Trio bez lidera (Posłuchaj)
Wojciech Jakubowski
A było czym, bo na swoim koncie mieli bogaty dorobek płytowy i sporo sukcesów, nie tylko w ojczystej Szwecji, gdzie szybko zdobyli status gwiazdy, ale i także w pozostałych krajach, gdzie systematycznie podbijali serca kolejnych melomanów.
Pięć lat temu dotarli i do nas, a wraz z nimi wsponiana sława. Długo by wymieniać wszystkie wyróżnienia, jakie przyznało im środowisko jazzowe od Niemiec przez Francję aż do Japonii. Warto za to wspomnieć, że ich popularność przypominała momentami tę jaka towarzyszy gwiazdom muzyki pop.
Ich płyty gościły na wysokich miejscach list przebojów pokonując albumy z muzyka popularną. Artyści występowali też jako support w trakcie amerykańskiej trasy koncertowej K.D. Lang; tym samym mieli okazję pojawić się na wielkich stadionach i w salach koncertowych przed wielotysięczną publicznością.
W rok po wydaniu albumu "Seven Days Of Falling" koncerty zespołu obejrzało ponad 100 tysięcy ludzi. To właśnie te muzykę promowali u nas jesienią 2004.
Moim zdaniem to najciekawsza płyta tria. E.S.T. było bowiem wtedy u szczytu artystycznej formy.
Kilka dni po wizycie we Wrocławiu liderowi wręczono Europejska Nagrodę Jazzową. Co sprawiło, że z takim zainteresowaniem przyglądał się im i przysłuchiwał muzyczny świat? Praktycznie od początku swojej działalności zaskakiwali wypracowanym przez siebie niepowtarzalnym, charakterystycznym, eksperymentalnym, pomysłowym podejściem do dźwięku i kompozycji.
Zwykła kartka papieru włożona pod struny fortepianu sprawiała, że spod palców Esbjorna wydobywały się dźwięki, jakich słuchacz nigdy nie spodziewałby się po tym instrumencie. Po podobne sztuczki sięgali także: kontrabasista Dan Berglund czy perkusista Magnus Ostrom.
Po listopadzie 2004 E.S.T. gościło w naszym mieście jeszcze dwukrotnie, przez co, myślę, dali się doskonale poznać wrocławskiej publiczności. Jestem też przekonany, że zostali dobrze zapamiętani i pozostawili po sobbie tylko dobre wspomnienia. Niestety, akurat w ich przypadku czas przeszły w jakim się wypowiadam, wspomnienia no i nagrania - to są niezwykle istotne elementy - w tym bowiem składzie nigdy już do nas nie dotrą.
Rok temu, w trakcie nurkowania w okolicach Sztokholmu, Esbjorn Svensson uległ śmiertelnemu wypadkowi, miał wtedy zaledwie 44 lata. Nie wiem, czy Dan i Magnus odważą sie kiedyś wyruszyć w trasę albo wejść do studia pod dotychczasowym szyldem bez Esbjorna - jedno jest pewne: pustka po charyzmatycznym liderze będzie trudna do wypełnienia, o ile w ogóle jest i będzie to możliwe.
Muzyczny felieton Wojtka Jakubowskiego (Posłuchaj):
Więcej "Muzyki dzień po dniu" znajdziesz w zakładce MUZYKA, a TU wczorajszy felieton.