65 tys. zł kary dla szpitala z Borowskiej
zdjęcie ilustracyjne, fot. Lukas skywalker (Wikimedia Commons)
65 tysięcy złotych to kara dla Uniwersyteckiego Szpital Klinicznego we Wrocławiu za nieprawidłowości w Centrum Urazowym działającym w tej placówce. Z raportu NFZ po kontroli przeprowadzonej po tym jak na Borowskiej nie przyjęto ciężko rannego dziecka wynika, że w Centrum brakowało specjalisty medycyny ratunkowej. To według szefowej dolnośląskiego oddziału Funduszu Violetty Niemiec oznacza, że nie zostały spełnione warunki stawiane przez Ministerstwo Zdrowia - tak było przez cały kontrolowany okres od początku sierpnia do dnia wypadku czyli 22 września.
Szef szpitala Piotr Pobrotyn przekonywał dziś, że szpital nie popełnił żadnych organizacyjnych uchybień, a dziecko w ogóle nie powinno trafić na Borowską bo nie ma tam chirurgii dziecięcej.
Szpital tłumaczy, że na Dolnym Śląsku jest zbyt mało specjalistów medycyny ratunkowej i wystąpił do Ministerstwa Zdrowia z wnioskiem o możliwość zastąpienia ich innymi lekarzami. Nadal nie ma odpowiedzi na pytanie dlaczego śmigłowiec z dzieckiem na pokładzie musiał lecieć do innego szpitala, to bada prokuratura.
We wrześniu ubiegłego roku śmigłowiec przyleciał tam z ciężko rannym chłopcem z Oleśnicy. Szpital nie przyjął 8-latka tłumacząc początkowo, że nie ma neurochirurga i kazał lecieć dalej. W pobliskim szpitalu wojskowym dziecko, mimo reanimacji, zmarło. Od tamtej pory czekamy na wyjaśnienie tej sprawy. Jest szansa, że dziś będziemy wiedzieli więcej, bo raport ze swojej kontroli ma ujawnić NFZ. Czego można się w nim spodziewać i co udało się do dziś ustalić?
Prokuratura dalej prowadzi śledztwo i niewiele mówi: trwa postępowanie, przesłuchiwani są kolejni świadkowie. Pracę stracił jeden z lekarzy, którzy tego dnia mieli dyżur na SOR - jak się okazało, był wcześniej karany, miał wyrok w zawieszeniu, ale nie powiedział o tym pracodawcy. Swoją kontrolę zakończył Uniwersytet Medyczny - wnioski były dwa. Pierwszy, że dziecko nie powinno trafić do tego szpitala. A drugi - że jeśli już trafiło, powinno być przyjęte i że potrzebne są zmiany. Cały czas czekamy na zakończenie kontroli prowadzonej przez Ministerstwo Zdrowia. Dziś poznamy wyniki kontroli prowadzonej przez NFZ
Wiadomo, że raport jest obszerny - ma kilkadziesiąt stron. Wiadomo też, że szpital miał do niego wiele uwagi. Spory toczyły się niemal o każde słowo. Szpital próbował udowodnić, że dziecko nie powinno w ogóle trafić na Borowską. Dlaczego wobec tego tam trafiło? Nagrania rozmów dyspozytora Centrum Zarządzania Kryzysowego przy wojewodzie z załogą śmigłowca ratunkowego nie są dostępne - ze względu na śledztwo ma je prokuratura, która oczywiście ich nie ujawnia. Zaraz po tym wydarzeniu rzeczniczka wojewody Marta Libner mówiła:
Na Borowskiej, jak wiadomo, śmigłowiec wylądował. Podeszło do niego dwóch lekarzy z SORu - widać to na filmie z monitoringu i po kilkunastu minutach helikopter odleciał do szpitala wojskowego. Dlaczego? Tłumaczył wtedy zastępca dyrektora Bogusław Beck:
Tam, jak wiadomo, dziecko - mimo reanimacji - zmarło. Tłumaczenie szpitala z Borowskiej nie przekonało szefowe NFZ Viletty Niemiec:
Ostre dyżury to we Wrocławiu stała praktyka - komentował dla nas profesor Romuald Zdrojowy z Uniwersytetu Medycznego:
Rzeczywiście - niedługo po tym, jak ujawniliśmy grafiki dyżurów, stanowisko stracił dyrektor wydziału zdrowia urzędu wojewódzkiego. Wojewoda twierdził, że ustalenia zapadły poza nim. Tyle wiemy do dziś. Co może przynieść raport z kontroli NFZ?
Najważniejsza wydaje się być odpowiedź na pytanie, czym jest centrum urazowe, jakie ma obowiązki, czy działa zgodnie z wytycznymi ministerstwa zdrowia, które powołało je do życia i czy nadal nim pozostanie. Czekając na raport poprosiliśmy Ministerstwo Zdrowia o wytyczne dotyczące Centrum Urazowego. W odpowiedzi czytamy: "Zarówno w ustawie o Ratownictwie Medycznym, jak i w rozporządzeniu w sprawie centrum urazowego nie opisano wymagań w odniesieniu do centrów urazowych dedykowanych dzieciom. Nie oznacza to jednak, że w tych centrach nie mogą być zaopatrywane osoby poniżej 18 r. ż. W każdym przypadku decyzję co do szpitala docelowego, w którym pacjent z ciężkim urazem może otrzymać niezbędną pomoc, podejmuje się indywidualnie, z uwzględnieniem stanu pacjenta, jego wieku oraz możliwości diagnostyczno-leczniczych danego szpitala".
Według ekspertów medycznych przepisy są nieprecyzyjne, pozwalają na interpretacje i jeśli się nie zmienią, to podobna sytuacja może zdarzyć się w każdej chwili - potwierdza to Piotr Karniej z Uniwersytetu Medycznego:
Zaraz po tym co wydarzyło się na Borowskiej, rozmawiałam z profesorem Piotrem Kalicińskim Krajowym konsultantem w dziedzinie chirurgii dziecięcej - jego opinia była jednoznaczna:
Centra urazowe dla dzieci mają powstać - są w planach. Nie spodziewam się, że dziś usłyszymy kto odpowiada za to, co wydarzyło się we wrześniu. Lekarze mówią że realizowali wytyczne dyrekcji, dyrekcja odbija piłęczkę, i mówi że to lekarz decyduje o przyjęcie pacjenta bądź nie. Prokuratorskie sledzwto potrwa jeszcze długo. Czy zakończy się postawieniem zarzutów, czy zostanie umorzone - trudno powiedzieć. Dziś ważniejsze jest to, żeby podobna sytuacja nie powtórzyła się.