Scena między ludźmi

Radio RAM | Utworzono: 21.11.2007, 19:22 | Zmodyfikowano: 21.11.2007, 19:22
A|A|A

fot. Tatiana Jachyra ("Polska - Gazeta Wrocławska")

Zawsze ubiera się pani na czarno?

- Kiedy rano nie czuję się pewnie, to się ubieram na czarno. Jak mam dobry nastrój, to wtedy staję przed szafą i się zastanawiam, co włożyć. Myślę, że czarny kolor pozwala się trochę schować i to bardzo szlachetna barwa.

W jakim kolorze jest pani dom?

- Z domem jest trochę inaczej. Kiedyś jedna z moich scenografek powiedziała, że kiedy pracuje się w teatrze i komponuje różne przestrzenie, to w domu dąży się do prostoty. Ściany są u mnie zawsze białe, podłoga jest drewniana w naturalnym kolorze, meble są w tonacji ciemnobrązowej, ale dominują książki i one rzucają się w oczy, a ich grzbiety są najróżniejszych kolorach. Jest też sporo naturalnej zieleni.

Kiedy pierwszy raz teatr zjawił się w pani życiu?

- W gimnazjum napisałam sztukę i wystawiłam ją z koleżankami. Nie myślałam wtedy o teatrze. Po prostu poczułam potrzebę jakiejś kreacji. Potem bardzo chciałam pójść do szkoły filmowej, ale się nie dostałam. Udało mi się wskoczyć na reżyserię do szkoły teatralnej i tak już zostało. Paradoksalnie wielką moją pasja była muzyka. Odrabiałam lekcje i grałam na fortepianie jak szalona. Nikt mnie nie prowadził, od czasu do czasu ktoś mnie posłuchał. Ale za późno zaczęłam.

Żałuje pani tej muzycznej pasji?

- Bardzo. Choć trudno powiedzieć, co jest lepsze. Teatr oferuje współpracę z ludźmi, porozumienie, wspólne dochodzenie do celu. Tworzy namiastkę rodziny, a w każdym razie grupy ludzi, która lubi razem pracować. Muzyk jest samotny. Czasami grywa z orkiestrą, ale większość czasu spędza samotnie z instrumentem. Mój żal, czy tęsknota może polega na tym, że w muzyce sama bym za wszystko odpowiadała. Każdy z nas staje przed takim dylematem, gdzie pójść, którą drogą. O wyborze najczęściej decyduje przypadek.

Sześćdziesiąt lat w życiu człowieka to sporo, a w życiu teatru?

- To jest nic. Ale wiek teatru liczy się inaczej. On może żyć wiecznie, dopóki nie zburzą murów. Teatr to jest właściwie pamięć o tym, co się zdarzyło w tym miejscu. Dobry jest taki teatr, który stworzył swoją legendę. A tworzą ją ludzie i przedstawienia. Wielu z nich często już nie żyje, a przecież pozostawili na tej scenie znaczący ślad.

Wrocławski Teatr Współczesny miał wzloty i upadki. Chcemy pamiętać o tych najlepszych przedstawieniach i smutno nam jest, kiedy w teatr wpada w dołek.

- To jest naturalne. Każdy teatr wędruje po sinusoidzie. Konrad Swinarski kiedyś powiedział, że życie teatru pulsuje i tego nie zmienimy. Co siedem lat dochodzi do pełnej formy, potem troszeczkę spada. Łatwiej dochodzić do czegoś, co zaczyna być ważne, znacznie trudniej to utrzymać. W teatrze, gdy się coś osiągnęło, nie można sobie wygodnie usiąść. Wszystkich nas, aktorów, reżyserów, powinno niepokoić i inspirować coś, czego jeszcze nie osiągnęliśmy. Nie można stać w miejscu, trzeba cały czas piąć się w górę. To jest dosyć męcząca robota.

REKLAMA