesłuchania w Jelczu-Laskowicach.
Do końca imprezy sylwestrowej w dyskotece Alcatraz w Miłoszycach Ireneusz M. miał siedzieć na krześle i pić wódkę. Tragedia na jednym z podwórek miała rozgrywać się w nocy. Po północy ostatni raz widziano dziewczynę żywą, w samej sukience, a wraz z nią dwóch mężczyzn. - Kiedy dyskoteka się skończyła, około 4.30 rano, zabrałem z podwórka R. rower i pojechałem. W domu byłem około godz. 5.00. Żona spała, ale słyszała jak wchodziłem - zeznawał mężczyzna na policji 3 dni po śmierci nastolatki.
Poszukiwania innych potencjalnych sprawców nadal trwają.