Jest wyrok ws. lekarza, który wyciął pacjentowi zdrową nerkę
fot. archiwum radioram.pl
Dwa lata więzienia w zawieszeniu i 100 tysięcy złotych nawiązki - to wyrok, który dziś odczytał sędzia. W uzasadnieniu sędzia wielokrotnie powtarzała, że to własnie Aleksander B. był osobą, która nadzorowała operację i na nim spoczywała odpowiedzialność za stan pacjenta. Fakt, że na sali operacyjnej nie było potrzebnych dokumentów i wyników badań operowanego, dawał lekarzowi możliwość wstrzymania zabiegu.
Wyrok nie jest prawomocny i obrona lekarza już zapowiada apelację.
- To błąd w sztuce lekarskiej, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Winę ponosi lekarz, który operował. Nie mniej jednak przyczyny tego błędu są złożone, także m.in. systemowe, czyli związane z pakietem onkologicznym. Pacjent szybko trafia na leczenie, ale może to skutkować niezbyt dokładną dokumentacją. W tym przypadku - ponieważ guz był duży, starano się jak najszybciej go zoperować i doszło do fatalnej pomyłki - mówił dwa dni po feralnej operacji prof. Piotr Szyber, szef Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Transplantacyjnej w USK.
- Pacjent został od razu poinformowany o błędzie i o proponowanych rozwiązaniach, wyraził na nie zgodę i wie o skutkach, które mogą za sobą nieść - dodawał prof. Szyber. Zdrowej, wyciętej nerki nie można było wszczepić ponownie, bo zaraz po zabiegu trafiła do formaliny. Piotr Szyber podkreślał, że choć pomyłka jest fatalna w skutkach, to nie jest niczym nadzwyczajnym i do podobnych sytuacji dochodzi na całym świecie. Dodawał też, że operację przeprowadzał świetny, bardzo znany lekarz o długim stażu pracy.
Do tragicznej pomyłki doszło w maju 2015 roku. Kilka dni później inny zespół medyczny operował pacjenta jeszcze raz, tym razem była to operacja polegająca na wycięciu z chorej nerki nowotwór. Zaraz po tym incydencie szpital powołał własną komisję, która przyznała, że doszło do tragicznej pomyłki. Lekarz został zwolniony dyscyplinarnie.