"Z brzęczeniem w uszach gramy bez końca" (Posłuchaj)
Wojciech Jakubowski
Jakby tego było mało nagrywają w studiu, które powstało w miejscu nieczynnego basenu, a gitarzysta nie gra na tym instrumencie w tradycyjny sposób trącając struny palcami a pocierając o nie smyczkiem od wiolonczeli. Krótko mówiąc Sigur Ros. Równo rok temu, w raz z wydaniem płyty „Med Sud I Eyrum Vid Spilum Endalaust”- i tu od razu przepraszam wszystkich biegłych w islandzkim za wymowę, w muzyce grupy pojawiła się wreszcie wiosna. Po ciężkich, mrocznych brzmieniach znanych z poprzednich albumów, nadszedł czas względnego optymizmu, więcej w tych kompozycjach słońca i lekkości, zresztą zmiany te zwiastował już krążek „Taak”. „Bóg płacze w niebie złotymi łzami”, tak o jednym z pierwszym ich albumów napisał przed laty magazyn Melody Maker, tym razem może i łzy już wyschły, jednak zespół zachował swoje charakterystyczne, niepowtarzalne brzmienie, w dalszym ciągu czarując i wciągając słuchacza w swój własny świat. A tak a propos dokonań Sigurów z początków kariery: niemalże równo 10 lat temu ukazał się krążek „Agetis Byrjun”. Z okazji okrągłej rocznicy muzycy poświęcili wydawnictwu specjalną stronę internetową, na której zamieścili zdjęcia, teledyski, i mnóstwo zakulisowych ciekawostek- fani koniecznie powinni tam zajrzeć. Ale to może za moment- teraz zapraszam do krainy elfów.
Muzyczny felieton Wojtka Jakubowskiego (Posłuchaj):
Więcej "Muzyki dzień po dniu" znajdziesz w zakładce MUZYKA, a TU wczorajszy felieton.