Motocyklowa podróż poślubna do Rumunii i jeszcze dalej

Jan Pelczar | Utworzono: 04.03.2017, 10:03 | Zmodyfikowano: 04.03.2017, 10:03
A|A|A

Sylwia: "Dwoje ludzi. Dwa koła. 18 kg bagażu. 11 krajów. 3 tygodnie. 5,8 tyś. km. Żadnych strat. Same zyski. I odpowiedź na najważniejsze pytanie: Jak kochać i nie zwariować po 504 godzinach przebywania ze sobą non-stop? Taka była nasza podróż poślubna". Opowiadanie o niej w "Podróżach z Radiem RAM" zaczęliśmy od pytania, jak się robi zdjęcia przy 150 km/h. 

Do podróży trzeba się było odpowiednio przygotować. O sprzęt zadbał Jacek, o część wyposażenia: rodzice młodej pary.

Szczegółowy harmonogram opisywał jedynie początek trasy. A i tak na metę pierwszego dnia nie udało się dotrzeć.

Jak ich przywitała Rumunia? "Co możemy powiedzieć? KOSMOS! W pozytywnym tego słowa znaczeniu! Genów nie da się oszukać! Zew rumuńskiej krwi wzywa Ślązaka do lasu" - śmieje się Sylwia.

 

Pierwszy dłuższy postój w Rumunii to Maramuresz. "Miejsce magiczne, wypełnione muzyką i przepełnione ludźmi. Nagrobki ręcznie malowane i opowieści na nich o św. pamięci pochowanym, snute barwnie i z dużą dozą humoru. Kwintesencja północnej Rumunii. MZK - Musisz Zobaczyć Koniecznie" - polecają Siedleccy.

Na ich trasie musiał znaleźć się Sibin - przepiękne miasteczko uniwersyteckie. "Musieliśmy tam pojechać! Tam urodziła się moja babcia. Mimo, że nie ma jej już z nami, kuchnia rumuńska w jej wydaniu była najlepsza na świecie. Musieliśmy zatem oddać się przyjemności konsumowania - mititei, sarmale, mamałyga i grillowane warzywa. Uczta dla podniebienia..." - wspomina Sylwia. Przy okazji porozmawialiśmy o rumuńskim jedzeniu. Ani się spostrzegliśmy, a wjechaliśmy do Bułgarii, na nocleg w wieżowcu ze starej płyty. Sylwia: "Ruse to ważny port rzeczny, ale miasto dość dziwne. Z jednej strony już bardzo nowoczesne, wypełnione urokliwymi restauracjami, nocnym życiem, z drugiej strony witające placami defiladowymi, starymi hotelami, liczącymi sobie co najmniej 50 lat, przed którymi parkują najdroższe auta świata".

Sylwia: "Bułgaria żegna nas piękną autostradą powstałą ze środków Unii Europejskiej. Kameralny parking w ich wydaniu posiada kranik, pod którym można się obmyć oraz czysty, świeżo wymieniony ręcznik, zawieszony na metalowym haczyku. My zerujemy tam ser przywieziony z Rumunii - Kaszkawał, zanurzając go w pysznym, naturalnym, porzeczkowym dżemie, również rumuńskiej produkcji. Czas na Grecję!".

 
Motocykliści są wszędzie tam, gdzie widoki zapierają dech w piersi. Grupa motocyklistów z Warszawy, których Siedleccy spotkali po drodze przemierzając Park Galicica od Jeziora Ochryda do Jeziora Prespa. Anglik, który podróżuje po Rumunii z dwoma motocyklami w vanie, czeskie małżeństwo po sześćdziesiątce na motocyklach, które mają niebotyczne przebiegi. Ona zrobiła prawo jazdy na motocykl 3 lata temu, on nie zsiada z motoru od 20 roku życia. Na liczniku jednego z wielu motocykli - ponad 100 tysięcy km. Pamiętają też motocyklistów ze Słowenii:  "Widok motocyklisty nie jest rzadki, ale widok motocyklisty na takim samym motorze jak nasz - już bardziej. Musiał być uścisk dłoni, musiały być zdjęcia".
 
 
Po takich spotkaniach goście Podróży z Radiem RAM wiedzieli wszystko - gdzie jechać, którędy i jak szybko. Z polecenia trafili m.in do Ochrydy i nad Jezioro Ochrydzkie.

Sylwia: "Ochryda - miasteczko wpisane na listę światowego dziedzictwa Unesco. Urok, czar, magia i gumisiowy sok. kamień, wąskie, brukowane uliczki, piękne jezioro w środku miasta, restauracje ulokowane w skałach wpadających do jeziora. Wrażenie - jakby zaraz woda miała podmyć talerz wypełniony boskim jedzeniem - bezcenne. Jezioro najlepiej podziwiać z najwyższego punktu widokowego Parku Galicica. Miejsce położone między dwoma jeziorami. Dla amatorów motocyklowych podróży - RAJ!".

 

Na koniec opowieść o najbardziej dramatycznym momencie podróży poślubnej. Sylwia: "Trasa prowadząca do Krainy Nicości. 3 km drogi, której nachylenie w najtrudniejszych momentach sięgało 18%, pokrytej błotem, liśćmi i spływającą wodą. Motocykl turystyczno-sportowy mówi takim zdecydowane NIE! 3 km, 2,5 h, spalonych milion kalorii. Krew, pot i łzy".

O Parku Durmitor Sylwia mówi: jeśli miałabym być owcą, to żyłabym, na pewno tam. Wcześniej planuje jednak z Jackiem powrót do Rumunii. Tym razem samolotem. Szukają też motocykla na Trasę Transfogarską, bo weteran ich podróży poślubnej odmówił posłuszeństwa.

 

Po takich wrażeniach prowadzący Podróże z Radiem RAM też idzie na urlop. Przez najbliższe trzy soboty o swoich wyprawach opowiadać będą goście Krzysztofa Majewskiego.

 

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować