Artyści – recenzja nowego serialu

Jan Pelczar | Utworzono: 01.09.2016, 01:20
A|A|A

zdj. TVP

ARTYŚCI *****

 

Kto by oglądał telewizję w piątkowe wieczory? Dla „Artystów” warto. 

 

Śledzić będziemy zmagania Marcina, który właśnie objął posadę dyrektora w Teatrze Popularnym. Siedziba mieści się w Pałacu Kultury i Nauki, zakulisowe życie teatru jest trudne. Pieniędzy na nowe premiery nie ma, każdy członek zespołu to tytułowy artysta ze swoimi planami i wrażliwością. Bohater Krzysztofa Dracza jest ikoną sceny, aktor Tomasza Karolaka sławę zawdzięcza serialom, a młody Dobromira Dymeckiego ma mnóstwo pytań, bo co miesiąc sam musi odpowiedzieć na jedno, stawiane przez bank, który rozlicza z kredytu. 

 

Serial Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego to produkcja wyczekiwana od dawna. Zamówiona w czasie poprzednich rządów nad publicznymi mediami, podtrzymana przez obecne. Zadebiutuje w piątkowe wieczory. Każdy odcinek ma szansę być głównym tematem weekendowych rozmów. Tyle tu trafionej satyry, ostro nakreślonych bohaterów, celnych żartów, błyskotliwych dialogów. Teatromani dostaną to wszystko, co oferowały spektakle duetu Demirski/Strzępka i jeszcze parę filmowych odniesień: korytarzowe sceny, które można zrymować z kilkoma ważnymi tytułami z dawnych lat mogą sugerować, że niewiele się w naszej rzeczywistości zmieniło, choć zmianie uległy całe systemy. Figury są ponadczasowe i ponadsystemowe, co bezbłędnie pokazuje Miłogost Reczek w roli urzędnika, który nadzoruje teatr. Na miarę uszyto też kreację Adama Cywki, serialowego zastępcy dyrektora do spraw finansowych.

Głównego bohatera zagrał Marcin Czarnik i sprawił, że nowemu dyrektorowi kibicujemy od pierwszej sceny. Tym bardziej, że realizatorzy mieli szczęście do daty premiery, która zbiegła się z kolejną odsłoną sporu o Teatr Polski we Wrocławiu. Krzysztof Mieszkowski odrzucił propozycję twórców, by zagrać w serialu członka komisji konkursowej. Teraz na pewno żałuje. Chociaż musiał zauważyć, że w pilocie monologów nie ma żadnych. Przestrzeń też jest ciasna, wszyscy walą w sufit, a zbawieniem dla wykolejonego przybłędy (w tej roli Michał Majnicz) jest dział techniczny, w którym zyska status wtyczki. 

 

Fundamentalną wartość „Artystów”, oddając przy okazji prawdę o teatrze, której nie oddaje grzeczność serialowych dialogów i imprez, stanowią portier i pani sprzątająca. Oni wiedzą, co się dzieje i mogą też zatrzymać tych, którzy chcieliby zobaczyć za dużo – np. dziennikarkę. Epizody Ewy Dałkowskiej, Edwarda Linde-Lubaszenko, Ewy Skibińskiej, czy Marcina Pempusia (barman-imigrant) stanowią o klasie tej produkcji. Tam, gdzie serialowi twórcy zwykli obsadzać studentów i epizodystów, autorzy „Artystów” stawiają na doświadczonych aktorów, którzy  pojedynczym linijkom dialogu dodadzą całe tło znaczeń. Etatowi widzowie scenicznych nowości będą się śmiać z serialowej inscenizacji „Natrętów”. Dla widzów, którzy w teatrze nie byli nigdy,„Popularny” jest pokazywany jak każde inne miejsce pracy – z uciekającą panną księgową i przygotowanym na wszystko asystentem. Branżowy żart jest tu zawarty w obsadzie. 

 

Duet Demirski/Strzępka może być pierwszym, który pozwoli polskim widzom przypomnieć sobie, jak to było, gdy oglądało się premierowe odcinki filmów i seriali Stanisława Barei, czy najlepsze perły polskiego kabaretu. Jest śmiesznie, bywa strasznie, a na koniec wszyscy potykamy się o meble w ciasnych pomieszczeniach. 

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować