Jak John Malkovic

Radio RAM | Utworzono: 29.10.2007, 16:58 | Zmodyfikowano: 29.10.2007, 16:58
A|A|A

fot. Paweł Relikowski ("Polska-Gazeta Wrocławska")

Lubi pan ludzi?

Nie.. Siebie też nie lubię. Przestałem się lubić gdy skończyłem 17 lat. Czy to prawda, że bardzo chciał pan wystąpić na koncercie Iggy Popa we Wrocławiu? Nie to plotka. Po prostu dostałem zamówienie, więc zagrałem. Nie znałem wcześniej jego twórczości, oprócz "Passenger". Ale zadałem sobie trud i zapoznałem się z kilkoma jego utworami.

I?

Rok 1968. Iggi Pop wyglądał jak Mick Jagger i zachowywał sie jak Jagger. Teraz już nie. Rozmawialiście z sobą? Może trzy sekundy. Przed koncertem przywitał się, więc przedstawiłem się i powiedziałem, że jestem jego supportem. Potem po koncercie przekazano mi, że pierwsza piosenka bardzo mu się podobała. Mi zresztą też ( uśmiecha się)

Łapie sie pan na tym, że zachowuje się jak gwiazda?

Bardzo się pilnuje, aby się tak nie zachowywać. Ale jeśli jeszcze utrzymam sie na rynku przez trzy lata to będe się tak zachowywać. Np. teraz na wywiad przyjechałem tramwajem, a nie taksówką.

Nigdy Pan nie ulegał modom?

Czasem ulegałem. W podstawowki miałem biały golf za 30 złotych, do którego przyszyłem zielone pompony. Bo taka była moda.

A propos popularności, kiedyś wstrzymał Pan ruch uliczny w centrum Warszawy?

Nie ja, tylko fani. Było to w roku 1983, kiedy mój zespól Klaus Mitffoch był u szczytu popularności a ja byłem rozpoznawalny. Stałem na przystanku tramwajowym obok Domow Towarowych Centrum i już wtedy zrobił sie raban. Potem nawłaziło mnóstwo ludzi do tramwaju, zaczęli sie przepychać. Chyba chcieli mi dać buzi, czy coś w tym stylu.

Z kim pan jest najczęściej mylony?

W Polsce z Waglem, czyli Wojtkiem Waglewskiam. W Nowym Yorku gdzie pojechałem do brata, ludzie brali mnie za Johna Malkovica. Rozdałem nawet pare autografów jako on. Na ulicy podszedł do mnie jakis facet i mówi: "widziałem cię w tym filmie John, byłeś swietny" i podsuwa mi kartkę. Nabazgrałem mu coś, wracam do brata i pytam o jakiego "Dżana" mu chodzi. Bratowa od razu mówi: Malkovic.

Kiedyś pan powiedział "jestem cieniasem". Co to znaczy?

Bo jestem. Nie mam dobrego głosu, nie umiem śpiewać. jestem kreatywny i dobrze imituje pewne rzeczy. Artystka prawdziwą to jest Wioletta Willas. Ma wspaniały głos i potrafi śpiewać.

W wieku 14 lat podobno przestał Pan rozróżniać kobiety i mężczyzn.

Nawet nie zacząłem. Choć wiedziałem wszystko o tych otworkach i narządach, ale nigdy nie zwracałem uwagi na płeć rozmawiając z kimś. Od kobiet różnimy się tylko fizjologią. Reszta jest taka sama. Na gitarze mam zresztą przyklejony napis: "jestem kobietą".

Jakie są w Panu pierwiastki kobiece?

Jestem za subtelny, zbyt współczujący. Przeginam z empatią.

A ma pan w sobie cechy dziecka?

Nie wyrosłem jeszcze z dziecka, cały czas próbuje się zachowywać jak dziecko. Ale to normalne, że gdy jestem szczęśliwy oczywiście zachowuję się jak dziecko. Obiegowe powiedzenie mówi, że mężczyzna różni się od chłopca tylko ceną zabawek ( uśmiech).

