„To nie jest kraj dla starych ludzi”
Bracia Coen, od zawsze wzorujący się na dokonaniach Sama Peckinpaha pokazują nam swoje najkrwawsze dzieło. Niekiedy dosłownie. Na planie oszczędzano na wielu rzeczach. Na przykład na plenerach.
Teksas kręcono w Newadzie, bo było taniej. Dopiero Tommy Lee Jones przekonał braci Coen, że warto parę scen nakręcić w prawdziwym Teksasie. Coenowie sami zadbali zaś o krew- przywieźli jej całe kontenery z Londynu. To była specjalna sztuczna krew, by statyści mogli w niej leżeć godzinami w palącym słońcu, bez groźby, że zostaną zaatakowani przez owady lub inne zwierzęta.
Sztuczna krew importowana nie miała bowiem cukru, który w tej tradycyjnej z syropu kukurydzianego, jest stałym składnikiem. A co spowodowało, że film „To nie jest kraj dla starych ludzi" obwołano najlepszym dokonaniem w twórczości braci Coen? Żeby odpowiedzieć na to pytanie trzeba się cofnąć o całą dekadę.
W eseju opublikowanym w New Yorkerze krytyczka Daphne Merkin natarła braciom uszu za zatrzymanie się w rozwoju moralnym. Jej zdaniem Coenowie nie byli w stanie wynagrodzić i przezwyciężyć poczucia pustki w swoich filmach."Dopóki nie znajdą sposobu na wpuszczenie odrobiny rzeczywistości, dorosłej rzeczywistości, Joel i Ethan Coenowie będą w jakiś sposób upośledzeni- nie będą nikim więcej niż najbystrzejszymi dzieciakami w swojej klasie".
Tak pisała Merkin 10 lat temu. Tekst nie bez powodu przywołał wraz z premierą najnowszego filmu recenzent Observera. Można przypuszczać, że „To nie jest kraj dla starych ludzi" jest odpowiedzią na prośby, największym dokonaniem autorów. W „Observerze" ubrano to w dialog z filmem.
Jest w nim scena, w której pomocnik szeryfa pyta się Tommy'ego Lee Jonesa po krwawej jatce: „To niezły bajzel, czy nie"?. „Jeśli to nie jest bajzel, to do czasu jak się bajzel zdarzy naprawdę starczy"- pada odpowiedź. A „Observer" pisze o filmie „To nie jest kraj dla starych ludzi": „Jeśli to nie jest arcydzieło, to do czasu, jak się arcydzieło zdarzy naprawdę starczy".
Nominowany do 8 Oscarów film braci Coen jest faworytem tegorocznego wyścigu po nagrody. Twórcy otrzymali już prawie każdą nagrodę za najlepszą reżyserię lub scenariusz, ale dwukrotnie ulegli w kategorii najważniejszej.
I dziennikarze przyznający Złote Globy i Brytyjska Akademia Filmowa najlepszym filmem obwołała „Pokutę". Czy na Oscarach historia się powtórzy? Bracia mogą na przykład otrzymać po trzy Oscary-za montaż, reżyserię i scenariusz, ale nie dostać tego najważniejszego.
Mogą też być autorami filmu, który dostanie w tym roku Oscarów najwięcej, bo Roger Deakins- operator- ma ogromne szanse, by pozbawić statuetki Janusza Kamińskiego. Zaś absolutnym faworytem jest Javier Bardem, autor drugoplanowej kreacji mordercy.
Taki czarny charakter z miejsca zapisuje się w historii kina. -To jedna z najbardziej przerażający, jeśli nie po prostu najbardziej przerażająca rola jaką kiedykolwiek widziałem- takie zdania w swych recenzjach wysyłanych z festiwalu w Cannes pisali najbardziej doświadczeni krytycy. Bardem cieszył się, że mógł zagrać w „mrocznej opowieści o przemocy i o tym, jak ją powstrzymać".
Do historii kina przejdzie z pewnością fryzura Bardema, wycięta jak spod garnka. Bracia zapamiętali fryzurę ze zdjęcia, które przedstawiało gościa jednego z teksańskich barów w 1979 roku.
„Po prostu skopiowaliśmy fryzurę"- przyznają Coenowie. W rozmowie z „Los Angeles Times" Bardem powiedział : „Nie musisz grać fryzury, fryzura gra samą siebie. Dlatego nie musiałem już grać dziwaka, mając dziwaczną fryzurę". Groźnie w filmie wygląda też Tommy Lee Jones, grający szeryfa.
ktor, który lata po Oscarze za „Ściganego" miał być kolejnym kupionym w Hollywood Teksańczykiem. Facet w czerni, dwie twarze z Batmana, bohater wielu innych nieudanych, ale kasowych filmów akcji, powrócił do wielkiej formy dzięki kameralnym projektom. Jednym z nich są wspomniane pogrzeby, drugim „In the Valley of Elah", za który dostał w tym roku nominację do Oscara, trzecim „To nie jest kraj dla starych ludzi".
Dla Guardiana to wystarczyło, by obwołać aktora najlepszym w jego kategorii wiekowej. Wybór poparł jeden z producentów słowami: „Z pozoru to bardzo twardy facet, ale pod tą powierzchnią kryje się sentymentalna natura".
GWIAZDA
Cormac McCarthy autor powieści „To nie jest kraj dla starych ludzi" wyręczył braci Coen w jednym z ich ulubionych zajęć. Mistrzowie dialogu po latach fajerwerków z „Big Lebowskim" na czele mogli spokojnie przenieść z książki kwestie bohaterów słowo po słowie. Film Coenów jest adaptacją powieśći „To nie jest kraj dla starych ludzi". Tytuł to cytat z Yeatsa, z wiersza „Żeglując do Bizancjum". Autor powieści Cormac McCarthy. Jego twórczość jest brutalna i surowa, ale nie pozbawiona piękna i miłości. Pisarz był nazywany wielkim amerykańskim efekciarzem, mizoginem, biblijnych rozmiarów histerykiem, wieszczem apokalipsy. Przywołujący te określenia w Guardianie Jason Cowley dostrzega, że McCarthy potrafi pięknie mówić o miłości. Nie w opisach jednakże. Autor najlepiej czuje się w dialogach, poprzez kwestie mówione właśnie zgłębia wnętrze swoich bohaterów. McCarthy ostatnio wstrząsnął Ameryką dwa lata temu. Jego powieść „The Road" uznana za najwybitniejsze z jego dotychczasowych dokonań trafiło nawet do klubu książki Oprah Winfrey. Wszystko dzięki historii chrześcijańskiego odkupienia. Przecież autorce popularnego talk-show nie spodobała się raczej brutalna strona opowieści. McCarthy opisał kanibalizm. Bohaterowie jego powieści pieką nad ogniskiem małe ludzkie dziecko. Decyzja Winfrey zbiegła się w czasie z filmem braci Coen. McCarthy z miesiąca na miesiąc stał się w Stanach Zjednoczonych sławny. Teraz, za sprawą adaptacji jego powieści do sławy wybijają się inni.