Recenzje Dagmary Chojnackiej: "Tyran" w Teatrze Pantomimy i "Dziewięcioro nieznajomych" serialowych [PODCAST]
fot. N. Kabanow
"Tyran" - premiera we Wrocławskim Teatrze Pantomimy:
Dobre wiadomości są ostatnio w wysokiej cenie. Tym większa przyjemność przekazania kolejnej. W repertuarze wrocławskich scen pojawiło się nowe, mocne przedstawienie. Wrocławski Teatr Pantomimy, grający znów gościnnie w Piekarni, pokazał tam „Tyrana”. Tytuł jak szyty na zamówienie i niemal znak czasów, a tymczasem nad spektaklem zaczęto się twórczo namyślać już rok temu. Z programu można się dowiedzieć, że inspiracją dla reżysera Jakuba Lewandowskiego i dramaturżki Justyny Tomskiej było… stulecie premiery filmu „Nosferatu” Friedricha Wilhelma Murnaua. I że tym sposobem porwała ich stylistyka niemieckiego ekspresjonizmu. A potem postanowili się pochylić nad zjawiskiem tyranii w teatrze i opowiedzieć o reżyserze wysysającym energię i pomysły z aktorów.
Jeśli ktoś zajrzy do programu przed spektaklem, być może będzie przez taką właśnie soczewkę interpretacyjną „Tyrana” oglądał. Ale jak to z dobrym dziełem sztuki bywa, to także wymknęło się wcześniejszym założeniom i zaczęło żyć własnym, tajemno- mrocznym życiem. Dość długo szukałam klucza, którym bym mogła najlepiej dla Was tę hybrydową, artystyczną propozycję otworzyć. Niespodziewanie pomogły mi niebywałej urody zdjęcia, które na portalu społecznościowym zamieściła utalentowana fotografka, Nata Korenovskaya. Napisała tak: „Poszłam fotografować spektakl, ale na końcu wyszła mi wojna. To co w głowie, zostaje na zdjęciach”. (zamieszczę te zdjęcia w podkaście, sami ocenicie). I dopiero wtedy dotarło do mnie, że choć świetnie się na premierze bawiłam, wychwytywałam każdy komediowy element, każde przepiękne, pastiszowe „wampirowanie”, że choć śmiałam się często w głos, to bywał to raczej śmiech histeryczny…
Na pustej scenie mamy ustawionych z tyłu sześć drewnianych trumien, w tylnym lewym rogu kopiec ziemi, jak z rozkopanego grobu, po prawej drzwi, coś w rodzaju wyjścia z krypty. Niemal w ciemnościach spod zwałów ziemi wygrzebuje się z trudem filigranowa kobieta ubrana na czarno, podchodzi blisko do widowni i w ogromnym skupieniu, jakby od tego miało zależeć jej życie, wykonuje… Coś. Zestaw dziwnych, choć pięknych ruchów. Skomplikowane łamańce rąk, wykręcanie głowy i szyi, rytmiczne i zdecydowane. Perfekcyjnie je powtarza w zapętleniu i zapamiętaniu. Niemal słychać, jak widownia główkuje. Jesteśmy w pantomimie. Wiec aktorka tymi ruchami coś opowiada. Ale co? Słoiki odkręca? Okno otwiera? Głowę sobie urywa? A może nastawia kręgi szyjne? Chwilę zajmuje oswojenie się z tym, że nie musimy rozkminiać, wytężać kory nowej naszych biednych umysłów. Że w tym teatrze na widowni wystarczy być. Po drugiej stronie rampy tak łatwo już nie jest.
