Biała wstążka (******)
„Biała wstążka”, nosząca w oryginale podtytuł: „Niemiecka opowieść dziecięca”, to mistrzostwo Michaela Haneke i film zupełnie inny niż kilka poprzednich, a jednak nie da się uniknąć odniesień do „Ukrytego”, „Funny Games” czy „Pianistki”. Tym razem nie ma ingerencji z zewnątrz, manipulatorskiego eksperymentu, twórca chce raczej z pozycji uczestnika przedstawić tajemniczą, przesiąkniętą terrorem sekwencję wydarzeń. Nauczyciel z małej, zamkniętej społeczności, opisuje lato pełne niewyjaśnionych aktów przemocy. Sprawca jest wśród obserwowanych na ekranie bohaterów, a najbardziej złowieszczo wyglądają dzieci, które miałyby doskonały motyw. To one muszą nosić tytułową białą wstążkę – na znak złego uczynku. Dyscyplina miewa i okrutniejsze przejawy. To klasyczne, autorytarne wychowanie z ojcem w roli wszechwiedzącego, surowego demiurga. Obserwujemy i strach przed ojcem i bunt. A przecież nad najbardziej apodyktycznym z ojców jest w tej feudalnej wciąż społeczności jeszcze baron – posiadacz ziemski, którego postanowienia wpłyną na całą zbiorowość. Dzieci bywają karane za przewinienia tylko domniemane, za nieczyste myśli – jak chłopiec przywiązywany każdej nocy do łóżka, by nie splamił się aktem nastoletniej masturbacji. Moralność najwyższej próby, prezentowana w filmie przez pastora ( demoniczna kreacja Burgharta Klausnera ) będzie demoralizować. Niczemu nie przysłużą się konwenanse - ulegnie im nauczyciel, szukając sposobu na służkę, która wpadła mu w oku. Christian Friedel, odtwórca głównej roli, będzie w scenach damsko-męskich aktorem niemalże komediowym. Ten jedyny niewinny w filmie wątek, stanowiący rodzaj komicznego wentyla bezpieczeństwa, nie znalazł się w samym sercu pełnej przemocy zagadki bez powodu. Ma wielki wpływ na motywacje głównego bohatera i wydźwięk całości. Tak jak i cała sceneria, porównywana nie tylko do Dreyera, ale i do „Wioski przeklętych” – zaskakujące w jak wielu różnych miejscach świata natknąć się można na stwierdzenie, że „Biała wstążka” to „Wioska” przepisana na grecką tragedię. I w jak wielu przyrównuje się Hanekego do Dostojewskiego i Manna. Austriacki reżyser znów nie opowiada prostej historii, chociaż fabularnie wszystko na prostą historię wygląda. Dreyerowsko pokazana niemiecka wieś z 1914 roku. Inspiracje Theodorem Fontanem i zdjęciami Augusta Sandera. I specyficznie pojmowane dobro, które sprawi, że dzisiejsi krytycy będą odczytywać film jako studium zła. Bardziej doraźna interpretacja nakazuje widzieć w „Białej wstążce” genezę potęgi nazistowskich Niemiec. Dzieci i dorośli – skrywający tajemnicę pełnych przemocy wydarzeń – będą po latach budować siłę III Rzeszy. Nieodkryty sprawca, ( bądź sprawcy ) misternie zorganizowanych brutalnych pułapek z małej wioski, zajmie się eksterminacją na przemysłową skalę. Ten punkt widzenia narzuca narrator, który historię widzianą w swej młodości, opowiada po latach, u schyłku życia. Dosłownych nawiązań historycznych brak – w pewnym momencie usłyszymy jedynie o śmierci arcyksięcia Ferdynanda, a zatem o zbliżającym się wybuchu Wielkiej Wojny. Dosłownie nikt nie odpowie również na pytanie – kto znęca się nad mieszkańcami wioski; kto rozpiął linkę nad drogą; powodując ciężki wypadek; kto okalecza i bije. Rozwiązanie zagadki znów, jak w filmie „Ukryte” nie jest dla Hanekego ważne. Bywa