"Raus? Nic o tym nie wiemy" (Zobacz)

sj, dl, ts | Utworzono: 27.02.2014, 12:19 | Zmodyfikowano: 27.02.2014, 11:40
A|A|A

fot. archiwum prw.pl

- Lider Platformy Obywatelskiej na Dolnym Śląsku i wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Jacek Protasiewicz miał zostać zatrzymany w środę na lotnisku we Frankfurcie - tak napisał niemiecki tabloid Bild.

Według dziennika polityk był pod wpływem alkoholu i obrażał obsługę. Miał wykrzykiwać do celników "Heil Hitler" i wyzywać ich od nazistów.

"Bild" opisuje sytuację w ten sposób: W środę wieczorem eurodeputowany wylądował we Frankfurcie nad Menem. Służby zainteresowały się Jackiem Protasiewiczem po tym, jak polityk miał odebrać wózek bagażowy innemu pasażerowi.

Polityk odmówił pokazania dokumentów i zdenerwowany zaczął obrażać celników. Miał ich pytać, czy byli kiedyś w Auschwitz i wykrzykiwać "Heil Hitler".

Obsługa o wszystkim powiadomiła policję, która zatrzymała Protasiewicza. Polityk mówił na antenie TVN24, że zajście miało zupełnie inny przebieg. Twierdzi, że to celnik był agresywny: - Jestem zszokowany, ale na szczęście nagrałem to zdarzenie - mówił europoseł.

Artykuł w niemieckim Bildzie

Jacek Protasiewicz tłumaczy się z incydentu:

"Usłyszałem "raus". Przepraszam, rzeczywiście zagotowałem się. Odwróciłem się i powiedziałem, że "raus" brzmi bardzo nieładnie i bardzo źle w kraju, z którego przyleciałem. On powtórzył - "raus". Więc ja mu powiedziałem, że w moim kraju "raus" kojarzy się z "Heil Hitler" i "Hande hoch".

Wiceszef Parlamentu Europejskiego domaga się wyciągnięcia konsekwencji wobec niemieckich mundurowych, którzy zatrzymali go na lotnisku we Frankfurcie. Podczas specjalnej konferencji prasowej Protasiewicz ze szczegółami opowiadał, jak policjanci, zakuli go w kajdanki i popychali:

"Kiedy wsiadaliśmy do radiowozu, nie stawiałem oporu. Zostałem do tego samochodu niemalże wciśnięty. Nie pamiętam czy kolanem, czy łokciem dostałem solidnego kuksańca."

Jacek Protasiewicz nagrał ten incydent telefonem komórkowym. O całej sprawie poinformował nie tylko szefa Parlamentu Europejskiego, ale także władze parlamentarne, którym przedstawił nagrania.

Internet komentuje zajście. Pojawił się już nawet "mem" z Grzegorzem Schetyną:



Jacek Protasiewicz podkreśla, że nie odpuści niemieckim celnikom:

"Nie odpuszczę tej sprawy bez względu na decyzję polityczną dotycząca mojego kandydowania albo roli w Platformie. Ja mogę nie być w polityce, ale ja nie pozwolę, żeby funkcjonariusze służb mundurowych w Europie, a zwłaszcza w Niemczech posuwali się do takich praktyk wobec obcokrajowców."

Dolnośląski eurodeputowany ma spotkać się sekretarzem generalnym Parlamentu Europejskiego. Chce dowiedzieć się, jakie może podjąć kroki prawne wobec celników niemieckich.

Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska już zapowiada, że Jacek Protasiewicz będzie musiał złożyć wyjaśnienia w tej sprawie. Dodała, że w tej chwili wiemy o całym zajściu zdecydowanie za mało, żeby mówić o konsekwencjach wobec Protasiewicza. A te konsekwencje mogą być bardzo poważne, zwłaszcza dla PO na Dolnym Śląsku. Jacek Protasiewicz może zostać zawieszony i wtedy straci wszelkie partyjne funkcję. Zarząd krajowy partii może podjąć taką decyzję i skierować sprawę do sądu koleżeńskiego. Ostateczną konsekwencją, ale nie jedyną mogą być nowe wybory szefa Platformy na Dolnym Śląsku.

