"Całe tło mego dzieciństwa to muzyka" - wywiad z Beate S. Lech z Beady Belle (Posłuchaj)
Beate S. Lech/ Beady Belle
(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)
Michał Sierlecki: Gościem Radia RAM jest Beate S. Lech z Beady Belle. Witaj.
Gratuluję nowego albumu, który wydaliście."Belvedere" brzmi fantastycznie. To bardzo dojrzała muzyka i czwarty krążek w waszej dyskografii. Wrócmy jednak do początku, gdy Bugge Wesseltoft zaproponował ci współpracę dla Jazzland Records. Wydaliście wówczas pierwszą płytę „Home". Jak wspominasz tamten okres?
- Był rok 2001. Ukazał się debiutancki album i od tego czasu nagrywamy dla Jazzland Records. Przez te wszystkie lata zmieniłam się bardzo i moja muzyka tez jest dziś inna. Na pierwszym albumie zdawała się po prostu być bardziej klubowa, beatowa, przeznaczona do tańczenia. Ale taka wtedy byłam. Potem ukazał się krążek „Cewbegappic", gdzie bardziej inspirowałam się jazzem i chciałam mieć więcej jazzowych klimatów na płycie.
Myślę , że to pewnego rodzaju ewolucja.
-Tak. Każdy album Beady Belle jest inny. Nie możesz po prostu w ciemno kupować płyty i spodziewać się podobnych rzeczy.
Znakomicie na tym debiucie brzmi utwór „Moderation", który znalazł się również na naszej składance „RAM Cafe". Pochodzi właśnie z debiutanckiego „Home", ale mówiąc o tej płycie, nie sposób pominąć całej sekcji rytmicznej, za którą odpowiedzialny jest twój muzyczny partner Marius Reksjø.
- On jest także basistą. Ale miałam w tamtym okresie telefon od Bugge Wesseltofta, szefa muzycznego „Jazzland Records" , który poprosił mnie o nagranie albumu dla wytwórni. Zaczęłam sama pisać muzykę i teksty. Wreszcie spotkałam się z Mariusem Reksjo i usłyszałam jego zaprogramowane rytmy, linie basu, i pomyślałam , że tego właśnie oczekiwałam od swojego projektu. To on odpowiada za te beaty, ale nie oznacza to ,że ja się niczym nie zajmuję.
(Posłuchaj drugiej części wywiadu)
- Właściwie, czemu nie? Jest tam także odrobina country. W sumie cały album delikatnie wieje klimatem Nashville. Proces produkcji tego krążka różnił się także zupełnie od pozostałych, gdyż technika tworzenia była inna. Na poprzednich albumach mieliśmy muzyków w studio , ale cała praca nad projektem odbywała się już w zasadzie po ich wyjściu. Edytowaliśmy potem te dźwięki, niekiedy wywracaliśmy wszystko do góry nogami, by stworzyć utwory. Wszystko to odbywało się po procesie nagrania muzyki. Na „Belvedere" odczułam potrzebę powrotu do podstaw. Zabraliśmy więc naszych muzyków do Danii, gdzie spędziliśmy mnóstwo czasu w uroczym studio zwanym „PUK". Trwało to dziesięć dni i tam skończylismy nagrywać cały album. Było to nagrywanie w starym dobrym stylu. Bez dalszej edycji. Zatem słychać, że ta muzyka płynie na zawnątrz i słychać szmery instrumentów, wszelkie ich odgłosy. Atmosfera na „Belvedere" jest zdecydowanie różna od naszych wcześniejszych nagrań.
