Recenzje Dagmary Chojnackiej: E-migrant i Gambit królowej [PODCAST]
Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy to wyjątkowo silny punkt na kulturalnej mapie. A nowy spektakl/ film Martyny Majewskiej ma według naszej recenzentki szansę podbicia internetu! „E-migranta" podobno wręcz wypada zobaczyć. Młodzież będzie zachwycona. Zaś rodzice może troszkę zbulwersowani!
E-MIGRANT z LEGNICY
Przyznaję, że po pierwszym wiosennym, lockdownowym zachłyśnięciu się streamingami z największych światowych scen poczułam przesyt. A poza tym bywało to traumatyczne... Trochę jak z Małym Księciem z piosenki Kasi Sobczyk „...bo jak miał w jednej kochać się, gdy ujrzał park z tysiącem róż?" I gdy kolejne polskie teatry pokazywały wersje internetowe swoich premier, mnie aż nazbyt często w głowie kołatało gombrowiczowskie „No jak zachwyca, kiedy nie zachwyca...?"
A teraz znów się zrobiło bardzo niewesoło – teatry zamknięte, artyści wszyscy – nie tylko teatralni – w sytuacji coraz tragiczniejszej. I nagle jest taki moment, że aż się serce raduje i oddychać trochę lżej!
Jeżeli mielibyście obejrzeć, choćby raz i tylko dla eksperymentu (bo absolutnie rozumiem tych, którzy nigdy nie próbowali – ani krewetek, ani spektakli teatralnych oglądanych w internecie) – no wiec gdyby kto miał taką wyrafinowaną zachciankę na choćby tylko jeden onlajnowy spektakl, niech to będzie „E-migrant" - teatru im. Helelny Modrzejewskiej w Legnicy. W sumie trudno tę kreację nazwać spektaklem – to raczej kuchnia fusion: trochę jak teatr telewizji, ale jest tam i technika video-artu, i filmu telewizyjnego, jest poetyka docu-dramy czy tak zwanego pamiętnika internetowego. Na pewno nie ma: sceny z kurtynką czy bez kurtynki, grania do pustej widowni. W sumie, jak się zastanowić... to może tam w ogóle nie za wiele tradycyjnego teatru jest...? Najważniejsze: że to fantastyczna robota! I uwaga, uwaga: całość trwa jedyne 40 minut czy może 45? W każdym razie jest to tak zabawne, zajmujące, dowcipne, że kiedy nagle pojawiają się końcowe napisy, czułam wręcz upojny, od tak dawna w podobnych okolicznościach nieosiągalny niedosyt!
A zrobiłam sobie w niedzielny wieczór takie małe pandemiczne święto: naprawdę zasiadłam przed ekranem równo o 19, wyprostowana, uczesałam na te okazję siebie i psa, szmineczkę nałożyłam, nowe skarpetki. Jak premiera, to premiera, noblesse oblige. Wiedziałam tylko tyle, że reżyseruje Martyna Majewska, i że coś z amerykańskiej półki będzie robione. I oczywiście, że Legnica, czyli Jacek Głomb, czyli świetni aktorzy i na pewno jakieś niebanalne rozwiązania.
Nie będę opowiadała za wiele, żeby nie zepsuć pierwszej klasy niespodzianek, jakimi "E-migrant" jest ślicznie upakowany. Mogę opowiedzieć zamysł: oglądamy jakby film, który ktoś kręci z ręki może telefonem, może z ukrycia? Młody, niesamowicie czadowy chłopak, długowłosy blondyn (jak deskorolkarz żywcem wyjęty gdzieś z nadoceanicznego bulwaru w Santa Monica), w zielono – letnich okolicznościach przyrody robi sobie grilla, ale zamiast kiełbasek, czy choćby bakłażanka, na ruszta kładzie... telefon komórkowy. Obraz za obrazem, wszystko szybko się toczy, super zdjęcia (niektóre z drona chyba), orientujemy się raz dwa, że nasz Bohater sobie robi taki jakiś survival a la Robinson Cruzoe. Że przypłynął na wysepkę na jeziorze, i będzie się tu osadzał w kontrze do cywilizacji. (W rozkminie sytuacji pomagają utwory muzyczne, w ogóle muza jest absolutnie rewelacyjna – tu od razu ukłon ogromny w stronę Dawida Majewskiego – to nie żadna tajemnica, więc powiem: to brat reżyserki, Martyny Majewskiej; oni nie po praz pierwszy w takim tandemie pracują i są absolutnym zaprzeczeniem głupawej ludowej mądrości, że z rodziną jakoby najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Majewskie razem robią super rzeczy, zwłaszcza, kiedy zdjęcia powierzają takim fachmanom, jak Konrad Śniady.
