Spór o Kapuścińskiego i "Katyń" Wajdy (c.d.)
Ten spór trwa na naszych łamach od końca stycznia. Wywołał go Leszek Budrewicz swoim felietonem o "Katyniu" Andrzeja Wajdy.
Odpowiedział mu (w komentarzu pod tekstem) Ian Pelczar. Budrewicz napisał wówczas kolejny, obszerny tekst o "Katyniu" i Ryszardzie Kapuścińskim. Pod tym artykułem znajdziemy komentarze Tomasza Sikory oraz internauty o pseudonimie Gezo. I właśnie do nich Budrewicz kieruje swoją kolejną wypowiedź. Oto ona:
Dziennikarstwo – kreacja czy solidność
Niezupełnie zgadzam się z Tomkiem Sikorą w kwestii "Katynia". Ankieta przeprowadzona przed premierą filmu wykazała, że znaczący procent polskich obywateli, zwłaszcza młodych, odpowiedziała na pytanie o sprawców katyńskiej tragedii, że to Niemcy. Był to regres w stosunku do lat 90., choć oczywiście wielki postęp w stosunku do lat PRL.
"Katyń" w Hollywood
Jeśli założymy, że znajomość historii jest ważna zarówno sama dla siebie, jak i w sensie użytkowym, to okaże się, że zarówno wiedza historyczna, jak i pamięć zbiorowa (to dwie różne rzeczy) są jakościami dynamicznymi, które wchodzą w zmienne relacje z amnezją.
Amerykanie - z jednej strony - nic nie wiedzą o świecie, ale - z drugiej strony - to właśnie tamtejsze elity, a dokładnie amerykański Senat przeprowadził pierwsze międzynarodowe śledztwo w sprawie Katynia, choć oczywiście w latach 50., kiedy do niego doszło, było ono przede wszystkim aktem politycznym.
Zaś członkowie Akademii Filmowej, którzy nominowali film Wajdy, kierowali się w większej mierze kategoriami kreacji i obrazu. Choć - tak jak np. w przypadku filmu Polańskiego o Szpilmanie - w decyzji o tej nominacji jest pewien rodzaj zamysłu etycznego i politycznego.
Kapuściński w mainstreamie
Co do Kapuścińskiego, to chyba obroni się on formą, która jednak jest najważniejsza tylko w pewnym typie dziennikarstwa, np. w polskiej szkole reportażu (oprócz Kapuścińskiego to Kąkolewski, Krall, Lovell, Mularczyk, Szejnert i inni…). To forma bliska literaturze, zresztą Janusz Roszko w ogóle kwestionował wagę faktu w reportażu. Może też dlatego, że autorzy reportażu literackiego płynnie przechodzili do literatury, a przecież na terenie literatury „forma jest też treścią”.
Trudno jednak uznać, że amerykański „Report” zawarty w ciągle nie przetłumaczonej książce Woodwarda i Bernsteina „Wszyscy ludzie prezydenta” to fikcja. Aczkolwiek trzeba było wielu lat, żebyśmy dowiedzieli się kim był tajemniczy informator Woodwarda w Białym Domu, osławione „Głębokie gardło”.
Reportaż literacki ma oczywiście swoje prawa, ale nie odpuszczałbym tak łatwo rozróżnienia na fakt i fikcję.
Gezo – sprawdzaj fakty
Jeszcze słowo do komentarza Gezo, choć nie sądzę, żeby polemika z uwagami tyleż kategorycznymi, co anonimowymi, była celowa (acz wiem że takie twierdzenie to w necie herezja).
Otóż Kapuściński sam mówił, że nie notuje, potwierdzali to też ci, którzy widzieli jak pracował na przykład w Stoczni Gdańskiej.
Co do tak lekceważonych przez Gezo „kauczuków”. Te zarzuty – przypominam - postawił brytyjski etnolog, który mieszkał 10 lat na terenach, po których Kapuściński tylko podróżował. Temuż etnologowi recenzję „Hebanu” powierzył „Times Litterary Suplement”. Jeśli chodzi o strefę języka angielskiego, równie ważne jest chyba tylko to, co o książkach pisze „The New York Review of Books”.
Przypomnijmy, że na poprzedni tekst Leszka Budrewicza także Ian Pelczar odpowiedział obszernym tekstem.