American Hustle (Recenzja)
Rację miał duet Tina Fey - Amy Poehler, prowadzący galę wręczenia Złotych Globów. Prawdziwy tytuł American Hustle powinien brzmieć: Eksplozja w fabryce peruk.
Początek jest nawet dobry, w kostiumie z drugiej połowy lat siedemdziesiątych obserwujemy historię dwójki oszustów, która pada sobie w ramiona i tego trzeciego, towarzyszącego im w akcji z podwójnym dnem. Jest narracja i retrospekcja, zapowiada się wytrawne kino, z uparcie powracającą zagadką: kto oszuka kogo, czy ktokolwiek jest tu szczery chociaż przez chwilę i jak to rozpoznać. Miłość wydaje się naiwnością, a prawdomówność kolejnym chwytem z repertuaru naciągania, oszukiwania, budowania wizerunku. Wkrótce jednak z kamery opada koleny filtr, a na ekranie kończy się flirt. Kilka chwil po pomysłowo nakręconej scenie w pralni, przy okazji naświetlenia modus operandi głównych bohaterów. Zaczyna się już klasyczne kino sensacyjne.
Pewnie odnosiłbym się do filmu Davida O'Russella jedynie pozytywnie, gdyby nie 10 otrzymanych nominacji do Oscara. Jeszcze nim zaczęli działać oszuści, którzy stali się pierwowzorami dla bohaterów filmu, oscarowy triumf na dużą skalę odniosło "Żądło". Trudno mówić o tym, że w "American Hustle" odkrywamy nowy filmowy ląd. Nie ma również mowy o zmęczeniu trudnym materiałem i tęsknocie do nagrodzenia rozrywki z drugim dnem. Rok po triumfie "Operacji Argo" obsadzenie w roli faworyta sezonu nagród filmu, który gatunkową zabawę odgrywa w jeszcze bardziej błahy sposób nie jest powodem do szczęścia.
PRZECZYTAJ RECENZJĘ INNEGO OSCAROWEGO FAWORYTA, KTÓRY WCHODZI W PIĄTEK DO KIN, FILMU ZNIEWOLONY
Doceniam klimat disco, przebieranki i wstawki obyczajowe, kostium, scenografia, soundtrack - wszystko przednie, w kategoriach komediowych role aktorskie również można docenić. Szkoda za to, że za sprawą "American Hustle" ciekawszy i niejednoznaczny "Wilk z Wall Street" zostaje odstawiony na boczny tor. Z filmem Martina Scorsese spora część publiczności ma problem, odbiera go zbyt dosłownie. Wśród części starszych członków Amerykańskiej Akademii Filmowej obudziły się nawet głosy oburzenia, że wybitny reżyser gloryfikuje oszusta.
U Davida O'Russella takich niejednoznaczności nie ma, nawet jeśli bohaterowie bawią się na całego, widz jest poinformowany o cenie, jaką będą musieli za to zapłacić. Jeśli nawet nie oni, bohaterowie, to być może inni, z którymi widzowie mogą się utożsamiać. Można się czuć zatem bezpiecznie, ekranowa konfekcja pokrywa wprawdzie opartą na faktach historię afery zwanej Abscam, ale w strojach i perukach z epoki poznajemy przecież obsadę "Poradnika pozytywnego myślenia", wspartą świetnym w przeobrażeniach Christianem Balem. I chociaż tylko do jego roli nie można mieć większych zastrzeżeń, to "American Hustle" jest pierwszym od lat filmem z szansą na oscarowego wielkiego szlema, a przy okazji z kompletem nominacji aktorskich.
Jennifer Lawrence dzięki roli przypominającej fantazję Bridget Jones na temat ekranowego występu, może zdobyć drugą statuetkę z rzędu i stać się już na lata "All American Sweetheart", Amy Adams do kolekcji nominacji za role drugoplanowe dokłada wyróżnienie w głównej kategorii, umacniając się w pogoni za multioscarową Meryl Streep. Trudno nie odnieść wrażenia, że to doborowe towarzystwo pociągnęło za sobą Bradleya Coopera, trudno też rozróżnić, czy pozbawiony tym razem nominacji Robert De Niro gra swojego gangstera w stylu komediowym, czy dramatycznym. Jest to do pewnego stopnia walorem filmu, który jako komediodramat działa dobrze, choć przewidywalnie. Może chociaż podczas oscarowej gali będą niespodzianki.