to odczytywane jako przejaw arogancji i pychy. A nasycenie filmu napięciem, psychicznym terrorem ( widz po seansie jest gotów przyznać, że widział więcej scen z przemocą fizyczną niż rzeczywiście było na ekranie ) ma być wyjaśnione przez sadyzm Hanekego. W każdym z tych grzechów widoczna jest tak naprawdę precyzja i logika myślenia reżysera. W „Funny Games” ujawnia nie tylko morderczy potencjał, ale również manipuluje odbiorcą filmów sensacyjnych, oddaje ofiarom hołd, który straciły wskutek banalizacji zła. Przemoc, jako telewizyjny produkt, pozbawiła ofiary szacunku. Haneke stara się go przywrócić, a w nagrodę bywa oczywiście nazywany sadystą. Z niezrozumieniem społeczeństwa wiąże się wymazywanie własnej pamięci – temu poświęca Austriak film „Ukryte”, w którym obnaża ludzki wstyd, ujawnia to, od czego bohater chciałby uciec, o czym chciałby zapomnieć. I pyta jak długo może nas prześladować własne zło ? Haneke pytał też, przed premierą „Kodu nieznanego”, między innymi tak: „Czy montaż to symulacja całości, czy urywek to estetyczna odpowiedź na fragmentaryczną naturę naszej zdolności postrzegania, czy odpowiedzi to kłamstwa, czy pytania to odpowiedzi, czy aluzja może zastąpić opis”. W tym ostatnim przypadku odpowiedzi udziela każdy recenzent „Białej wstążki” jaki zdołał sformułować swoje opinie – aluzja współczesnemu odbiorcy zastępuje opis nie tylko w kinie, ale także przy lekturze gazet i oglądaniu wiadomości. Taki aluzyjny odbiór „Białej wstążki” każe widzieć efekt działania zła w wyznaniu dziecka, idącego po poręczy mostu. „Dałem Bogu okazję, żeby mnie zabił” – powie dziecko. A to przecież dobro zmusiło chłopca do niecodziennego czynu. Rodzinna miłość, pojmowana w sposób bezwzględny – w tej społeczności jedynie słuszny. Każda inna myśl jest traktowana jak zagrożenie, sprzeczna z wyznawanym porządkiem świata próba wyjaśnienia zagadki będzie sabotowana. To dlatego nie dowiemy się w „Białej wstążce” jakie jest wyjaśnienie tajemnicy. Jej rozwiązanie byłoby przeniesieniem współczesnej wizji świata na czas opisany. A widz ma odbyć podróż w drugą stronę – zastanowić się co z ówczesnej rzeczywistości wciąż go otacza. Jakie gesty, przyzwolenia, jakie tabu wciąż żyje w otaczającym nas świecie. Gdzie dzisiaj wędrują niewinne blondaski szukając dla siebie wyjaśnienia bądź alibi ? Ilu silnych na zewnątrz mężczyzn obnaża swoją wewnętrzną słabość i bezradność, upokarzając kobietę ? Przy tej scenie warto zatrzymać się na dłużej – sekwencja wyzwisk, którymi lekarz obrzuca swoją gospodynię to nie tylko porażający ściek psychicznego maltretowania, to także katalizator przemocy, na jakiej opierają się związki damsko-męskie. Haneke pokazuje, że już w banalnej relacji dwojga ludzi obecne jest dążenie do podporządkowania, górowania, posiadania racji. Traktowanie bliskiego człowieka w formie narzędzia nie musi być tożsame z żadną epoką historyczną – jest za to doskonale widoczne w czarno-białej scenerii filmu. Studium zła staje się w „Białej wstążce” studium miłości. Z miłości też trzeba czasem zacisnąć pięści. A tak czynią widzowie najnowszego filmu Michaela Haneke. Ostatnie ujęcie zbiorowości, widzianej z boskiego punktu widzenia kieruje zaś naszą interpretację z powrotem, do konkretnego punktu w historii. „Biała wstążka” rozwija się jeszcze długo, po jej formalnym zakończeniu.