Wygrana/Przegrana* Peggy Lee (*niepotrzebne skreślić)
Wojciech Jakubowski
Artystka była wówczas nominowana do nagrody w tej samej kategorii co Włoch, z ceremonii wyszła jednak z pustymi rękami. I to już stało się regułą. Po 1959 roku do Grammy nominowana była dziesięciokrtonie i niemal za każdym razem opuszczała salę jako przegrana, co ciekawe, najczęściej bo aż osiem razy, musiała uznawać wyższość Elli Fitzgerald.
Nie zmienia to jednak faktu, że "Fever", jak pokazał czas, mimo tamtej porażki na Grammy, to kolejny ponadczasowy i ogólnoświatowy hit nad hity, który rozpala umysły wielu, naprawdę wielu artystów którzy od końca lat 50 aż do dziś włączają kompozycję do swojego repertuaru; niedawno uczynił to np. Michael Buble.
Oprócz "Fever" artystka wylansowała jeszcze wiele przebojów, ale ich sława ograniczała się już raczej tylko do Stanów Zjednoczonych, gdzie zresztą wciąż jest niezmiernie popularna. Regularnie wznawiane są jej płyty a koncerty sprzed lat ukazują się na krążkach DVD.
Jednak nie tylko talent wokalny był tym co dostrzegała, zwłaszcza ta brzydsza część rodzaju ludzkiego, o czym niech świadczą chociażby słowa Franka Sinatry: Peggy Lee? Taaak, wspaniały głos, ale i królewska prezencja, elegancja wręcz doskonała, no i ten urok osobisty...
Muzyczny felieton Wojtka Jakubowskiego (Posłuchaj):
Więcej "Muzyki dzień po dniu" znajdziesz w zakładce MUZYKA.