(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)
- Oh, to bardzo miła historia. Kiedy India wydawała swój trzeci album parę lat temu, promowała ten materiał w Europie, udzielała wywiadu dla BBC. Zwykle nie słucham BBC, gdyż mieszkam w Norwegii, ale otrzymałam maila od fana z Anglii, który polecił mi, bym posłuchała wywiadu Trevora Nelsona z India. Odnalazłam go zatem w internecie i kiedy on zapytał ją, jaka jest jej ulubiona muzyka, ona na to : „Beady Belle". Nie mogłam w to uwierzyć. Mały zespół z małego kraju, a tu proszę. Oczywiście materiał był także emitowany na żywo i prowadzący chciał zmienić temat , a India rozprawiała w szczegółach nad Beady Belle , głosem wokalistki i muzyką. Wreszcie Trevor nie wytrzymał i mówi, ze ona chyba żartuje. A ona mu mówi: „Nie. Naprawdę musisz tego posłuchać". Byłam wdzięczna, schlebiało mi to, czułam ciarki na plecach. Jakoś dotarłam do adresu mailowego jej managera i podziekowałam za te słowa. Było mi tym bardziej miło, że miałam wszystkie jej albumy i naprawdę ceniłam ją za to, jak śpiewa. I parę miesięcy temu powróciła do Europy na koncerty. Wtedy spotkałyśmy się w Kopenhadze. Długo gadałyśmy. Jest wspaniałą postacią i po pewnym czasie pomyślałyśmy, dlaczego nie miałybyśmy spróbować nagrać razem piosenki . Wtedy napisałam dla nas ten utwór.
(Posłuchaj czwartej części wywiadu)
- Kilka lat wcześniej Linda zrobiła film, który otrzymał norweski odpowiednik Oscara. Był to krótki obraz z udziałem lalek. Gdy zobaczyliśmy te zdjęcia, stwerdziliśmy, że jej postacie mają w sobie tyle duszy, są czarujące i zachwycają charakterem. Pomyślałam, że warto nawiązać współpracę z tą kobietą. Że ona ma cos w sobie, co sprawia, że tak dobiera kolory i używa tych lalek w taki sposób. Nawet trudno to racjonalnie wytłumaczyć. Linda zaproponowała cztery rodzaje charakterów, jeden tańczący break- dance, twiggy, styl Jamesa Browne'a i styl Freda Astaire'a. Każdy z nich tańczy na swój sposób, ale wszyscy do jednego utworu, którym jest „Self-fulfilling" . Uznaliśmy, że to świetny pomysł. Choć do dziś nie wiem, jak ona zrobiła ten film.
Kolejnym gościem na albumie „Belvedere" jest Jarle Bernhoft- jeden z najlepszych obecnie wokalistów w Norwegii, prawda? Śpiewa z tobą w „Tower of Lament".
- Jarle nagrał właśnie solowy krążek, ale zwykł śpiewać w rockowych kapelach. W zasadzie pojawia się w chórkach w wielu nagraniach na tym wydawnictwie. Jest rzeczywiście znakomity i moim zdaniem to obecnie najlepszy nasz męski wokalista. Chodziłam z nim do szkoły. Jarle od dawna intersował się rockiem, zatem nie mieliśmy wiele wspólnego, ale wierzę, że w głębi serca on jest artystą soul i r & b. Jest w nim też sporo funky i kiedy on zaczyna powracać do tych swoich rockowych zaśpiewów, przywołuję go do porządku i mówię: „Wracaj do mnie" (śmiech). Zatem doceniam to, że zechciał zaśpiewać ze mną na tym albumie i mam nadzieję, iż nasze drogi jeszcze się spotkają.
(Posłuchaj piątej części wywiadu)
- To kolejny wspaniały wokalista, którego spotkałam w 2005 roku, kiedy wydawaliśmy nasz trzeci album „Closer" i występowalismy w Europie. Jeden z konkursów odbywał się w Londynie. Graliśmy w jakimś strasznym miejscu. Był to ciemny klub, scena gdzieś w piwnicy, naprawdę brudno. Ale okazało się, że przyszło około trzystu osób i świetnie spędziliśmy czas. Następnego dnia jednak lecielismy do Chorwacji. Musielismy po koncercie wstać około czwartej nad ranem, zebrać nasze walizy i być gotowym do drogi, zatem po koncercie szybko zwijaliśmy sprzęt. Gdy weszłam do garderoby, było bardzo ciasno. Chwyciłam za walizkę i w pewnym momencie wszystko się z niej wysypało, łącznie z moją bielizną. Wtedy w korytarzu pojawił się Jamie Cullum zdumiony całą sytuacją. Okazało się , że przebywa tam ze swoim bratem. Kiedy się przedstawiał, powiedział, że jest wielkim fanem Beady Belle i ma wszystkie nasze płyty, zna teksty. Znów byłam w szoku. Zaczęliśmy rozmawiać i nagle minęło pół godziny. Jamie stwierdził, że chciałby coś ze mną nagrać, a ja na to, że pewnie żartuje. Wiedziałam,że sprzedał miliony kopii swoich płyt i że jest wielką gwiazdą. Jednak, gdy już byłam w Chorwacji, otrzymałam telefon od swojego agenta - propozycję supportu Jamiego, gdyż właśnie rusza na tournee po Europie i wydał swój kolejny album. Zgodziliśmy się i poznaliśmy zupełnie nową publiczność. Koncertowaliśmy dla dwóch lub trzech tysięcy ludzi w ciągu jednej nocy i to było niesamowite. Oczywiście podczas tej trasy zdołalismy się bliżej poznać. On jest wspaniałym człowiekiem. Mamy ze sobą kontakt. Dlatego nagrałam „Intermission Music". Uważam, że ma świetny głos i jemu to nagranie też się spodobało.
(Posłuchaj szóstej części wywiadu)
- Ten utwór jest przykładem obrazu, zdjęcia. Czytałam powieść, gdzie jedno zdanie wyjątkowo zapadło mi w pamięć. Podsumowywało treść w ten sposób: To wszystko jest jak „kipiące mleko". Pomyślałam, że to kapitalne stwierdzenie. I postanowiłam wykorzystać je w swej opowieści. By uzmysłowic sobie, czym dla mnie jest wyobrażenie kipiącego mleka, musiałam porównać ten obraz do czegoś miękkiego i delikatnego, bardzo kruchego, w każdej chwili gotowego eksplodować. Chciałam stworzyć utwór działający na wyobraźnię i operujący słowami „Boiling Milk". To wspaniałe słowa i świetny obraz.
(Posłuchaj siódmej części wywiadu)
- Jest ich wielu. Dorastałam w rodzinie muzyków. Całe tło mego dzieciństwa to muzyka. Teraz rodzice są nauczycielami. Tato jest Polakiem i wyjechał z Polski do Norwegii jako skrzypek jazzowy. Kiedy byłam mała, słuchałam mnóstwo jazzu i bluesa, Elli Fitzgerald, Billie Holliday, Louisa Armstronga, Milesa Davisa. Tego słuchali rodzice.
Tato jest z Polski, dlatego mamy krótkie nagranie „Moja Jedyna" na płycie „Cewbegappic".
- To właśnie śpiewa mój ojciec.
(Posłuchaj ósmej części wywiadu)
- Własnie skończyliśmy tournee po Francji i Holandii, Austrii i Niemczech. Wrócilismy do domów kilka tygodni temu. Teraz planujemy przerwę w koncertach i niebawem będziemy nagrywać kolejny album. Myślę, że zdarzy się to jesienią. Ponadto spodziewam się drugiego dziecka ,a w przyszłym roku ukaże się nowa płyta i znów będziemy w trasie.
Gratuluję zatem i zapraszam do Wrocławia. Nie możemy doczekać się występów Beady Belle w naszym mieście.
- Nigdy tam nie byłam. Mój ojciec powtarza mi , że to miasto , w którym kiedyś studiował przez rok.
Bardzo dziekuję ci za wywiad.
- Ja także.