Wrocław: Park Linowy bez kasków. Czy to zgodne z prawem? [FILM]
Zabawa w parku linowym bez kasków - to skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne - napisała do nas nasza stała Słuchaczka. Jak mówi, była w wielu podobnych miejscach, ale nigdzie nie spotkała się z taką sytuacją jak na wrocławskiej wyspie Opatowickiej.
W liście do redakcji Słuchaczka pisze, że dzieci obijają się o materace i zabawa kończy się płaczem. Część rodziców, tak jak ona, rezygnuje z atrakcji. Pojechałam na wyspę, żeby zobaczyć jak wyglądają zabezpieczenia. Uczestnicy dostają uprzęże, przechodzą szkolenie na jednej z tras i mogą wchodzić nawet na wysokość kilkunastu metrów. Muszą pamiętać o wpinaniu się w liny. Kasków nie ma i nikt tego nie ukrywa. Jak mówią instruktorzy, nie są potrzebne.
Instruktor prowadzący szkolenia Wojciech Stasiak: - Karabińczyki są głównym zabezpieczeniem. Kask nie jest potrzebny - przekonuje:
Chętnych do zabawy nie brakuje:
Wojciech Sierpawski ze stowarzyszenia parków linowych w Polsce wie o tym,że we Wrocławiu nie używa się kasków i dodaje, że jest jeszcze jeden taki park gdzie obowiązują te same zasady. Co ważne: nie ma przepisów, które nakazywałby używanie kasków przez gości parków linowych. To zależy od właściciela. W tym wypadku prawo nie jest łamane. Ci, którzy wolą dmuchać na zimne, wpisują używanie kasków w swój regulamin. W przypadku wrocławskiej wyspy Opatowickiej regulamin punkt 13 mówi o tym, że :
"każdy uczestnik przed wyruszeniem na trasę dostaje sprzęt asekuracyjny - uprząż, lonżę, karabinek lub kask. Kaski są wymagane dla małych dzieci - na trasie Myszka. I tu nikogo nie trzeba przekonywać, że to konieczne:
W przypadku dorosłych - nikt kasków nie wymaga. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby kaski były przy wejściu, ten kto by chciał mógłby skorzystać. W tej sytuacji decyzja zostaje pozostawiona korzystającym z parku.