Poza genialną Anną Nabiałkowską, która tak właśnie spektakl rozpoczyna, w niewielkiej obsadzie jest dwóch gości: Wojciech Furman i Jakub Pewiński. Tak, jak reżyser, przyjechali z Bytomia. Dzięki nim, artyści pantomimy spotkali się w pracy z nowoczesnym teatrem tańca. Mogli zderzyć sztukę mimu z ruchem bardziej nieoczywistym, organicznym, czasem wręcz transowym. Ale wróćmy na scenę. Bo tu dzieją się światy: zespół wychodzi z trumien… Będą starać się po swojemu walczyć o życie po życiu, ukochując i nienawidząc swojego tyrana, reżysera, wampira. W tej roli niebywały Artur Borkowski, który każdym najdrobniejszym gestem i spojrzeniem jest kwintesencją tytułowej roli. Ach, jak on pięknie i bezpretensjonalnie przyjmuje hołdy, jadąc dumnie wyprostowany w swej automatycznej trumnie! (bo jego „wehikuł” czasu sam płynie po scenie, jak samochód Tesli). Jak on bezwzględnie każe pokornej „załodze” powtarzać do perfekcji kolejne sekwencje. Jak sprytnie wykorzystuje sceniczne sytuacje, by uroczo sobie „pomolestować” aktorkę. Śmiech i groza idą ręka w rękę. Znakomici są wszyscy. Na pewno widzom pozostanie na długo w pamięci właśnie scena „wampirza”, z groteskową filmową projekcją na ścianie. Mnie zafascynowała kobieta-pająk, kreacja Agnieszki Dziewy, która długą etiudę wykonuje idąc na wspak na dłoniach i stopach, wygięta w tył w mostku, uśmiechająca się upiornie kiwającą się głową. Na samo wspomnienie ciarki mnie przechodzą! Agnieszka Charkot poza rolą ofiary wampira, wykonuje niebywały ruchowo- taneczny „pojedynek relacyjny” w duecie z Wojciechem Furmanem. Potrzeba więzi, lęk przed nią, próby dominacji, potrzeby kontroli, miłość i nienawiść – w nowoczesnym teatrze ruchu to wszystko można odczytać z jednej etiudy. Można też żadnych znaczeń nie podkładać, na tym właśnie polega dana widzowi wolność. Niebywale silną obecnością sceniczną i zatraceniem się w ruchu i tańcu ujął mnie Jakub Pewiński. Jego „facet w ciąży” wykończył nawet samego Tyrana. Być może po zrobieniu dyplomu na wydziale tańca Akademii Teatralnej pojawią się dla Pewińskiego kolejne zaproszenia z Wrocławia? Solowa etiuda Wojciecha Furmana była dla mnie wstrząsającą opowieścią o doli człowieka, który strasznie męczy się w swoim ciele, ale wciąż nie udaje mu się z niego wyzwolić, by zaznać spokoju w śmierci.
Minimalistyczna scenografia i świetne, stylizowane na kino noir kostiumy Lidii Kanclerz mogły zaistnieć dzięki mistrzowskiej reżyserii światła Pawła Murlika. Murlik uzyskuje niebywałe, trójwymiarowe obrazy, ożywia bryły, buduje całą atmosferę grozy, towarzyszy artystom w idealnej symbiozie z bardzo niepokojącą, świetną muzyką Patrycji Hefczyńskiej. Wielkie brawa dla obojga!
Chciałam napisać, że najsłabszym ogniwem tego spektaklu jest dramaturgia. Ale zaprzeczyłabym własnym słowom. Bo skoro mamy mieć wolność od linearnego opowiadania, skoro wszystkie sensy są dopuszczalne, to dramaturgii jako takiej może wcale nie musi być?
Warto się na „Tyrana” wybrać. Zostaje w systemie nerwowym.
Tymczasem przed Wrocławskiem Teatrem Pantomimy kolejne niewiadome. Doświadczona menedżerka kultury Olga Nowakowska przeprowadziła teatr przez trudny pandemiczny czas nie rezygnując z premier, zrobiła bardzo wiele dla podreperowania stanu technicznego zasobów teatru, ale zrezygnowała z funkcji jego dyrektorki na początku tego roku. Osobą pełniącą obowiązki dyrektorskie jest obecnie Agnieszka Charkot, od wielu lat sekretarz literacki, członkini zespołu, mająca jego poparcie. W konkursie, który Urząd Marszałkowski rozpisał na to stanowisko ma ona, moim zdaniem, ogromne szanse. Wrocławski Teatr Pantomimy to bardzo specyficzne miejsce o ogromnej tradycji, unikalny zestaw artystycznych osobowości. Trzeba wizji i odwagi, by nim kierować. Trzymajmy za nich kciuki.
"Dziewięcioro nieznajomych" - serial nie tak beztroski, na jaki sie zapowiada: