"Śpiewam muzykę klasyczną, której dodaję jazzowego posmaku" - wywiad z Mattem Duskiem (Posłuchaj)

Radio RAM | Utworzono: 28.08.2008, 11:58 | Zmodyfikowano: 01.09.2008, 14:23
A|A|A

(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)

Michał Sierlecki : Gościem Radia RAM jest kanadyjski wokalista i muzyk Matt Dusk. Nie zapytam Cię , jaką muzykę lubisz i jakiej słuchasz, ponieważ odpowiedź znajduje się na Twoim albumie „Back In Town” , który był nagrywany w styczniu 2006 roku w studiach Capitol Records w Los Angeles.

Matt Dusk: -Tak. To stosunkowo dawno.

Ale dla naszych słuchaczy w Polsce jest to nowa muzyka.

Nagrywałeś ten album z muzykami, orkiestrą składająca się z 58 osób. Płyta brzmi  doskonale i jest mieszanką różnych stylów , ale rekomendowałeś ten krążek jako stary winyl, stronę A i B.

- Kocham różne style w muzyce . Na „Back In Town” ważne sa  dla mnie dźwięki, przy których dorastałem - Nat King Cole, Dean Martin, Tony Bennett. Jedna strona nagrań to standardy , prawie takie jak „The Way You Look Tonight”, czy „The Best Is Yet to come”, ale lubię także mieć w repertuarze nowe piosenki, dlatego napisałem ich kilka, poprosiłem inne osoby , by też coś stworzyły i tak powstały nowe utwory, które brzmią, jak stare, ale w dzisiejszych czasach.  I są dla młodych ludzi.

Przygotowałeś aż 400 utworów. To musiał być naprawdę trudny wybór.

- Jeśli chodzi o tak zwany „American Song Book” , jest tam tyle klasycznych songów, które każdy zna, Ty z pewnością też , jak choćby „I’ve got You under my skin”, „Smile” , ale chciałem , by zabrzmiały trochę inaczej, by ludzie mówili, że przypomina im to znane utwory, lecz nie do końca podobne jest do „NewYork , New York” , czy „My Way” .

(Posłuchaj drugiej części wywiadu)

Album rozpoczyna się od pełnego energii tytułowego utworu „Back inTown” ze znakomitą aranżacją.

- „Back In Town” aranżował Patrick Williams , który kiedyś aranżował dla Franka Sinatry. Pomyślałem, że jeśli ten utwór powstałby czterdzieści lat temu, kto mógłby go wtedy zaaranżować? Najprościej było sprowadzić gościa, który wtedy robił to dla Sinatry i on na pewno podejdzie do tego w ten sam sposób.

Rzeczywiście nagrałeś kilka utworów z repertuaru Sinatry. Wykonałes też świetnie  dedykowany mu i napisany przez Bono "Two Shots of Happy, One Shot of Sad". Ale powiedziałeś, że chcesz odcisnąć własne pieno na tych klasykach.

- Oczywiście. Ponieważ tak wiele standardów było wykonywanych przez ludzi, których lubimy, chciałem by te nowe nagrania wywoływały pewne skojarzenia w stylu: „To brzmi , jak Luis Prima, a to jak Nat King Cole.

Miałem okazję oglądać Twoje wykonanie „My Way” Franka Sinatry na kanale „You Tube” i czytając komentarze  natknąłem się na sporo opinii słuchaczy, którzy podejrzewali, że byłeś zmuszony do zaśpiewania tego utworu i tak naprawdę go nie lubisz. Czy to prawda?

-Nie. To nie tak. Kiedy śpiewasz taki utwór , jak „My Way”, a ja mam zaledwie 29 lat  i jeszcze nie zaznałem wiele w życiu, wykonujesz ją razcej jako hołd dla pokolenia ludzi, którzy są starsi i mają pewne etapy za sobą. To mój sposób śpiewania w stylu „To wasz utwór” . Zaśpiewałem go , ale nigdy bym go nie nagrał. Ja nie umieściłem tego na „You Tube”. Zrobił to ktoś, komu podobało się takie wykonanie.

Wiesz, nawet , gdy Sinatra wykonywał „My Way” , im był starszy, tym ta piosenka stawała się bardziej naturalna i prawdziwa.

- Tak. Gdy byłem nastolatkiem, ludzie mówili mi, że nie mogę wykonywać tego utworu. Ale z wiekiem, gdy stajesz się starszy i wiesz coraz wiecej, dodajesz tej piosence coraz więcej odcieni. I to jest najwspanialsze w muzyce. Im starszy jesteś, tym lepszy możesz być. Nie mogę się zatem doczekać, kiedy będę miał sześćdziesiąt lat i mogę wtedy zaśpiewac „My Way”

(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)

Miałeś zostać ekonomistą a stałeś się muzykiem jazzowym. Jak do tego doszło?

- Nie szło mi z tym najlepiej. Mój ojciec prowadzi buisness i chciał , bym to przejął. Ja jednak kochałem muzykę i kiedy byłem na uniwersytecie, stwierdziłem , że muszę tylko dostać stopień i po prostu stamtąd odejść. Nie zależalo mi już, jaki to będzie stopień. Chciałem tworzyć muzykę, ale dziś bez uniwersytetu nie byłbym tym, kim jestem. Nie chodziło wyłącznie o stopnie, ale o ludzi , jakich tam spotkałem. Jednym z moich nauczycieli był Oscar Peterson, prawdopodobnie jeden z najwybitniejszych pianistów jazzowych , jacy żyli. Był to dla mnie zaszczyt , móc uczestniczyć w jego zajęciach, bo on był prawdziwy w tym ,co robił.

Chciałem Cię spytać o Oscara. Jaką był osobą?

- Bardzo cichą i spokojną. Ale było w nim zdumiewające to, że mógł przez kilkanaście minut mówić i mówić i kończył wypowiedź w taki sposób : „I to własnie grałem z Countem Basie”. A za chwillę : „ A to grałem z Lesterem Youngiem”.  I tak dalej. Ale było w tym mnóstwo pokory.

Interesowałeś się także operą i muzyką klasyczną, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Czy nadal interesujesz się tą tematyką?

- Tylko wówczas , gdy śpiewam w duecie. Kiedy byłem bardzo młody, bardzo dużo czasu poświęcałem muzyce klasycznej. Śpiewałem każdego dnia. Bardzo pomocni są nauczyciele śpiewu, bo oni ucza Cię, jak właściwie używać swojego głosu i go nie stracić. Wielu piosenkarzy rocka ma problem ze śpiewaniem, ponieważ oni krzyczą. Ale czy ja do tego wrócę? Nie. Nie jestem bardzo dobry.

Kolejnym wspaniałym utworem na Twoim albumie jest temat „A million Kisses late” z sekcją dętą Cliffa Mastersona.

- To angielski muzyk . To , co najlepsze w nagrywaniu nowego albumu , to fakt, że możesz odnaleźć najlepszych młodych fachowców w tej dziedzinie i on do nich należy. To młody aranżer. Ma dwadziescia osiem, może dwadziescia dziewięć lat. I wtej chwili jest wziętym aranżerem w świecie muzyki filmowej. I wspaniale, że młoda osoba może stac się tak wielką postacią.

(Posłuchaj czwartej części wywiadu)

Szczerze mówiąc ciekawi mnie także Twoja rodzina. Dziękujesz na płycie mamie, tacie i bratu. Czym on się zajmuje?

- Mój brat? Ma kłopoty (śmiech). Pracuje dla mojego taty. To on przejął interes rodzinny, nie ja.

Jesteś także producentem albumu , wespół z Terrym Sawchuckiem. Czy było to dla Ciebie wyzwanie?

- Niespecjalnie. W tym biznesie na początku niewiele wiesz, ale z czasem dorastasz. Produkowałem swoje albumy odkąd skończyłem osiemnaście lat. Musisz sam zatrudniać muzyków. Ale dorastałem otoczony mnóstwem ludzi. To , czego ludzie czasem nie rozumieją, że dysk z godziną muzyki zajmuje czasem rok planowania. I kiedy skończysz i naciśniesz przycisk „play” wiesz, że było warto.

Mamy także przykład świetnego swingu w nagraniu „Get me to The church on time”. To chyba opowieść o cermonii ślubnej, prawda?

- Wiesz, moja przygoda ze śpiewaniem zaczęła się od karaoke. Kiedyś śpiewałem dla zabawy karaoke. Ale pewnego dnia ktoś powiedzał mi: „Zaśpiewaj dla mnie, a ja Ci zapłacę.” Pomyślałem wtedy:Naprawdę? I zacząłem śpiewać na weselach. Robię to zresztą do dzisiaj. To świetna zabawa. Ludzie piją drinki , śmieją się, bawią. „GetMe To The Church On Time” przypomina mi o wszystkich weselach i wieczorach kawalerskich , w których uczestniczyłem. Pan młody zawsze mówi mi wtedy, bym go tylko doprowadził na czas do kościoła, cokolwiek się wydarzy. To temat z „My Fair Lady”.

(Posłuchaj piątej części wywiadu)

Chciałbym zapytać Cię również o Ala Schmitta. Jest legendarnym inżynierem dźwięku. Jak wam się razem pracowało?