Statut PO mówi też, że w przypadku zawieszenia działacza władze przejmuje wiceprzewodniczący najstarszy wiekiem. W przypadku Dolnego Śląska to wiceminister administracji i cyfryzacji Stanisław Huskowski.

Radio RAM poprosiło o komentarz w tej sprawie niemiecką policję: - Prawdę mówiąc nic nie wiemy o tym, by cała awantura zaczęła się od słowa "raus", które miałby do pana Protasiewicza powiedzieć niemiecki celnik - mówi Radiu RAM André Sturmeit, rzecznik prasowy policji we Frankfurcie nam Menem.

Jak w rozmowie telefonicznej zdradził: "Na miejsce wezwała nas Służba Celna z powodu awanturującego się pasażera. Gdy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że celnicy mają faktycznie problem z pasażerem, który na nasz widok także stał się agresywny, podniecony, krzyczał po angielsku, że jest z Unii Europejskiej. Jednak się nie wylegitymował paszportem dyplomatycznym. Pasażer dopiero na posterunku stwierdził że jest dyplomatą, wtedy wylegitymował się nam paszportem dyplomatycznym, i zażądał rozmowy z konsulatem. To zostało mu umożliwione, a policja natychmiast gdy się okazało że mamy do czynienia z dyplomatą odstąpiła od czynności. Dlatego też nie przeprowadziliśmy badania na obecność alkoholu, co zwykle jest kolejną czynnością po zatrzymaniu. Po spisaniu danych i rozmowie z konsulatem pan Protasiewicz został puszczony wolno. Przesłuchaliśmy celników i personel lotniska który stwierdził że to Pan Protasiewicz był pobudzony i zaczął się awanturować krzycząc Haende hoch i Heil Hitler po tym jak celnicy chcieli przeprowadzić kontrolę jego bagażu. Zawsze reagujemy w przypadkach gdy ktoś używa nazistowskich zawołań to dla nas priorytet, jednocześnie nikt ani pan Protasiewicz ani celnicy nie zeznali że wszystko miałoby się zacząć od słowa "raus". Że coś takiego padło słyszę od pana po raz pierwszy - przyznał zdziwiony pytaniem Radia Wrocław niemiecki rzecznik prasowy. - Policja nie zabezpieczyła nagrań z monitoringu, nie wie nawet czy takie istnieją, teraz sprawę przejęła prokuratura i to ona jeśli będzie potrzeba poszuka nagrań.

Ratujcie mnie! Niemcy mnie biją!!!

Zatarg  z bawarską policją  (11 lutego  2009) miał były poseł PO Jan Maria Rokita. Do incydentu doszło w samolocie Lufthansy lecącym z Monachium do Krakowa. Poszło o płaszcze żony i jego. Polityk chciał powiesić je w klasie biznesowej, chociaż  małżeństwo bilety miało wykupione w klasie ekonomicznej. Stewardessa przełożyła odzież na właściwe miejsce co zirytowało Rokitę. Wybuchła awantura. Były poseł nie chciał też zapiąć pasa. Pracownica niemieckiej linii powiadomiła pilota, a ten wezwał policję. Rokita nie chciał dobrowolnie   opuścić pokładu maszyny więc został zakuty w kajdanki i siłą wyprowadzony przez funkcjonariuszy. Krzyczał o pomoc do współpasażerów, ale nikt nie zareagował. Z samolotu ówczesny poseł Platformy trafił na posterunek policji na lotnisku w Monachium. Przedstawiono mu trzy zarzuty: uszkodzenie ciała, zakłócenie spokoju i naruszenie ustawy o prawie lotniczym.

AM

REKLAMA