"Amerykański gangster"
Jeśli nie wiecie nic o Franku Lucasie, nie sięgajcie do artykułów przed pójściem do kina. Film kończy się w jednym z najciekawszych momentów jego biografii, resztę dopowiadają napisy. I to wystarczy. Doczytać można w domu.
Akcja rozpoczyna się, gdy Lucas zostaje następcą króla przestępczego Harlemu. Szef, patron, mistrz, umiera na jego rękach, utyskując nad zmianami, które zachodzą w Ameryce. Antypatriotycznych dialogów będzie w filmie Brytyjczyka osiadłego w Hollywood jeszcze wiele. Najważniejszy będzie jednak najsłynniejszy motyw z biografii Lucasa, który przemycał do Ameryki heroinę prosto z ogarniętego wojną w Wietnamie. Pomagali mu czarnoskórzy żołnierze. Richie Roberts - kolejna z historycznych postaci - był jedynym policjantem, który wpadł na to, by Lucasa śledzić. Reszta funkcjonariuszy była tak skorumpowana, że śledztwo Robertsa utajniono.
Robertsa - biednego policjanta z New Jersey - gra Russell Crowe. Lucasa - rosnącego w bogactwo szefa mafii - Denzel Washington.
Lucas miał bardzo liczną rodzinę. Z Północnej Karoliny wyjechał po jednym z napadów, gdy jego kuzyna brutalnie zamordował Ku Klux Klan. Po latach Lucas sprowadził braci i kuzynów do Nowego Jorku. Weszli do jego mafii, na włoskich zasadach. Frank dbał, by nikt nie szastał pieniędzmi na lewo i prawo - tak, by nie zwrócić na rodzinę uwagi. Sam popełnił ten błąd, pojawiając się na słynnej walce Ali-Frasier w Madison Square Garden. Blisko ringu, w drogim futrze z szynszyli. To był podarunek od żony, byłej Miss Portoryko. I dopiero wtedy na Lucasa zwrócił uwagę Richie Roberts.
Steven Zaillian przez długie miesiące, jak wcześniej autor artykułu w „New York Magazine”, konsultował się z bohaterami filmu, cyzelując scenariusz. Wiedział już, że chce przedstawić nie tylko dwie barwne postaci, ale potężną szarą strefę, w której rodzi się hipokryzja, gdzie politycy, policjanci i prawnicy żyją z przemysłu narkotykowego. Nowojorski Harlem w latach 70. - taki, jaki oglądamy w filmie - był dzielnicą zakazaną. Dziś wygląda zupełnie inaczej, bo Nowy Jork stał się w międzyczasie bogatym miastem. Rudery sprzed lat odremontowano i dziś sprzedaje się w nich drogie apartamenty. W końcu Harlem to też Manhattan, w dodatku przy Central Parku.
Scenografowie Arthur Max i Beth Rubino dostali nominacje do Oscara za odtworzenie dawnego Harlemu. A robili to głównie na południowym Brooklynie. W filmie zobaczymy m.in. słynną 116. ulicę, na której Frank Lucas zabija z zimną krwią rywala na oczach przechodniów. Jest też muzyczny hymn Harlemu o 110. ulicy, która wyznacza granicę dzielnicy.
Muzyka była dla Ridleya Scotta niezwykle ważna - wszak Harlem był kolebką brzmienia funky lat 70. W ostatniej scenie usłyszycie najlepiej jak różny to dźwięk od współczesnego hip hopu.
Ale jest również nowoczesna wersja „American Gangster”. Jay-Z, jeden z najpopularniejszych wokalistów w USA, równający się już z Elvisem Presleyem, nagrał własny album „American Gangster”, inspirowany filmem Ridleya Scotta.