- Al Schmitt stworzył moje ulubione albumy Diany Krall i Harry’ego Connicka Jr. Gdy usłyszałem jego brzmienie, pomyślałem, że to ten, z którym chciałbym pracować . Wiedzał, jak nagrywać w Capitol Records, gdzie śpiewali Sinatra, Fitzgerald. Znał ustawienie każdego mikrofonu i to on musiał miksować całosć. Jest wspaniałym człowiekiem.

Napisałeś kiedyś, że publiczność powinna mieć się na bacznosci, bo na koncertach możesz wskoczyć w tłum i poprosić kogoś o zaśpiewanie fragmentu piosenki. Czy to się zdarza?

- Na każdym koncercie. Wchodzę w tłum . Podstawiam ludziom mikrofon do ust, by śpiewali. Jeśli tego nie robią, zachęcam kelnera, by nalał kolejna lampkę wina i tak do skutku. Muzyka i taniec łączą się. Została stworzona do celów użytkowych. Na początku tak własnie było. Muzyka służyła tańcowi. Zawsze dbam o to, by publiczność bawiła się tak dobrze, jak to tylko możliwe.

Nagrywałeś też z Vincem Mendozą. Muszę przyznać , że to jeden z moich ukochanych aranżerów. Bardzo lubię „Both Sides Now” Joni Mtchell , ostatnio nagrywał z Trainchą z Holandii. Jak doszło do waszego spotkania?

- On jest jesdnym z najlepszych studentów Patricka Williamsa. Ponieważ produkował album z Terrym Sawchukiem i ze mną. Powiedzieliśmy mu , że jesteśmy wielkimi fanami Vince’a i czy jest możliwość sporwadzenia go na pokład naszego porjektu, a Patrick na to : „Nie ma sprawy”. I Vince zaaranżował cudownie „April Moon”. Nadzwyczajne jest w nim to , jak w linii melodycznej smyczków odbija się tekst piosenki. Kiedy pracuje się z aranżerem, który słyszy coś wiecej, niż tylko muzykę, wiesz , że to nagranie przetrwa próbę czasu.

(Posłuchaj szóstej części wywiadu)

Kolejnym bohaterem twego krążka jest dla mnie Vinnie Colaiuta.

- Jest niezwykły. To geniusz. Potrafi zagrać na perkusji  niemal wszystko. Widziałem go u boku Stinga. Był niesamowity. Jest szalony. Ale to w nim lubie najbardziej.

Jesteś teraz w takcie trasy koncertowej , prawda?
 
- Tak. Gramy kilka koncertów, ale nagrywamy także nowy album.

Kiedy powinnismy się go spodziewać?

- W Ameryce ukaze się pod koniec 2008 roku, zatem w Polsce prawdopdobnie  w 2009. Chcę tu przyjechać i zagrać koncert. Trasa i kontakt z publicznością to najlepsze w tym zawodzie.

Nie jesteś jeszcze żonaty?

-Nie. Wciąż jestem młody.

Wiesz, jestem w Twoim wieku. Przekroczyłem co prawda trzydziestkę. Ale obaj urodziliśmy się w 1978 roku.

- Jak to jest skończyć trzedziesci lat?

Cóż, na początku myśłisz o swej przeszłości, ale potem po kilku tygodniach jest już ok.
Powiedziałeś kiedyś , że nie jesteś tu, by zmienić swiat, ale twoim zadaniem jest przywrócić jazz i wprowadzić go w trochę bardziej przystępne rejony dla ludzi. Mówiłeś to wówczas, gdy ludzie chcieli Cię porównać do Michaela Buble, Jamiego Culluma,czy Petera Cincottiego.

- Jeśli spojrzysz na wspolczesnych piosenkarzy, jak Michael Buble, Harry Connick Jr. wiesz, że śpiewają piosenki znane od zawsze, ale to są nasze interpretacje. Różnią się od siebie. Pod koniec dnia wiem, że ktoś zawsze będzie miał w głowie „Fly Me to the moon” Franka Sinatry i nie zamierzam być lepszy od tego. Śpiewam zatem muzykę klasyczną, której przydaję jazzowego posmaku. Myślę , że młode pokolenie myśli o jazzie w jasno określony spsosób. Ale muzyka wszystkich pokoleń dojrzewa. I jazz także. Myślę , że po prostu nie zmienię świata. Chcę, by ludzie się dobrze bawili. Tym powinna być muzyka.

Dziekuję Ci za wywiad.

-Ja również. Gratuluję ukończenia trzydziestu lat.

 

REKLAMA
Dźwięki
(Posłuchaj drugiej części wywiadu)
(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)
(Posłuchaj czwartej części wywiadu)
(Posłuchaj piątej części wywiadu)
(Posłuchaj szóstej części wywiadu)