Uroczy Grillowacz Komórkowy powiadamia nas w słowach zwięzłych, gdzie ma całą debilną cywilizację, i że będzie się teraz oto spełniał samotrzeć w krzaczorach. Grający tę rolę Aleksander Kaleta jest tak wiarygodny, że ma się ochotę go przytulić, nieźle nim potrząsnąć, kupić mu browara, nakarmić, zaadoptować (niepotrzebne skreślić).
Bardzo mu tam ze sobą dobrze, i nawet się nie zdążamy zmartwić, co będzie jadł i pił, i co zrobi jak się oziębi, bo zaczyna się na te jego wysepkę peregrynacja. Odnajdują go i usiłują ratować – starszy brat (niesamowity jak zwykle Paweł Palcat), Matka i Ojciec (fantastyczni, wkurzający i wzruszający - Małgorzata Urbańska i Bogdan Grzeszczak), Ksiądz dobrodziej (doskonały Paweł Wolak) i Nauczycielka (och, jak bardzo erotycznie niebezpieczna - Magda Skiba).
Każda z tych ról (włącznie z gwiazdorskim cameo suki Mani), zasługuje na naprawdę solidne owacje! Poklaskałam im przed ekranem komputera tak z całego serca! Myślę sobie, że gdyby zrobić do tego sprytne napisy po angielsku, to legnicki "E-migrant" mógłby otworzyć aktorom i realizatorom jakieś netfliksowe niebabramy...?
Już po seansie dowiedziałam się ze strony teatru, że scenariusz filmo- spektaklu powstał z inspiracji książką zatytułowaną „E-migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji". Napisała ją amerykańsko-australijska dziennikarka Susan Maushart. W ramach prywatnego eksperymentu, ale przede wszystkim z lęku przed tym, co cywilizacja internetowa czyni z nami i światem, Maushart postanowiła na kilka miesięcy odłączyć siebie i rodzinę od globalnej sieci. Z jej historii twórcy spektaklu wzięli jednak tylko początkowy pomysł. Legnicki "E-migrant" to w stu procentach scenariusz Martyny Majewskiej – i jak się domyślam – pewnie również wynik improwizacji aktorów (?) To, że natychmiast zaczęły mnie nawiedzać skojarzenia – od „Kartoteki" Różewicza po „Buszującego w zbożu" Salingera to chyba super świadczy o Majewskiej, która szerokim zamachem przerzuca pomost kulturowy nie tylko międzynarodowo, ale też międzypokoleniowo. I wszyscy się przy tym doskonale bawią, a to dzięki temu, że widać, jak cholernie solidnie się przy robocie napocili!
I tu największa rewelacja: TO JEST SPEKTAKL DLA MŁODZIEŻY! Mam ogromną nadzieję, że młodzież sobie te perełkę odnajdzie, że będzie dla nich internetowym hitem, że obrośnie w takie lajki, aż się do Głąba zwróci producent Nike (czytaj: Najki), zaproponuje reklamy, i w ten sposób jakieś fundusze na teatr uzyskamy
Zobaczcie E- migranta! Dajcie sobie szansę na coś dobrego, a nie ciężkostrawnego, lekkiego, a niegłupiego. I podajcie dalej. Szkoda, żeby się nam zmarnowało!
Jeśli słyszeliście już dużo o tym serialu, to na pewno nie wszystko! A wiecie, kim był autor powieści i co ma wspólnego z musicalem? Albo jak wypadł Marcin Dorociński w roli radzieckiego geniusza szachowego? No i te stroje...