Jako dziecko opowiadał pan bajki?

Byłem niezłym zmyślaczem bajek. Zmyślałem je na poczekaniu. Ale przestałem, bo mój zapał został przyhamowany. W szkole wyśmiano mnie raz czy drugi. Na koloniach w III klasie byłem etatowym opowiadaczem bajek na dobranoc. Mówiłem, mówiłem aż wszyscy usypiali i ja też.

O czym były te bajki, o smokach, krasnoludkach?

Nie pamiętam. Chyba było tam sporo science fiction, bo dość szybko zacząłem czytać Lema.

A po latach napisał pan bajki Puszka cacuszko?

Gdy zobaczyłem strasznie fajne ilustracje Tomka Brody od razu siadłem i napisałem. Mam już wnuki, fajnie gdy dzieci im poczytają. Od 25 lat żyje z muzyki, ale nie zawsze tak było. Gdy wyprowadziłem sie z domu, w klasie maturalnej nosiłem worki w Centrali Nasiennictwa, bo musiałem mieć na czynsz. Potem byłem fotografem w urzędzie geodezji, pracowałem tam 7 lat. Miałem dwójke dzieci i nie miałem z czego żyć i przyjaciel pomógł mi załatwić pracę. Ostatni raz robiłem fotoreportaż z Berlina na zlecenie amerykańskiego pisma. Było to w latach 90-tych i w Berlinie wszedzie stały dźwigi. Teraz fotografuje amatorsko, zdjęcia z podróży.

Pamięta Pan kiedy pierwszy raz wziął do ręki gitarę?

W I klasie szkoły podstawowej bardzo chciałem grać na pianinie. Karin Stanek i piosenkę z Rio Bravo. Ale rodziców nie było stać na pianino, więc kupili mi dziecięcą gitarę. Waliłem więc w struny i śpiewałem "Malowana lala", za co zostałem wyśmiany. Zraziłem się i po gitarę sięgnąłem po 15 latach.

Kim chciał pan być w młodości?

Grafikiem. Usłyszałem od nauczycielki plastyki, że mam niezłą kreskę. Ale nie dostałem się do Akademii Sztuk Pięknych i dałem sobie spokój.

A rodzice na co pana namawiali?

Chcieli abym skończył zawodówkę i był mechanikiem samochodowym. Abym miał konkretny fach w ręku. Nie spodobało im się, że wybrałem liceum.

Ciągle mieszka pan we Wrocławiu, w bloku przy Legnickiej. Czy dalej wisi na ścianie różowy rower?

Dalej. Ale nie na ścianie tylko suficie.

Nie korci pana aby wybudować dom?

Nie. Moja żona jest góralka. Ma własny kawał góry pod Żywcem. Kiedyś był pomysł, aby tam postawić dom, ale rodzina stamtąd powiedziała, musimy tam zamieszkać, bo inaczej w dwa dni dom nam rozbiorą. Zresztą mój brat ma pod Wrocławiem duży dom z basenem.

Nigdy nie chciał pan wyprowadzić się z Wrocławia?

Kiedyś w 83 roku Grześ Ciechowski namawiał mnie na przeprowadzkę do Warszawy, ale nie chciałem. Przez rok mieszkałem w Nowym Yorku.

Podobało się tam panu?

Miejsca nie robią na mnie wrażenia, tylko ludzie. A tam są fajni ludzie, gdy mają pomysł - realizują. Pytają "co robisz?" Mówię: mam zespół, gramy roka, nagraliśmy płytę. Posłuchali. "O fajne. Zrobimy ci trasę koncertową po campusach uniwersyteckich. Michael Jackson z ciebie nie będzie ale zarobisz więcej niż u siebie". Niestety nie miałem z kim grać. Żona miała urwane ścięgno, perkusista się powiesił. Wróciłem. Gdy w Polsce zaproponowałem aby zrobić koncert na Wyspie Słodowej usłyszałem: nie, bo nie.

REKLAMA