Mistrz jesieni i Mistrz Polski zagrali na remis przy komplecie publiczności we Wrocławiu
fot. Aleksander Ogrodnik
We Wrocławiu mierzył się lider tabeli ekstraklasy z aktualnym mistrzem Polski, ale od soboty w stolicy Dolnego Śląska głównym tematem była pogoda. Klub uspokajał w mediach społecznościowych, że boisko będzie gotowe do gry i tak było. Różnica z wcześniejszymi meczami rozgrywanymi jesienią na Tarczyński Arenie polegała na tym, że linie były koloru czerwonego.
Od pierwszych minut optyczną przewagę mieli goście i gra toczyła się głównie na połowie gospodarzy. Raków był częściej przy piłce, prowadził atak pozycyjny, a Śląsk cofnięty na własną połowę szukał szans w kontratakach. Ani jedni, ani drudzy nie stwarzali zagrożenia.
Zadania piłkarzom nie ułatwiała murawa, która była zielona, ale bardzo śliska. Być może miała wpływ na zachowanie Aleksa Petkowa w 24. minucie. Po dośrodkowaniu z prawej strony bułgarski środkowy obrońca gospodarzy w prostej sytuacji nie trafił w piłkę, która trafiła do Sonny Kittela, a ten posłał ją z bliska do siatki.
Na tym emocje w pierwszej połowie się zakończyły. Raków strzelił gola, ale nie zmienił swojego stylu i nadal grał bardzo agresywnie, wysokim pressingiem, a Śląsk nadal miał z tym duży problem i nie potrafił wyjść z własnej połowy. Bramkarz gości Vladan Kovacevic był całkowicie bezrobotny, ale Rafał Leszczyński też nie miał za dużo pracy, bo przyjezdni co prawda mieli przewagę, lecz nie przekładało się to na sytuacje.
Poza akcją, po której padł gol, godną odnotowania była jeszcze w pierwszej połowie sytuacja, kiedy urazu nabawił się Łukasz Bejger. I być może warunki też miały na to wpływ. Zawodnik po jednej z interwencji padł na murawę i co prawda próbował później jeszcze grać, ale jeszcze przed przerwą został zmieniony i z łzami w oczach zszedł do szatni.
W drugiej połowie Śląsk zaczął odpowiadać na agresywną grę i mecz się ożywił. Wrocławianie mieli nadal problemy z wykreowaniem sytuacji bramkowej, ale potrafili przedrzeć się pod pole karne gości. Po jednej z takich akcji i wywalczeniu rzutu rożnego zespół trenera Jacka Magiery mógł doprowadzić do remisu, ale piłka po strzale Petkowa trafiła w Kovacevica.
Nastawienie Śląska się zmieniło i Raków miał więcej miejsca na swoje ataki, ale nie bardzo się do tego kwapił. Goście sprawiali wrażenie zadowolonych, bo prowadzili i bez problemów rozbijali ataki rywali. Za ten minimalizm Raków został skarcony.
Piotr Samiec-Talar wygrał pojedynek na skrzydle, zobaczył, że Kovacevic wyszedł daleko z bramki, uderzył i piłka wpadła do siatki. Błąd bramkarza Rakowa był ewidentny. Mecz się od tego momentu ożywił. Goście rzucili się do ataku i ponownie zepchnęli Śląsk do obrony. Gola mógł jednak zdobyć zespół trenera Magiery. Po długim podaniu Erik Exposito znalazł się sam przed Kovacevicem, ale tym razem ten zachował się doskonale i odbił strzał Hiszpana.
W ostatnich minutach Raków uzyskał ogromną przewagę i w polu karnym Śląska co chwilę było groźnie. Mistrzowie Polski mieli swoje szanse, ale broniący się całym zespołem wrocławianie zdołali utrzymać remis do końca
Śląsk Wrocław – Raków Częstochowa 1:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Sonny Kittel (24), 1:1 Piotr Samiec-Talar (67)
Żółta kartka – Śląsk Wrocław: Petr Schwarz. Raków Częstochowa: Srdjan Plavsic.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock). Widzów: 40 000.
Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński – Patryk Janasik, Aleks Petkow, Łukasz Bejger (45. Aleksander Paluszek), Jegor Macenko (46. Martin Konczkowski) – Piotr Samiec-Talar, Patrick Olsen (90+3. Michał Rzuchowski), Petr Schwarz, Peter Pokorny (88. Daniel Łukasik), Mateusz Żukowski - Erik Exposito.
Raków Częstochowa: Vladan Kovacevic - Fran Tudor, Bogdan Racovitan, Stratos Svarnas - Jean Carlos Silva, Władysław Koczerhin (61. Ben Lederman), Gustav Berggren, Srdjan Plavsic (82. Deian Sorescu) – Bartosz Nowak (72. John Yeboah), Sonny Kittel (61. Marcin Cebula) - Ante Crnac (72. Łukasz Zwoliński).